Please sign our Guestbok - Wpisz się do Księgi Gosci
 
 
Mail to us / Napisz do nas
 
What the press writes about us / Co piszą o nas w prasie Books, bulletins and articles published by us - Ksiażki, biuletyny i artykuły wydane przez nas Who visited our stud / Kto odwiedził naszą stadninę Information on Korfowe Arabians. Informacje o nas
Trybuna Korfowe Inne wydawnictwa
Other publications
 


Trybuna Wyścigowa 1994 - 1996
Joanna Grootings

Początki nie były satysfakcjonujące...

Sezon 1994: Trening na Torach Wyścigów Konnych w Warszawie

Sezon 1995: Stajnia Wyścigowa Korfowe - spektakularne zwycięstwa (m.in. Rekord Toru Wyścigowego na 1600m, Zwycięstwo w Nagrodach: Janowa-Przychówku, Kurozwęk, II miejsce w Derby)

Sezon 1996: Stajnia Wycigowa Korfowe- spektakularne zwycięstwo w Derby, Zwycięstwo w Nagrodach: Janowa-Przychówku, Kurozwęk i Kabareta)

Kariery wyścigowe naszych koni

Plany na 1997?

Początki nie były satysfakcjonujące...

Koncept  własnej stajni wyścigowej zrodził się już pod koniec 1992 roku za namową naszego przyjaciela Romana Pankiewicza. Mieliśmy wtedy 3 konie w treningu i swojego dojeżdżającego na Korfowe trenera. Niestety zabrakło nam infrastruktury. Nie mieliśmy jeszcze wtedy wystarczającego gruntu, aby wytoczyć treningowy tor roboczy. Nie było gdzie bezpiecznie galopować, dojazdy amatorek ze służewieckiego toru wyścigowego okazały się niewystarczające, a nasz personel posiadał zbyt mało doświadczenia w trenowaniu koni wyścigowych. Cierpieliśmy na brak codziennego fachowego nadzoru.

Satysfakcją było spokojne zajeżdżenie koni. Można było na nie wchodzić i zchodzić bez żadnej pomocy i wszędzie. Sprawa tak prosta, acz nigdy później się z tym nie spotkałam i nurtuje mnie to do dzisiaj: dlaczego jedna osoba musi konia trzymać i "wsadzać" jeźdźca? Dlaczego tak niechętnie z reguły przyjmują konie swego jeźdźca? Być może jest to styl wyścigowy i nikt tak na prawdę się nad tym nie zastanawiał. Nasz Gabriel jednak pozwalał na siebie wsiąść gdzie się chciało i kiedy się chciało. Nie wiem czy czynił to nadal po powrocie z warszawskiego toru, bo go już pod siodłem nie użytkowaliśmy.

Po kilku miesiącach ambitnej pracy zrezygnowaliśmy z prowadzenia własnej stajni wyścigowej i na Służewcu w sezonie 1993 nie wystartowaliśmy.

W końcu grudnia 1993 roku Wadi, Ahmed, Munir i o rok od nich starszy Gabriel wyjechały do treningu na tory wyścigów konnych.

Spis treści

Sezon 1994

Niestety nie wspominam miło moich pierwszych wizyt w służewieckich stajniach wyścigowych. Obraz koni spacerujących godzinami w karuzeli był nader smutny. Co zapamiętałam szczególnie (a co było mi dotychczas bardzo obce) to był smutek w ich oczach i jakaś taka rezygnacja.

Pamiętam, kiedy któregoś dnia odwiedziłam Gabriela - konia nadzwyczaj towarzyskiego i bardzo wesołego. Gabriel był koniem bardzo zaczepnym. Czasami potrafił kogoś skubnąć lub też wygonić z padocku osobę, której nie znał. Czynił to z gracją zatrzymując się tuż przed odwiedzającym - kto miał słabe nerwy - przeskakiwał wtedy przez ogrodzenie.

Na Służewcu zastałam obraz konia stojącego w kącie boksu ze spuszczoną niemalże do ziemi głową, bez radości do życia, błysku w oku i żadnego zainteresowania otoczeniem. Właśnie po tej wizycie podjęłam decyzję, że należy znaleźć inny koncept treningu, aby podobnego stresu koniom zaoszczędzić.

Radość nasza była ogromna, kiedy Gabriel wygrał swój (i nasz) pierwszy wyścig o 10 długości.

Wadi i Ahmed startowały z różnym powodzeniem. Pokazały jednak swoją klasę wygranymi wyścigami w czołówce swego rocznika. Widać było, że Ahmed zapowiada się na klasycznego konia wyścigowego - pokazywał on świetny czas nawiązując jednocześnie walkę z niemieckim Kishanem. Wadi rósł na silnego atletę i powoli pokazywał również swoją klasę. Swą karierę rozpoczął startując nieco w zbyt "obfitej" kondycji ale "dochodził" do formy wyścigami.

Bacznie obserwując moje "niunie" niestety nie bezpodstawnie zaczynałam obawiać się o ich zdrowie psychiczne, a szczególnie o Ahmeda, który zawsze był koniem delikatnym i "szczerym". Zaczynał on wyłamywać przed wyścigami i pokazywał, że zupełnie nie ma chęci do galopowania. Widać było, że jockey nie dawał sobie z nim rady. W stajni mówiło się, że nikt na nim nie chce jeźdźić, a nawet samemu jockeyowi "wyłamywał" ręce.

Munir biegał dosyć przeciętnie. Dopiero kiedy jesienią został sprzedany do Włoch - wygrał nowemu  właścicielowi kilka wyścigów zwracając tym samym pieniądze, które za niego zapłacił.

Podobno wykazał się swoimi możli-wościami dopiero we Włoszech...

Nasze rozczarowanie osiągnęło swój punkt kulminacyjny w Arabskim Dniu Wyścigowym. Przybywszy na tory dowiedzieliśmy się, że Wadi i Ahmed z powodu kontuzji zostały wycofane z udziału w Nagrodzie Białki.

Rozczarowaliśmy się również w stosunku do trenera, który nie uważał za słuszne aby nas wcześniej o tym poinformować.

