Szanowni Państwo!
Właśnie minął
rok jak grupa hodowców koni arabskich podjęła decyzję o założeniu
Polskiego Towarzystwa Hodowli Koni Arabskich. Dzisiaj obchodzimy
swoje święto, wspólnie ciesząc się, że wbrew wszelkim przeciwnościom,
kontynuujemy tradycje założonego w 1926 roku Towarzystwa Hodowli
Koni Arabskich.
Statutowe działania rozpoczęliśmy dopiero w czerwcu, po zarejestrowaniu
Naszego Towarzystwa, więc w tak krótkim czasie nie mogliśmy w pełni
zrealizować tego, co zamierzaliśmy. Opóźnienie to spowodowane było
problemami, które robił nam Zarząd Polskiego Towarzystwa Hodowców
Koni Arabskich w Sądzie w Warszawie. Działania Polskiego Towarzystwa
Hodowców Koni Arabskich wpłynęły także na opóźnienie w wydawaniu
naszego biuletynu.
Zgodnie z decyzją Walnego Zgromadzenia członków biuletynem informacyjnym
naszego Towarzystwa jest Kurier Arabski wydawany przez Stadninę
Korfowe Arabians. Nazwa i logo Kuriera Arabskiego zostały zastrzeżone
w Urzędzie Patentowym i nikt inny nie ma prawa do używania tej nazwy.
Wkrótce po I Walnym Zebraniu Członków przystąpiliśmy do realizacji
celów statutowych. W lipcu wspólnie z firmą Stollar i Oleckim Centrum
Kultury zorganizowaliśmy Pokaz Koni Arabskich w Olecku w ramach
wielkiego festynu "Przystanek Olecko". Dzięki uprzejmości
i zaangażowaniu firmy WebKingNet na początku sierpnia "ruszyła"
strona internetowa Naszego Towarzystwa (www.horses.com.pl/pthka),
na której znajdują się wszelkie informacje dotyczące naszej działalności.
W sierpniu podczas Letniej Gali Koni Arabskich w Janowie Podlaskim
czynne było stoisko Naszego Towarzystwa, na którym m.in. zbieraliśmy
podpisy przeciw eksportowi żywych koni rzeźnych. W tym samym czasie
ukazał się 26 numer Kuriera Arabskiego, który wraz innymi wydawnictwami
i publikacjami był do nabycia na naszym stoisku. 13 sierpnia podczas
Międzynarodowego Arabskiego Dnia Wyścigowego na Służewcu odbyła
się gonitwa o Nagrodę Polskiego Towarzystwa Hodowli Koni Arabskich.
Do chwili obecnej Zarząd spotkał się kilkakrotnie (29.07. - Olecko,
11.08.- Janów Podlaski, 25.08.-Korfowe, 2.12. Milanówek) w różnym
składzie, dyskutując nad rozwiązaniem najważniejszych problemów,
z którymi spotykają się hodowcy prywatni oraz nad organizacją serii
szkoleń zgodnie z zapotrzebowaniem hodowców.
Wiele dyskutowaliśmy również nad niezbędnością regularnego wydawania
Kuriera Arabskiego. Za ważne uznaliśmy powołanie Zespołu Redakcyjnego
w składzie: Joanna Grootings, Roman Pankiewicz i Krzysztof Pudyszak.
Skład tego zespołu poddany zostanie akceptacji na Walnym Zgromadzeniu.
Jesteśmy przekonani, że najbliższe lata nowego tysiąclecia przyniosą
polskim hodowcom koni arabskich wiele satysfakcji z wyników, jakie
uzyskają ich konie, zarówno na wyścigach jak i na pokazach, czego
wszystkim Państwu i sobie serdecznie życzymy.
15.01.2001.
Joanna Grootings
Krzysztof Pudyszak
Spis treści
**************
Zarząd Polskiego Towarzystwa Hodowli Koni Arabskich uprzejmie informuje,
że Walne Zgromadzenie Członków odbędzie się 11.02.2001 (niedziela)
o godz. 1000 (I-szy termin), 1030 (II-gi termin). Gospodarzami Zebrania
są Alina i Petroniusz Frejlich (ul. Ludna 7B, Milanówek).