Munir obronił honoru prywatnych hodowców startując w Nagrodzie Polskiego Towarzystwa Hodowców Koni Arabskich zajmując trzecie miejsce.

Tego dnia, ostatecznie zdecydowaliśmy, że konie trenować będziemy u siebie w domu. Skontaktowaliśmy się z Miszą Pietriakowem prosząc o pomoc w znalezieniu odpowiednich ludzi do pracy. Byliśmy zaskoczeni, że zaoferował nam swoje usługi. On również, acz z innych przyczyn chciał odejść ze Służewca.

Te, w dziwny sposób jednoczesne w czasie, kontuzje były przysłowiową kropką nad "i". Nikt nie potrafił nam wyjaśnić jak one nastąpiły. Następnego dnia konie powróciły na Korfowe.

Ogiery były w opłakanym stanie. Kontuzje łopatki, zadu nie pozwalały nawet marzyć o ich dalszej karierze wyścigowej. Chcieliśmy mieć zdrowe konie i to było najważniejsze. Wkrótce dołączył do nich kontuzjowany Gabriel... Jakże nie być rozgoryczonym w takiej sytuacji?

Do końca sezonu na wyścigach nie gościliśmy.

Spis treści

Sezon 1995

Po kilku tygodniach troskliwej opieki i niezliczonych konsultacjach weterynaryj-nych Wadi i Ahmed czuły się na tyle dobrze, że przyszedł dzień na założenie siodła.

Tego dnia tak szybko nie zapomnę. Ahmed zachowywał się jak dziki koń. Jakby nigdy w swoim życiu siodła na grzbiecie nie miał. Aby przejść przez bramę prowadzącą do lasu (która być może kojarzyła mu się ze start maszyną) nie było mowy - Misza musiał stoczyć z nim istną walkę. Pokazywał potem poprzecinaną wodzami skórę na palcach. Konia jednak przekonał, że jeździec na grzbiecie też może być rekreacją.

Podobnie było z Wadim. Kiedy Misza powrócił z pierwszej przejażdżki po lesie - spytał się mnie czy ma całą kurtkę na plecach. Koń poniósł go w krzaki i próbował za wszelką cenę pozbyć się jeźdźca. Nie wiedział jednak, że nie był to słaby amator, a wyborny dżokej.

Wreszcie obydwa ogiery mogły być wypuszczone na padock. To był wspaniały widok! Konie wypuszczone jakby z niewoli, wreszcie po ponad 9 miesiącach po raz pierwszy mogły poruszać się swobodnie. Ahmed galopował jak szalony. Tego dnia wypuszczony bez jeźdźca wygrałby gonitwę "O Nagrodę Świata". To był wreszcie szczęśliwy koń. Trochę obawialiśmy się aby kontuzja nie wróciła, ale musieliśmy zaryzykować.

Z kocepcji - aby tylko przygotowywać konie kondycyjnie w Korfowym, a potem oddawać do ślużewieckich stajni - zrezygnowaliśmy zupełnie. Postanowiliśmy zapewnić koniom pełny komfort fizyczny i psychiczny: pracę kondycyjną w lesie.

Misza wyjechał do Rosji w poszukiwaniu jeźdźców, których znalezienie - jak się okazało - nie było sprawą łatwą. Wreszcie wrócił z chłopcem, który zgodził się na pracę. Niestety nie był to dobry jeździec, ale jedyny więc wyboru nie mieliśmy.

Rozpoczęła się ciężka praca. Młode konie zostały zajeżdżone. Kończyliśmy budowę boksów wyścigowych.

Mieliśmy własną stajnię wyścigową, zrobiliśmy tor roboczy i rozpoczęliśmy trening pięciu koni: Ahmeda, Wadiego, Whiski, Dekora, Ephory, Eptony i Nehmezis. Podczas otwarcie Stajni Wyścigowej Korfowe zbiła się szklanka - podobno miało to być "na szczęście".

Nieco problemów było z zarejestrowaniem naszych barw stani wyścigowej. Chcąc należeć do Europy przyjęliśmy już w poprzednim sezonie barwy europejskie: granatową kurtkę z 12 żółtymi gwiazdami na plecach. Niektórym osobom owe gwiazdy nie chciały się teoretycznie na plecach zmieścić, innym przeszkadzał granat, który był zbyt ciemny. Musieliśmy uszyć nowe kamzoły i się "rozjasnić". Z gwiadzami miałam niemało szycia, bo na klej się trzymać nie chciały i podczas pierwszego wyścigu jeździec zgubił jedną z nich - ja jednak uważałam, że było to na szczęscie...

Nehmezis była pierwszym koniem w życiu Miszy, który chciał go zębami ściągnąć za nogę i zrzucić z siebie. Whiski i Dekor zajeżdżone zostały "na spokojnie". Eptona była dosyć "tępa" i nie mogła dać sobie rady z wagą. Raczej pasowałaby na pokaz koni, a nie na tor wyścigowy. Z braku jeźdźców dosiadała ją żona Miszy specjalizująca się w ujeżdżeniu koni, co w dużym stopniu wpłynęło na fakt, że z Eptony nie udało się zrobić dobrej "wyścigówki". Mimo, że klacz chętnie pracowała, trudno ją było pobudzić do większego wysiłku.  Klacz startowała trzy razy: dwa razy była... siódma, a raz ósma. 15 lipca przenieśliśmy ją do stajni hodowlanej. Najwięcej problemów przy zajeżdżaniu mieliśmy z Dandusiem. Nie chciał być lonżowany, nie chciał się uczyć. Kiedy jednak pojął o co chodzi było jasne, że rośnie na dobrego wyścigowca. Upewniłam się w przekonaniu, że nie należy koni sądzić zbyt wcześnie, bo nigdy nie wiadomo kiedy pokazą swoją klasę.