Program Zebrania
- Powitanie gości przez gospodarzy Zebrania - Alina i Petroniusz
Frejlich
- Rozpoczęcie obrad, wybór przewodniczącego Zebrania i protokolanta
- Andrzej Ou
- Sprawozdanie merytoryczne z działalności Zarządu - Krzysztof Pudyszak
- Sprawozdanie finansowe z działalności Zarządu - Petroniusz Frejlich
- Sprawozdanie Komisji Rewizyjnej - Zbigniew Ogórek
- Uzupełnienie składu Komisji RewizyjnejReorganizacja TWK - Powstanie
Jockey Clubu, Andrzej Ou
- Program działalności Towarzystwa na rok 2001 - dyskusja
- "Koń arabski w sztuce" - prof. Ludwik Maciąg
- "Propagowanie użytkowania konia arabskiego szansą dla hodowców"
- Andrzej Novak Zempliński, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Konia
Arabskiego w Polsce
- "Ciekawostki z historii hodowli koni arabskich w Łazach"
- Anna Dębska
- "Próba praktycznej oceny koni arabskich stosowanej na czempionatach"
- Roman Pankiewicz (szkolenie praktyczne dla hodowców w stadninie
Petronius Arabians).
Spis treści
Dobór ogiera
Roman Pankiewicz
W hodowli nie ma ważniejszej rzeczy, od doboru klaczy pod odpowiedniego
ogiera. Są to rzeczy na ogół znane. Nie powiem tu nic nowego, ale
tylko przypomnę już znane. Najważniejsze jest połączenie nie najlepszego
z najlepszym, ale najlepsze dla danej partnerki.
1. Wśród ogierów można rozróżnić:
takie, które dały dobre potomstwo z każda klaczą: jak Comet i Wielki
Szlem.
dają cenne potomstwo tylko z klaczami, z którymi nie są spokrewnione:
np. Witraż z Bałałajką i Elzą; lub mało spokrewnione: np. Witraż
i Canaria.
które dają cenny przychówek z pewnymi, im odpowiadającymi tylko
klaczami: np. Aquinor i córki klaczy Canberra lub Aquinor i Eleonora
i jej córki.
Oczywiście w każdym z powyższych przykładów mogą być wyjątki. Ale
w większości te reguły się potwierdzają.
2. Bardzo ważna jest rodzina, z której pochodzi interesujący nas
ogier. W Rejestrze Ogierów wydanym w 1999 roku uszeregowałem wszystkie
ogiery według rodzin, z których się wywodzą. Są Rodziny, które dały
cenne ogiery, są też takie, które dały tylko jednego i to nie najwyższej
klasy.
3. W chwili obecnej dobór ogierów bardzo ułatwia sprawdzanie ich
potomstwa na pokazach w Janowie, Michałowie i Białce. Dane o tym
znaleźć można w katalogach z pokazów.
Niestety wyniki szeregu ostatnich lat są nieco zamazane bardzo szerokim
użyciem ogiera Monogramm. Jego potomstwo zdobywało przytłaczającą
większość pierwszych nagród. Trzeba zwrócić uwagę na potomstwo ogierów,
które zajęło miejsca za potomstwem Monogramma. Jako dowód na trudność
odpowiedniego połączenia jest fakt, że jak Monogramm krył bardzo
dużą ilość bardzo różnych klaczy, to dawał szereg wspaniałych koni.
A teraz, gdy jego nasieniem inseminuje się tylko "wybrane"
klacze, okazuje się, ze ogier ten stracił swoją supremację. Bo wydawałoby
się, że wystarczy, aby dał on tylko jednego potomka w roku, a ten
bez pudła zdobyłby championat ogierów lub klaczy. Tymczasem tak
zupełnie nie jest.
4. Analizując potomstwo nagradzane na pokazach trzeba zwrócić uwagę,
od jakich klaczy ono pochodzi. Czy są to tylko matki wybitne, które
same zdobywały nagrody, czy także o nieznanych nazwach. Właśnie
potomstwo od tych skromniejszych matek dowodziłoby o wzmożonej sile
dziedziczenia ich ojców.
5. Inbred. Ale musi on być niezbyt daleki i nie może być równoczesny
z inbredem na mniej cenną jednostkę. Przykład Witraża i Wielkiego
Szlema. Obaj byli po wspaniałym Ofirze, ale obaj także byli od matek
będących córkami Gazelli II - cennej matki, ale nie grzeszącej urodą.
Łącząc potomstwo obu tych ogierów, niestety dziedziczyła się bardziej
Gazella II i wychodziły brzydkie - tak jak ona - konie.
6. Oczywiście przy połączeniach jest potrzebna znajomość jak największej
ilości przodków u mających się połączyć osobników. Wiadomości te
można częściowo znaleźć w Indeksach starych katalogów janowskich.