Stajnia Korfowe zadebiutowała 13 maja 1995r całkiem niźle. Dekor był trzeci, Whiski czwarty, zaś Wadi wygrał wyścig, a Ephora była druga. Tylko Nehmezis zawiodła swojego trenera-jockeya: przybiegła piąta, kiedy zapowiadało się, że klacz wyścig wygra. W sezonie biegała jeszcze trzy razy: jej największym osiągnięciem było miejsce czwarte. Wszyscy liczyliśmy na tę klacz biorąc pod uwagę jej wspaniałe "wyścigowe" pochodzenie: babka rosyjska Oaksistka, ojciec dał championa wyścigowego - ogiera Drug. Gdybym była hazardzistką, postawiłabym na tę klacz moje wszystkie pieniądze - widać w jaki sposób ludzie mogą łatwo stracić fortuny - nie stawiają na właściwego konia.

Klacz po prostu nie chciała biegać, była smutna, nie miała chęci do biegania.  Nawet badaliśmy jej serce szukając ukrytych wad. Klacz była zdrowa "jak koń". Już na początku lipca daliśmy jej spokój.

Ephora startowała 4 razy: raz była trzecia, dwa razy druga i raz wygrała wyścig. Niestety wyścigi zaczęły wpływać ujemnie na jej psychikę. Potrafiła ponieść na treningu. Jej ostatni, w pięknym stylu, wygrany wyścig był ostatnim w tym sezonie. Pod koniec lipca dołączyła do swych koleżanek. Była to trudna do treningu klacz. Misza stwierdził, że nie da się jej w żaden sposób "przełamać", co by bardzo łatwo poszło z koniem pełnej krwi. Im więcej z nią walczył, tym klacz bardziej zamykała się w sobie i już wtedy nie można było wcale nic z niej "wycisnąć". Trener stwierdził, że z "naturą walczyć się nie da" i z tym zgodzę się z nim zupełnie.

Klacz nabierała z czasem coraz piękniejszych kształtów. Szeroka pierś, długa kłoda, silne mięśnie - tylko takimi kryteriami mierzył trener jakość koni arabskich. To, że klacz była w dodatku piękna - nie miało dla niego najmniejszego znaczenia.  Po przegranych z nią walkach, postanowił dogadać się z klaczą po dobroci. Widać było, że z dobrym rezultatem. Misza bardzo rzadko spadał z koni, ale Ephory tak zupełnie opanować mu się nie udało.

Analizując kariery wyścigowe tych klaczy z rezerwą wcielam klacze do treningu wyścigowego. Uważam, że są one psychicznie słabsze od ogierów i jeżeli nie otrzymają indywidualnego treningu istnieje duże niebezpieczeństwo, że jak to się potocznie mówi, "zwariują".

Jakież było nasze szczęście kiedy Wadi w maju wygrał swój pierwszy w tym sezonie wyścig, a potem był piąty w Nagrodzie Kabareta!

Również Ahmed wspaniale rozpoczał swój "came back" gdyż był drugi walcząc z Gepardem uzyskując przy tym prawie rekordowy czas. Z uśmiechem wspominał Misza jak smarował mu łopatki swoją specjalną "nalewką na spirytusie", która wygoniła kontuzję, wypalając przy okazji skórę konia.

Na początku czerwca Whiski odniósł swe pierwsze zwycięstwo.

Aż przyszedł 1.07, który był dniem sprzwdzianu klasy wyścigowej naszych koni.

Wadi startował w prestiżowej Nagrodzie Janowa Podlaskiego-Przychówku. Kto tę nagrodę wygra - jest przeważnie faworytem do Derby.

Faworytem w tej gonitwie był kasztanowaty michałowski Wasąg, który... minął celownik ostatni, a Wadi zwyciężył gonitwę w pięknym stylu,  wyprzedając swych rywali o 3,5 długości. Kto z graczy postawił tego dnia na Wadiego - wygrał fortunę. Ale chyba było niewielu takich szczęśliwców. Naszej pierwszej rundzie honorowej towarzyszyły gwizdy i wyzwiska - prymitywnych - jeśli idzie o przegrane pieniądze - graczy. Na trybunach rzucano ze złości krzesłami, goście z trybuny honorowej schowali się bezpiecznie do środka.

Dwie gonitwy później - reply: tym razem Ahmed wygrywa Nagrodę Kurozwęk. Było to druzgoczące zwycięstwo. Ahmed "rozprawił" się nie tylko z końmi hodowli państwowej, ale także pokonał niemieckie araby. To było wejście do historii. Po raz pierwszy po wojnie prywatne konie wygrały te prestiżowe gonitwy.

Ale nie na tym koniec. Następnego dnia w siódmej gonitwie Dekor ustanowił nowy rekord Toru Wyścigowego. I to było właśnie zwycięstwo i nie wiem czy nie ważniejsze niż wygranie Derby. Otóż Dekor pokonał dystans 1600m o 1,5 sekundy krócej niż zrobił to ogier Farhan po francuskim Nedjari hodowli księcia Sanguszko w roku ... 1946! Od tego czasu gonitw Derby było 49, a warto by obliczyć ile gonitw na dystansie 1600m odbyło się w tym czasie - tysiące. Mieliśmy więc rekordzistę toru wyścigowego w stajni.

Dekor biegł w tydzień później w Nagrodzie Europejczyka, gdzie jako jedyny "Polak" walczył z końmi niemieckimi i przybiegł do celownika trzeci.

Wreszcie przyszedł czas na Derby. 23 lipca po raz pierwszy startowaliśmy w tej najważniejszej dla koni gonitwie. Wadiego dosiadał Piotr Słobodzian, na Ahmedzie jechał Misza.

Niestety wygrać gonitwy się nie udało. Michałowski Gepard zrewanżował się Ahmedowi za swą porażkę w Nagrodzie Kurozwęk i wygrał wyścig. Wadi był drugi, a Ahmed trzeci. Może Wadi zbyt późno rzopoczął swój finisz. Później Misza analizując wyścig opowiadał, że Gapardowi towarzyszyła jakaś iście "niekońska" kondycja i moc.

Po raz pierwszy w powojennej historii konie hodowli prywatnej były tak blisko niebieskiej wstęgi...

19 sierpnia w Międzynarodowym Dniu Arabskim startowaliśmy po raz ostatni w tym sezonie. W Nagrodzie Europy Ahmed był trzeci, Wadi szósty.

W Nagrodzie Białki Dekor był drugi, zaś Whiski czwarty.

Byliśmy zadowoleni z udanego sezonu, chociaż żałowaliśmy, że w wyniku problemów z personelem musieliśmy go zakończyć tak wcześnie. Może jednak na złe to nie wyszło. Późną jesnienią kiedy inne konie jeszcze zarabiały na siebie na Służewcu, nasze spokojnie przygotowywane były do sezonu następnego. Zajęliśmy i tak miejsce w polskiej czołówce wyścigowej.

Również Whiski, który był pierwszym koniem naszej hodowli spisał się nieźle. Na 5 startów wygrał dwa wyścigi, był drugi w Nagrodzie Koheilana oraz dwa razy czwarty.

Dekor łącznie brał udział w 5 gonitwach: wygrał dwie z nich, raz był drugi i dwa razy trzeci.

Mieliśmy więc dwóch kandydatów do przyszłorocznej gonitwy  Derby!

Spis treści

Sezon 1996

Sezon 1995 zakończyliśmy przedterminowo z powodu odejścia drugiego jeźdźca. Dobrać kogoś na prędce ze Służewca było niemożliwe. Z jednej strony szkoda nam było zakańczać tak wspaniele rozpoczętą karierę naszych koni, z drugiej strony konie mogły odpowiednio odpocząć, bo przecież planowaliśmy nowy sezon.

Misza znowu wyjechał do Rosji w poszukiwaniu personelu. Po miesiącu wrócił z dwoma jeźdźcami, z których tylko jeden okazał się kwalifikowanym do tej pracy. Z drugim mieliśmy sporo kłopotów: zły dosiad, mierne umiejętności ogólne, brak odpowiedzialności, kiepskie podejście i obycie z końmi. Nie można mu było powierzyć żadnej pracy, a wręcz trzeba było wszystko po nim sprawdzać, bo tak na prawdę to nigdy nie wiedzieliśmy czy stosował się do zaleceń. Chłopak po prostu nie potrafił jeździć i co najgorsze, nie chciał się tego nauczyć. Tacy są najgorsi, którzy uważają, że wszystko wiedzą. Ja sama nie mogłam patrzeć na sposób jego dosiadu - wydawałoby się, że worek z karfoflami lepiej by się na koniu zachowywał... Podobno była to wina jego innej narodowości. No ale nie dyskryminujmy... Kamień spadł mi z serca, kiedy chłopak sam zdecydował się odejść.

Zima tego roku była wyjątkowo ciężka i nieprzyjazna przedsięwzięciom takim jak trening koni pod gołym niebem. W listopadzie ścisnął mróz i tak pozostało już do wiosny. Gruda, ślizgawica. Nawet w lesie na piaszczystych traktach nie dawało się galopować. Misza wpadł na wspaniały pomysł, aby wyłożyć kółko z końskiego nawozu na jednym z padoków. I to okazało się zbawiennym pomysłem. Bez owego "krużka" z treningu byłyby nici. A tak, konie mogły galopować i utrzymywać się w kondycji. Stępowały na piaskach w lesie.

Mieliśmy 11 koni w treningu: ze starszych Wadi i Ahmed, Whiski i Dekor, Ephora i Nehmezis z czterechlatków, Muufira, Dandy, Waarabi, Waahabi, Paultje i Clinton z trzechlatków.

Nehmezis zdecydowaliśmy się ponownie wdrożyć do treningu ze względu na jej klasowe pochodzenie. Pomyśleliśmy, że jest ona pewnie klaczą później dojrzewającą i być może właśnie w drugim roku treningu pokaże swoją klasę. No cóż klasy tej nie pokazała. W pięknym stylu galopowała do prostej aby potem z ogonem w górze zająć siódme miejsce. Po pierwszym wyścigu została wcielona do stajni hodowlanej. Ja nadal wiążę ogromne nadzieje, że jej potomstwo pokaże klasę, którą ona nie chciała się z nami podzielić.

Panowały wielkie mrozy, wszystko w stajni zamarzało, konie po treningu wracały do zimnych boksów, problemy z obsługą, problemy z wizami i pozwoleniami na pracę dla obcokrajowców, wszyscy chodziliśmy źli i niezadowoleni, a sezon wyścigowy zbliżał się niemiłosiernie.  Były momenty, kiedy mieliśmy dosyć tej stajni wyścigowej, która oprócz wkładów finansowych, kosztowała nas wiele nerw, ludzkich niezadowoleń i konfliktów. Tylko na zewnątrz praca wyglądała sielankowo...

Stajnia Korfowe zadebiutowała 12 maja. Ephora była wspaniale przygotowana do wyścigu. Niestety ktoś na Służewcu pominął nasz zapis mówiący, że klacz powinna pójsć wprost do startu i praktycznie nie było już po co galopować. Klacz spaliła się całkowicie przed startem i minęła celownik szósta.

Dla Muufiry pierwszy wyścig był wielkim przeżyciem. Klacz bardzo denerwuje się podczas transportu. Po prostu nie lubi podróżować. Widać było, jak ciężko przeżywała  prezentację na padocku, ale mimo tego prybiegła druga.

Trzy dni później debiutował Whiski i był drugi za koniem hodowli rosyjskiej, a przed Sarmatą - koniem o rodowodzie pretendu-jącym do Derby.

19 maja debiutował Waarabi i wygrał wyścig o 6 długości w stylu jak tylko chciał przybiegając do celownika z podniesionym spektakularnie ogonem do góry.

Tego samego dnia biegł Dekor na swoim rekordowym dystansie 1600 metrów i... zawiódł zupełnie. Wstyd było popatrzeć na tego grubasa, z dużym opuszczonym niemalże do ziemi brzuchem. Koń nie miał kondycji, ale jak on mógł ją mieć z tyloma kilogramami nadwagi. Nie wszyscy potrafią to zrozumieć.

22 maja Ahmed stoczył walkę z niemieckim Kishanem przegrywając o łeb. Wadi był czwarty po również niemieckim Ferarim. Gepard - nasz rywal i zeszłoroczny derbista zajął 6 miejsce i był cieniem konia z poprzedniego sezonu.