Niestety są one tam tylko w języku angielskim. Ale można zrozumieć
uwagi tam zamieszczone nawet bez znajomości języka. Część potrzebnych
wiadomości można również znaleźć w "Rejestrze Ogierów".
Hodowla, prawdziwa hodowla to wielka nauka i sztuka. Wymaga ona
jeszcze szczęścia. Jeszcze raz wracam do potomstwa Monogramma. Jego
przykład jest najlepszym dowodem na trudność doboru i hodowli jako
takiej. Kiedy ogier ten krył ogromną ilość klaczy - dawał wspaniałe
potomstwo. Gdy otrzymał kilka klaczy, wydawałoby się, że wtedy powinien
dać swoje najlepsze potomstwo, bo go już sprawdzono. Niestety nie
dał tego. Stare żydowskie przysłowie mówi: "Ale masz ładną
żonę - no bo ja taką chciał. Ale masz brzydkie dzieci - bo takie
Pan Bóg dał".
Opracowałem hodowlę koni arabskich w okresie międzywojennym. Jeśli
tylko ktoś używał dobrych ogierów, mając nawet średniej jakości
klacze - dochował się pozytywnego przychówku. Były hodowle mające
dwie klacze (Kraśnica, Breniów), od których - używając cennych ogierów
- uzyskały cenne klacze a nawet ogiery.
Nie ma gwarancji, że łącząc doskonałą klacz z doskonałym ogierem
uzyska się doskonałe potomstwo, bo mogą sobie partnerzy nie odpowiadać.
Natomiast jedno mogę Wam zagwarantować: jeśli pokryjecie brzydką
klacz brzydkim ogierem, to otrzymacie brzydkie potomstwo.
Pamiętam kiedyś będąc na przeglądzie koni na Torach Wyścigów Konnych
zobaczyłem "strasznego" ogiera. Kiedy popatrzyłem do wykazu
koni wszystko było oczywiste: z połączenia dwojga tak brzydkich
rodziców nie mogło wyjść nic innego. Jest to przykładem na lekceważenie
tak ważnej sprawy, jaką jest łączenie ogiera z klaczą.
Nie kryjcie swoich klaczy pierwszym lepszym ogierem. Nie musi to
być najdroższy ogier. Ale musi mieć dobrą matkę, wywodzącą się z
dobrej rodziny. No i żeby oczywiście miał dobrego ojca, wywodzącego
się również z cennej rodziny. Zadajcie sobie trud przeanalizowania
tego, co tutaj napisałem.
Pamiętajcie, że hodowla to wielka nauka i sztuka. Ale nie lekceważcie
swojego, chociaż skromnego wpływu na nią.
Spis treści
Droga
do sukcesu - stadnina koni Michałów
Roman Pankiewicz
Z
końmi czystej krwi arabskiej los związał mnie od 1951 roku, kiedy
rozpocząłem pracę w Albigowej. Pracowałem tam do 1958 roku. Od 1959
do 1967 roku "terminowałem" u dyrektora Ignacego Jaworowskiego
w Michałowie. W tych latach zajmowałem się czynnie hodowlą, a po
roku 1967 nadal nie traciłem kontaktu ze stadninami arabskimi, jeżdżąc
na przeglądy i aukcje oraz na pokazy. Mam więc doskonały obraz Klemensowa-Michałowa
od 1951 roku.
W listopadzie 1999 roku tak się złożyło, że byłem w Michałowie aż
trzy razy. Mogłem wiec zobaczyć ich materiał dokładnie.
W latach sześćdziesiątych Michałów posiadał konie o raczej mniejszej
urodzie niż pozostałe stadniny. W 1948 roku władze naczelne powołując
do życia trzy stadniny koni arabskich zgromadziły w Albigowej najcenniejszy
materiał i przydzieliły tam wspaniałego Witraża. Nowy Dwór otrzymał
nieco słabszy materiał, ale z Wielkim Szlemem, który bardzo wyrównał
materiał nowodworski. Natomiast w Klemensowie zgromadzono klacze
najroślejsze, z których część była również bardzo cenna rodowodowo,
ale zabrakło dla nich już trzeciego syna Ofira, który dodałby posiadanym
klaczom urody. Przy tym założono, że Klemensów-Michałów miał za
zadanie produkowania rosłych ogierów do PSO i takie też otrzymał
ogiery na czele z rosłym, ale mało urodziwym Rozmarynem. Nie było
wtedy eksportu na zachód i do hodowli koni arabskich nie przywiązywano
większej uwagi.
Niestety po 1953 roku Michałów (wtedy przeszły doń konie z Klemensowa)
nie miał ciągle ogiera naprawdę urodziwego. Produkował więc konie
- jakby to powiedzieć - o dobrym podkładzie genetycznym, ale bez
wybijającej się urody. Szczególnie cenne były tam córki Amurath
Sahiba.
Ponieważ znałem dobrze język rosyjski i prenumerowałem "Koniewodztwo",
czytałem tam o cennym rodzie Skowronka i zawracałem głowę naszym
władzom, żeby do Polski sprowadzili jakiegoś jego potomka. W 1956
roku przybył do Polski Nabor 1950, prawnuk Skowronka, trzykrotnie
inbredowany na Ibrahima or.ar., ojca Skowronka. Kiedy zobaczyłem
go po raz pierwszy na kwarantannie w PSO Klikowa ogier ten oczarował
mnie swą przepiękną głową. Jednak po przyjściu do Albigowej rozczarowała
mnie jego mała suchość, obrośnięte szczotki, a poza tym był on dla
mnie jakoś tak "robiony cyrklem". Ja zaś uwielbiałem konie
w ramach, suche jak pieprz.
Jeszcze w roku 1956przyjechał do Albigowej dyrektor Jaworowski aby
zostać ojcem chrzestnym mojej córki - Marysi. Po uroczystościach
kościelnych pokazałem mu Nabora i powiedziałem, że dla mnie jest
to odpowiedni ogier na córki Amurath Sahiba. No i sprzedałem Nabora
nie doczekawszy się jeszcze nawet jego źrebiąt. Okazało się, że
był to strzał w dziesiątkę.
Nabor pierwszy dodał urody koniom michałowskim. Jego potomstwo wygrywało
championaty USA i Kanady. Michałów poszedł już inną niż dotychczas
drogą. Drogą ku urodzie, zachowując kaliber i doszedł do stanu obecnego.
Posiada obecnie najcenniejszy materiał hodowlany w Europie, a może
nawet i na świecie.
Warto prześledzić drogę Michałowa i uczyć się jak można dojść do
szczytów, zaczynając od materiału może nawet i niezłego, ale odległego
od stanu obecnego.
Otóż Michałów poszedł na szerokie użycie wszystkich cennych ogierów,
które tylko były do jego dyspozycji. Następnie najcenniejsze klacze
zostawiał sobie, a wszystkie słabsze, do których nie miał przekonania,
sprzedawał. Metoda ta, przy obfitym żywieniu dała zaskakujące wyniki.
Dowodem tego są ostatnie wyniki z pokazów w Paryżu.
Ja osobiście obawiam się tylko jednego, że konie w Michałowie stają
się coraz to wyższe. Werbum mierzy sobie aż 157 cm wzrostu. Nie
widać tego po nim, bo jest bardzo harmonijny, ale należałoby mimo
wszystko zapytać: quo vadis Michałów? Jaką sobie wyznaczyłeś górną
granicę wzrostu?
A oto ogiery, które dźwignęły Michałów i ich wykorzystanie:
Nazwa
ogiera lata, w których był użyty ilość pokrytych klaczy
Nabor 1950 1957-63 74
Comet
1953 1962-64 48
Celebes
1949 1967-68 38
Negatiw
1945 969-73 70
El
Paso 1967 1972-74 77
Eufrat
1970 1975-78 52
Bandos
1964 1977-79 53
Palas
1968 1976-80 i 1982-83 131
Probat
1975 1980-81 i 1983-86 128
Monogramm pozostawił w Michałowie stawkę wspaniałych koni.
Metodę tę Michałów stosował nadal, kryjąc bardzo szeroko ogierami
Piechur, a już szczególnie Monogramm. Ma więc z czego wybierać najcenniejsze
młode klacze.
Nauka dla wszystkich początkujących hodowców. Nie dobierajcie do
trzech klaczy, trzech różnych ogierów. Pokryjcie je jednym, oczywiście
cennym i odpowiadającym im typem ogierem. Przetestujecie przy okazji
swoje klacze. Zobaczycie, które z nich pokryte tym samym ogierem
dają najcenniejsze potomstwo. Oczywiście na przyszły rok możecie
zmienić ogiera, ale użyjcie go nadal na wszystkie klacze.