1 czerwca Ephora (tym razem poprawnie zapisana wprost do startu) wygrała wyścig. Również Muufirka pokazała swoją klasę prowadząc z m. do m. (od początku do końca wyścigu) i wyprzedziła 6 swoich koleżanek.

W tydzień później znowu galopował nasz Dekorek. Wyglądał nadal "jak źrebna kobyła". Jego prestiż zaczynał się być zachwiany. Nawet najwięksi znawcy koni - niektórzy służewieccy trenerzy twierdzili, że koń przeciążył się do tego stopnia w swym rekordowym wyścigu, że się skończył. Nikt nie chciał słuchać, że koń cierpi na nadwagę, która mu tak przeszkadza.

6 czerwca Waarabi wygrał swój drugi wyścig. Ogier zaczął pokazywać swoją klasę wyścigową.

W Nagrodzie Kabareta brały udział dwa nasze konie: Whiski i Wadi. P. Słobodzian, który miał dosiadać Wadiego zapomniał o wyścigu i do Warszawy nie przyjechał. Zadzwonił do nas pół godziny przed gonitwą. Musieliśmy szukać zastępczego jeźdźca. Brak odpowiedzialności ludzkiej, nasza desperacja, nerwy. Więcej na naszym koniu już nie pojechał... Whiski miał podyktować tempo Wadiemu, ale szedł sam tak mocno, że ogier praktycznie sam wygrał wyścig. Wadi był piąty, ale zwinił temu jeździec, bo zbyt długo siedział w tyle stawki i zbyt późno zaczął finiszować. Tym razem Gepard był ponownie drugi.

Tego samego dnia Paultje wygrał swą pierwszą gonitwę. Jest to bardzo mądry koń. Nigdy dotychczas nie widziałam, aby koń w tak wyrafinowany sposób próbował "zsadzić" jeźdźca. Otóż Paultje siadał na ziemi tak jak pies. Pierszym razem Misza z niego zeskoczył, po czym wsiadł ponownie. Koń próbował swojego sposobu ponownie - tym razem musiał zostać przekonany, że tak czynić nie wolno. Widowisko było jednak wspaniałe pokazujące wielką klasę jeździecką trenera. Zastanawiam się jaka by była kariera tego pobudliwego i psychicznie delikatnego konia, jeżeli trafiłby on do którejś ze służewieckich stajni.

22 czerwca Dekorek ponownie galopował. Nieco poprawił formę, ale to nie było to. Po następnym nieudanym wyścigu zapropo-nowałam trenerowi, aby może tak go już nie męczyć, bo przecież i tak był już rekordzistą toru wyścigowego i nie powinniśmy być przecież tak zachłanni na te zwycięstwa. Misza jednak wierzył w jego możliwości. Nazywał go zdrobniałe "profesorem", bo Dekorek tak wspaniale potrafił rozkładać swoje siły podczas wyścigu. Porównywał go do jakiegoś tam słynego folbluta, który wygrał taką czy inną gonitwę. Uważał, że koń ma wspaniały potencjał - tylko należy go właściwie wykorzystać. I tutaj miał rację. I dalej stosował swój amerykański typ treningu, podczas którego jak mawiał - albo koń się skończy albo musi wytrzymać i wygrać.

Na początku zeszłego sezonu mówiono na Służewcu o Dekorku: "Karlik", bo był mały. Po usanowieniu nowego rekordu toru nazwano go "Karl Wielki", ale na tym nie miał być koniec...

26 czerwca startowały - również bez powodzenia Ephora i Muufira. Muufira nienawidziła podróżować. Przyjeżdżała na wyścigi cała mokra, tak że krople potu dosłownie kapały na piasek. Kosztowało ją to sporo energii. W stajni zachowywała się spokojnie, ale kiedy przyszedł czas podróży do domu - była ponownie mokra. Kiedy zobaczyłam ją po tym wyścigu stojącą w stajni i dygocącą z przemęczenia, strachu, emocji - to był biedny koń. Było mi jej bardzo żal.  Czy kosztem własnych ambicji powinniśmy kontynuować jej trening? Komu to było właściwie potrzebne? Czy powinniśmy traktować konia jako maszynę do biegania nie biorąc zupełnie pod uwagę jego życia psychicznego? Była to dla mnie walka z myślami. Ponieważ jednak trener nie widział tego tak tragicznie jak ja - zdecydowaliśmy się, że Muufirka pobiegnie jeszcze raz. 10 sierpnia wygrała swój ostatni wyścig. Zostanie wcielona na matkę i z pewnością urodzi wielu wspaniałych wyścigowców.

Ale nie tylko w domu borykaliśmy się z trudnościami. Na torach wyścigowych, na które dowoziliśmy nasze konie zwykle kilka godzin przed gonitwami, należało wstawić wyścigowców do gościnnych boksów, których senso stricto: nie było. Stawiano nas gdzie chciano. Boksy, które otrzymy-waliśmy były do tego stopnia brudne i zaniedbane, że musieliśmy wiązać konie i uważać, aby czegoś z ziemi nie pożarły i się nie zatruły.  Nawet raz interweniowałam na piśmie do dyrektora - owszem poprawa była, ale nie na długo. Inną ewentualnością mógł być zupełny brak boksów. A tego nie chcieliśmy. Trzeba więc było cierpieć.

Raz zdarzyło się nawet, że nie było dla nas wolnego boksu i można sobie wyobrazic rozgoryczenie trenera i moje, kiedy mieliśmy dwie możliwości: albo uwiązać konia do drzewa na padoku, albo wracać do domu płacąc karę za niestawienie się konia do wyścigu.

Kiedy już prawie zdecydowaliśmy się na to drugie, dzięki dobrej woli zaprzyjaźnionego lekarza weterynarii udało nam się konia umieścić w ... szpitalu.

Innym razem mając kilka koni zapisanych do wyścigów tego samego dnia zostaliśmy umieszczeni w różnych, od siebie odległych stajniach, tak że mieliśmy poważne kłopoty ze znalezieniem odpowiedniej zaufanej obsługi, która na czas doprowadziłaby konie do startu. Innym razem nie mogliśmy znaleźć osoby, która posiadała klucz od stajni, w której mieliśmy odpoczywać, musieliśmy trzymać konie zamknięte w przyczepie do momentu znalezienia wolnych boksów.