To tylko słynny Tezio, hodowca koni pełnej krwi angielskiej swoje
30 klaczy krył różnymi ogierami. Ale to było w pewnym tego słowa
znaczeniu granie dużą ilością kuponów w totolotka. Owszem, otrzymał
on w roku jednego wybitnego ogierka, ale jakie on miał klacze! A
przy tym miał dwa gospodarstwa: jedno w górach, gdzie konie pasły
się całe lato i drugie nad morzem, gdzie pasły się całą zimę. Sam
też trenował i sam biegał. To znaczy, że konie te pozostawały w
jego rękach cały czas. Nikt nie robił z nimi żadnych, tak często
stosowanych kantów na wyścigach.
Proszę bardzo: możecie naśladować Tezia. Ale ja uważam, że lepiej
na tym wyjdziecie, jeśli będziecie naśladować Michałów. Ale cóż
uczcie się. Niestety nauka jest kosztowna. Pamiętajcie o tym. A
jak dojdziecie do wniosku, że jednak Pankiewicz miał rację (wtedy
mnie już nie będzie na tym świecie), to zmówcie za moją duszę zdrowaśkę.
Nawet jakbyście byli niewierzący, to też.
Spis treści
III
Plener artystyczny "Koń jaki jest..."
Andrzej Novak-Zempliński
Rok
dwutysięczny, rok "zwariowany", nabrzmiały ilością wydarzeń
kulturalnych, mimo licznych problemów organizacyjnych przyniósł
kolejny, trzeci już plener korfowski, znany pod nazwą "Koń
jaki jest...".
Podstawową trudność sprawiało ustalenie terminu, gdyż mnogość innych
plenerowych propozycji, wystaw i innych okoliczności tworzyło wiele
dylematów wyboru dla naszych twórców. Postanowiliśmy jednak kontynuować
tradycję korfowskich plenerów, choć w zmniejszonej obsadzie. Czynione
poszukiwania "nowych twarzy" i nowych spojrzeń na temat
konia w sztukach plastycznych może nie dały zamierzonych rezultatów,
ale wynik pleneru, dzięki pracowitości uczestników okazał się nie
gorszy od poprzednich.
0 wyborze terminu pleneru ostatecznie zdecydowała inna okoliczność
- uroczystość św. Ludwika Króla, przypadająca na dzień 25 sierpnia.
Ktoś mógłby się spytać, co ma wspólnego z plenerem św. Ludwik? Otóż
bardzo wiele, ponieważ jest duchowym patronem Profesora Ludwika
Maciąga, a Profesor Maciąg jest duchowym patronem plenerów korfowskich.
W lipcu obchodziliśmy osiemdziesiątą rocznicę urodzin Profesora,
której wspaniałą oprawę zapewniło Stado Ogierów w Kętrzynie. Organizatorzy
pleneru w Korfowem, zapewnili oprawę osiemdziesiątych imienin Profesora,
które połączone zostały z uroczystym zakończeniem pleneru.
W plenerze uczestniczyło ośmiu artystów, spośród których czterech
zaszczyciło plener korfowski po raz trzeci. Tegoroczną atrakcją
pleneru, a jednocześnie wyzwaniem artystycznym była "Lady Godiva",
młoda, atrakcyjna modelka pozująca nago na koniu, dzięki hojności
pana Petroniusza Frejlicha. Temat to niezwykle trudny, na którym
niejeden już artysta "zęby połamał". Jak wypadły korfowskie
próby oceńcie Państwo sami.
Wypadałoby również choć jedno zdanie poświęcić koniom w Korfowem.
Zaakceptowały one obecność artystycznej braci w stajni i na pastwiskach,
reagując przyjaźnie i z zainteresowaniem, a niektóre wręcz wykazywały
talenta w pozowaniu, nie gorsze niż wyżej wspomniana modelka. Chciałbym
też przybliżyć Państwu postaci naszych sponsorów, bez których ofiarności
plener nie mógłby się odbyć. Niektórzy z nich sponsorują nasze przedsięwzięcie
po raz trzeci. Pan Januariusz Gościmski, hodowca i wielki miłośnik
sportów konnych oraz Pan Aleksander Wyrwiński z firmą "Novartis
Poland", sponsor wielu końskich imprez sportowych, znawca i
admirator polskiej tradycji kawaleryjskiej. Po raz drugi hojność
swą okazali Pan Tadeusz Jerzy Rusiecki, największy prywatny hodowca
koni arabskich w Polsce, Pan Mariusz Światalski, również hodowca
koni arabskich, wykazujący ostatnio duże zainteresowanie dla konnych
rajdów długodystansowych; Państwo Bożena i Zbigniew Zarywscy, producenci
nąjwyższej jakości odzieży sportowo-myśliwskiej i najbardziej hojni
sponsorzy plenerów korfowskich. Pan Petroniusz Frejlich, oprócz
sponsorowania konnej modelki, po raz drugi zafundował oprawę muzyczną
na zakończenie pleneru. Browary "Piast", zapewniły dostatek
znakomitego, chłodnego piwa dla spragnionych w upalne sierpniowe
dni, a Pan Krzysztof Apostolidis i Firma "Partner Center",
zadbał, aby podczas uroczystego zakończenia pleneru nie zabrakło
najlepszego francuskiego wina.