Kiedy indziej, nasz skąd indziej dosyć jurny rekordzista toru musiał zająć boks obok boksu klaczy. I w jaki sposób miał się on koncentrować na wygraniu wyścigu, kiedy koleżanka patrzyła na niego ciemnym arabskim okiem? Niejeden mężczyzna uległby owemu spojrzeniu... Oczywiście, że Dekor gonitwy nie wygrał, a potem mówiło się że ogier był "ciemniony".
Przed ważnymi gonitwami jeździliśmy na wyścigi dzień wcześniej aby usunąć stary nawóz z boksów i pościelić świeżą słomą, którą braliśmy ze sobą, by nie pylić koniowi przed gonitwą. Prowizorycznie naprawialiśmy deski w ścianach, by koń przypadkiem nogi nie wsadził co mogło skończyć się tragicznie.

To tylko kilka momentów "z kuchni wyścigowej", które przysporzyły nam wielokrotnego bólu głowy. Tak szczerze powiedziawszy to brak było infrastruktury dla koni przywożonych na gonitwy z zewnątrz i brak ludzi, którzy by byli za to odpowiedzialni.

30 czerwca debiutował Dandy i spisał się całkiem dobrze, bo był drugi.

6 lipca odbywały się dwa ważne wyścigi: Nagroda Janowa Podlaskiego-Przychówku, i Nagroda Kurozwęk. W Nagrodzie Janowa biegły tylko konie hodowli polskiej, w Nagrodzie Kurozwęk dopuszczone były do startu również konie hodowli zagranicznej.

W Nagrodzie Kurozwęk startował Wadi z Ahmedem. Ahmed wygrał wyścig z m. do m. biegnąc na całym dystansie praktycznie niezagrożony. Było to drugie zwycięstwo Ahmeda w Nagrodzie Kurozwęk. Wadi przyszedł do celownika trzeci. Niestety dżokej stracił na nim cenne ułamki sekund tuż po starcie, kiedy koń próbował walczyć z jeźdźcem. Być może gdyby nie te problemy, nawiązałby on wlakę z niemieckim Ferrarim.

W Nagrodzie Janowa startował Whiski z Dekorem. Whiski poprowadził całą stawkę wygrywając pewnie z m. do m. Zdobył swój drugi tytuł. Nasz Dekorek - choć w nieco "szczuplejszej" kondycji był ósmy. Podobno mógł zająć lepszą lokatę...

Tego dnia odbyliśmy dwie rundy honorowe. To były piękne chwile, których tak szybko się nie zapomina.

24 lipca Dandy wygrał swój drugi wyścig. Misza został upomniony przez Komisję techniczną aby nie "kręcił młynków" ręką, bo to przeszkadza innym jeźdźcom. Rozmawialiśmy z nim na ten temat po gonitwie. Okazało się, że tak jeżdżą na zachodzie, a tutaj po prostu nikt tego nie potrafi, bo to nie taka prosta sprawa, aby utrzymać równowagę na koniu kęcąc całym ramieniem kółka i nie uderzając przy tym konia. Misza widział to kiedyś u jakiegoś słynnego jockeja i... trenował "na sucho" pół roku zanim technikę opanował.

Kilka dni przed Derby Dekorek i Whiski zostały przekute na lżejsze podkowy aluminiowe. Bardzo było ciężko dopasować podkowy na malutkie kopytka Dekorka. Tego jednak dnia koń stawił się nam "okoniem". Po prostu nie chciał dawać tylnich kończyn. Misza miał go dosyć, kowal był cały mokry i zdenerwowany. Wszyscy krzyczeli na tego konia używając nie powiem, że pochlebnych wyrazów. Wszelka przemoc nie dawała skutku, pukano w ściany, bo uważano, że Dekor bał się właśnie kiedy młotek dotykał jego kopyta. Następny dowód na to, że araba nie da się przełamać siłą.

Kiedy już owych wyzwisk słuchać nie mogłam, weszłam do boksu z garścią trawy: Dekorek tu, Dekorek tam, ciuciuciu - i na spokojnie Dekorek podał tylne nóżki. Czegóż to nie da się zrobić "po dobroci". Ogier był więc gotowy do najważniejszej gonitwy swego życia.

Misza wspominał często, że jeszcze go pozostawię "na ogiera". Czyżby wiedział?...

Wreszcie Derby: 28 lipca.

Faworytem był Whiski, kilku innych ogierów, ale nikt nie wspominał o naszym Dekorku.
 

W przeddzień przyjechała ekipa telewizyjna i nakręcali tylko film o Whiskim, dziennikarz pisał o Whiskim, aby następnego dnia - jeżeli wygra -zamieścić o nim artykuł... Whiski tu Whiski tam, a ja na siłę proponowałam im przyjrzenie się Dekorkowi, no bo to przecież nigdy nie wiadomo co w takim małym drzemie.

W wywiadzie telewizyjnym zapytana o formę faworyta Whiski - wspomniałam, że mamy przecież dwa konie, które biegną... i że ja stawiałabym właśnie na... Dekorka. Uważano to za żart.

Dziennikarzowi poleciłam postawić na Dekora przysłowiową złotówkę, a za wygraną mieliśmy kiedyś kupić butelkę dobrego wina i przy okazji wspólnie ją skonsumować. Nie wiem czy to zrobił. Ale butelkę wina by się kupiło.

A tak szczerze powiedziawszy to te Derby wydawały mi się raczej nierealne. Wiedziałam, że służewieccy i rosyjscy jockeye przygotują pułapkę na Whiskiego, bo było ich tylu i są bardzo wytrawni w przygotowywaniu wszelkich "niespodzia-nek". Niejednokrotnie ktoś przypadkiem "wpadał" naszym koniom pod nogi. Kiedyś mało brakowało, a Ahmed byłby wyłączony z biegania na jakiś czas. Innym razem czołowi i jakby się wydawało poważni jockeye cmokali w kierunku naszych pędzących obok koni denerwując ich "psychę", co należy jednak do "chwytów dozwolonych".

W przeciwieństwie do osób pewnych siebie, ja zawsze podchodzę do wyścigów z niejaką rezerwą, bo przyjemniej być miło zaskoczonym, niż niemile rozczarowanym.

Konia, którego się obawiałam był janowski Sarmata, który zawsze wyłamywał na prostej, bo podobno bał się reklam. Intuicja mi mówiła, że podczas tej gonitwy właśnie nie wyłamie i... tak też było.

Dlaczego więc nie ukarano go tak jak nas "za zaciemnianie konia" -  za "niewyłamanie"???

A nasz Dekor był właśnie w szczycie swojej formy. Na padocku prezentował się wspaniale, ale nikt na niego uwagi nie zwracał, bo wszyscy byli zajęci Whiskim. Zapomniano, że Dekor miał na sobie szczęśliwą siódemkę.

I poprowadził całą stawkę. Galopował jak szalony, ale nikt go nie pilnował, bo wszyscy myśleli, że będzie grał rolę "zająca" nadającego tempo i że wkrótce po prostu się skończy. Wszyscy trzymali się Whiskiego. Tuż przed zakrętem do ostatniej prostej wydawało się, że zostanie "połknięty" przez inne konie, ale wtedy właśnie odpoczywał, nabrał nowego oddechu i ... ruszył szaleńczo na nowo zostawiając kolegów w tyle stawki. Whiski pilnował Sarmaty, aby ten nie mógł odpocząć. To było wspaniałe widowisko. Derby z m. do m., wygrane o 6 długości przez konia 146 cm w kłębie, wyhodowanego przez prywatnego hodowcę. To było największe osiągnięcie prywatnej hodowli ostatniego pięćdziesięciolecia. Ogromny sukces młodego trenera, zwycięstwo rozumu nad siłą.

Nic dziwnego, że "opozycja" z oburzeniem przyjęła nasze zwycięstwo. Trener został ukarany za "zaciemnianie" konia, część mniej życzliwych osób przestało z nami rozmawiać. Nic jednak nie zdołało przyćmić naszej radości. Mieliśmy w stajni rekordzistę toru wyścigowego i zwycięzcę Derby w jednym koniu i to się tylko liczyło. A co najważniejsze, że wszystkie nasze konie nigdy nie były dopingowane, ani w żaden sposób farmaceutycznie "wspoma-gane". Ich wyniki to rezultat prawidłowego żywienia, wychowu, ciężkiej pracy trenera-jockeya, zrównoważenia psychicznego koni i ich własnej chęci do pracy. I to była dla nas największa satysfakcja.

Dekor zostanie użyty w hodowli, ponieważ wiemy, że koń ten będzie przekazywał swój potencjał wyścigowy, bo go po prostu posiada.

Nasz drugi koń Whisio był czwarty. Misza nie chciał wyciskać z niego wszystkiego, bo przecież zbliżał się start następny - Nagroda Europy.

31 lipca odbyła się Nagroda Koheilana. Niestety nie zakończyła się ona zwycięstwem, które się nam marzyło. Niestety poprzedzający ją wyścig o Nagrodę Europejczyka nie  odbył się z powodu małej ilości zapisanych koni. Zbyt duża odległość czasu pomiędzy startami spowodowała, że koń po prostu spalił swą energię.

Dla Miszy anulowanie wyścigu było wielkim ciosem. Marzyło mu się poprawienie rekordu Dekora.

Waarabi był drugi, Paultje czwarty.

Przygotowania szły w kierunku Arabskiego Dnia Wyścigowego. Niestety wszyscy byliśmy rozczarowani jego przebiegiem.

Jedynie Dandy obronił honoru naszej stadniny wygrywając Nagrodę Polskiego Towarzystwa Hodowców Koni Arabskich. Sama miałam wręczać nagrodę, ale wręczono ją nam. Była to też nasza ostatnia runda honorowa.

W Nagrodzie Bandoli biegł Dekor. Podobno jockeya, który wygrał Derby nie zsadza się z konia w następnym wyścigu. To nas zgubiło, a moje przeczucia były słuszne. Dżokej nie wypełnił wskazówek trenera, przytrzymał konia zbyt długo i zbyt późno rozpoczął finisz. Dekor zajął trzecie miejsce, a dżokej został spieszony, ale to niestety nie było w stanie wyrządzonej szkody wynagrodzić. Głupota, czy premedytacja?

Po Nagrodzie Bandoli odbyła się ceremonia wręczenia Pucharu Piechura ufundowanego przez Shirley Watts dla zwycięzcy Derby. Dziwna to była impreza, bo pani Watts wręczyła upominek trenerowi-jockeyowi, zaś nikt później nie był w stanie nam wytłumaczyć gdzie podział się nasz Puchar Piechura. Organizatorzy polecili nam, aby "nie upominać się o swoje". Nie wiedziano czy pani Watts puchar zapomniała przywieźć, czy fizycznie on gdzieś jest, tylko nie można znaleźć gdzie go postawiono. Czy żyjemy w normalnych czasach? Jakże to nazwać?

Również w Nagrodzie Europy Korfowe nie wypadło należycie.

Już podczas siodłania koni jockey mający jechać na Whiskim poklepał konia po szyi przepowiadając mu czwartą pozycję. Czyżby jasnowidział? Koń był w fantastycznej kondycji. No cóż jechał na nim wyborny reprezentant swego zawodu... Koń rzeczywiście był czwarty. Komentarz tutaj wydaje się być zbędny.

Ahmed był piąty, Wadi uplasował się podobnie jak w roku poprzednim na szóstym miejscu.

W Nagrodzie Białki Waarabi był czwarty, Paultje piat.

Również dla Ephory wyścig o Nagrodę Orgii okazał się nieudany. Klacz miała po prostu dosyć biegania, a na dodatek wyścig został poprowadzony w zabójczym tempie. Klacz nie zajeła płatnego miejsca.

Po nieudanych występach Misza z dnia na dzień zdecydował się odejść - choć tak szybkiego zakończenia sezonu nigdy nie planowaliśmy. Z dnia na dzień wyjechał zostawiając konie i nas w środku sezonu.

Po dwóch tygodniach wysłaliśy Whiski, Dandy, Paultje i Clintona do Sopotu, gdzie jak uważaliśmy powinny znaleźć najlepszą opiekę i trening. Paultje i Clinton wygrały po jednym wyścigu.

Trener cieszyła się ze wspaniałej kondycji koni. Przed wyścigiem prezentowały się wspaniale, tryskające zdrowiem i kondycją, ale biegały bardzo słabo, praktycznie nie włączając się do walki. Dandy przewrócił się i zranił i musieliśmy go zabrać do domu gdzie powoli dochodził do zdrowia.

Kamień spadł mi z serca, kiedy wszystkie konie powróciły do domu.

Upewniliśmy się w swoim przekonaniu, że potrzebujemy rocznej przerwy w treningu i wyścigach, do momentu, aż ponownie będziemy mogli zabezpieczyć koniom najlepszą opiekę i trening na miejscu. Po prostu przestało nam to robić przyjemność. Zawiedliśmy się na ludziach i to było przykre.

Waarabi został sprzedany, podobnie stało się z Dandusiem. Będziemy z ubocza śledzić ich karierę w następnym sezonie.

Waahabi, który został potraktowany "po macoszemu" i nigdy nie wystartował, został ostatnio połączony ze swoimi o rok i dwa lata młodszymi kolegami i wspaniale czuje się na padocku.

Nehmezis, Ephora i Muufira wcielone zostaną na matki. Muufira zupełnie się uspokoiła i ponownie nabrała zaufania do ludzi. Nic nie pozostało z jej znerwicowania. Ephora czasami histeryzuje, a czyni to przeważnie gdy słyszy odgłos samochodu lub traktoru, co z pewnością kojarzy jej się z podróżą na wyścigi.

Nehmezis nie potrafiła znależć swojego miejsca w stajni. Próbowała nas terroryzować kopiąc w ściany boksu tak, że karmiona musiała być jako pierwsza.

Mieliśmy trudności z przekonaniem jej, że tak czynić nie należy, aż wreszcie postawiliśmy ją w boksie obok najspokojniejszej naszej klaczy i dołączyliśmy  ją do stada matek. Od tej pory w ścianę boksu niegdy nie kopnęła. Przyjęła przywództwo innych klaczy i dzisiaj jest najspokojniejszą klaczą na świecie.

Wadi i Ahmed z dnia na dzień mężnieją i stają się coraz piękniejsze, to samo dotyczy Whiskiego, Clintona i Paultje. Dwa ostatnie użyte zostaną do hodowli.

Szkoda mi, że Whiski tak szybko zakończył swoją karierę wyścigową, bo mógłby przecież dalej biegać z powodzeniem.  I tak jednak należy do grona najdzielniejszych synów Wermuta.

Dekorek jest znowu w swojej "owalnej" nieco kondycji, ale nie martwimy się tym zbytnio, ponieważ czeka go już wkrótce "ciężka praca" ogiera czołowego.

Wszystkie ogiery nie straciły chęci do życia. Chętnie ścigają się przez drągi ogrodzenia, zbytnio się jednak nie przemęczając. A ja, patrząc na te dorastające ogiery widzę ponad pięć lat ich i mojeco życia, które spędziliśmy razem. Pewnego dnia nasze niewykluczone rozstanie będzie z pewnością smutne.

A nam pozostaje nieco czasu do odprężenia się i zastanowienia nad nową koncepcją treningu. Czasami potrzeba przerwy, aby odzyskać stracony entuzjazm.

Spis treści

Kariery wyścigowe naszych koni

Ahmed: 3/11 (4xI-Nagroda Kurozwęk 2x; 3xII-Nagroda Ofira; 3xIII-Derby, Nagroda Europy; 1xV-Nagroda Europy)

Wadi: 3/13 (4xI-Nagroda Janowa Podlaskiego; 1xII- Derby; 1xIII-Nagroda Kurozwęk; 2xIV-Nagroda Koheilana I, Nagroda Ofira; 3xV-Nagroda Kabareta 2x; 2xVI-Nagroda Europy 2x)

Whiski: 2/12 (4xI-Nagroda Kabareta, Nagroda Janowa Podlaskiego; 2xII-Nagroda Koheilana I; 4xIV-Nagroda Białki, Derby, Nagroda Europy)

Dekor: 2/11 (3xI- rekord toru, Derby; 1xII-Nagroda Białki; 3xIII-Nagroda Europejczyka, Nagroda Bandoli; Nagroda Janowa Podlaskiego-b.m.)

Waarabi: 1/4 (2xI; 1xII-Nagroda Koheilana I;1xIV-Nagroda Białki)

Dandy: 1/3 (2xI-Nagroda PTHKA; 1xII)

Clinton: 1/2 (1xI)

Paultje: 1/5 (2xI; 1xIV-Nagroda Koheilana I; 1xV-Nagroda Białki)

Eptona 1/3 (3x b.m.)

Ephora: 2/8 (2xI, 2xII, 1xIII, 1xV, Nagroda Orgii-b.m.)

Nehmezis: 2/5 (1xIV, 3xV)

Muufira: 1/4 (2xI, 1xII, 1xV)

Spis treści

Plany na 1997?

Użyjemy naszego "Derbistę" do hodowli. Starannie dobierzemy mu klacze, by poprzez potomstwo kontynuować i wzmocnić jego wyścigowy potencjał. Będzie krył partnerki o wiele wyższe od siebie, ale przecież dla tak dzielnego konia nie ma rzeczy  niemożliwych!

My będziemy upacie czekać następne 5 lat kiedy potomstwo tego małego-wielkiego ogiera, po spektakularnym zwycięstwie w Derby nazwanego "King Karl", wystartuje być może w gonitwie, którą wygrał ich ojciec. A jeżeli zajmie miejsce w czołówce to będzie wtedy naszym sukcesem hodowlanym!

I to są nasze plany na przyszłość.

Będziemy nadal pracować z myślą, aby konie u nas zakupione  wykazały się w sporcie i hodowli swoich nowych właścicieli.

Mottem naszej hodowli jest nie tylko szczęśliwy koń, ale również zadowolony klient.


Spis treści top Trybuna Korfowe Inne wydawnictwa
Other publications