Szczególne podziękowania chcę złożyć Pani Teresie Juśkiewicz-Kowalik,
Prezesowi Polskiego Związku Jeździeckiego, która od pierwszego pleneru
korfowskiego, przyjęła honorowy patronat nad plenerami, nie szczędząc
również grosza na wsparcie naszych poczynań. Pani Prezes okazała
się najlepszym mecenasem także poprzez zakupy dzieł powstałych na
plenerach w Korfowem.
Ostatnie zdanie chciałbym poświęcić osobom najważniejszym dla organizacji
pleneru, czyli Gospodarzom Stadniny Korfowe - Państwu Joannie i
Peterowi Grootings, nie zapominając o Babci Leokadii, Mamie Irenie
i całej załodze Stadniny, których gościnność i życzliwość nie ma
sobie równych.
(Tekst do Katalogu do I Wystawy Poplenerowej "Koń jaki jest..."
zorganizowanej w Galerii Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych,
Warszawa, październik 2000).
Spis treści
Koń w sztuce - moje wrażenia poplenerowe
Prof. Ludwik Maciąg
Obrałem tryb życia daleki od środowiska artystycznego. Powodem była
- między innymi ważnymi motywami - niechęć do dyskusji o sztuce.
Wszelka argumentacja w tej dziedzinie, nawet najbardziej logiczna
musi ustąpić emocji, uczuciu w tworzeniu. Niemal zmuszony dzielę
się wrażeniami poplenerowymi z Korfowego.
Malarze, artyści mają własną koncepcję dzieła, własne doświadczenia
i przyzwyczajenia. Trzymają się na ogół kurczowo raz obranej konwencji,
w której czują się bezpiecznie. W sztuce powtarzanie się nie stanowi
powodu do chwały.
Sięgnięcie do bezpośredniego kontaktu z naturą stało się punktem
wyjścia do idei plenerów. Praktyka naszych czasów ideę tę wykrzewiła.
Plenery dla wielu artystów stały się sposobem na przeżycie, a często
i prześpienie sezonu letniego. Niewiele tam miejsca na odświeżenie
zmysłu obserwacji.
W tym roku w Korfowem udało się organizatorom pleneru stworzyć klimat
szczególny. Klimat wzajemnej serdeczności, co miało ogromny wpływ
na dorobek tych kilku dni intensywnej pracy. Grupa znacznie mniejsza
niż w ubiegłych latach okazała się bardziej zróżnicowana i interesująca.
Jak na wszystkich plenerach urzekający skromnością Grzegorz Krzyżaniak
od świtu do zmroku niestrudzony w terenie, oszczędny w słowach,
a dowcipny przy plenerowym, miłym dla nas, stole.
Ewa Tyka, niemniej pochłonięta pracą, nawet wśród towarzyskich wieczorów
przy stole "drutująca" swoje bezbłędne w charakterze konie.
Weronika Kobylińska chadzająca własnymi ścieżkami, niekonwencjonalna,
"niepodległa" presji nazwiska swego dziadka Szymona -
wieczorami dosiadająca "Cliinntonna" ujmowała nas wszystkich
swoją postawą.
Wieńczysław Pyrzanowski imponował temperamentem odkryty życzliwie
przez uczestników pleneru - niewątpliwie ciekawa osobowość.
Justyna Jaszczewska dopracowała się własnej konwencji, jak wiem,
trafiającej do wielu odbiorców. Z racji moich wątłych kontaktów
ze środowiskiem nie znałem kolegi Bogusława. Okazał się niezwykle
miłym towarzyszem o rozległej wiedzy w wielu dziedzinach. Towarzyszący
nam Petroniusz Frejlich sprawił wszystkim podniecającą niespodziankę
- akt świetnej młodej dziewczyny na ogierze arabskim - tego jeszcze
nikt z natury nie malował. Trzeba było obserwować emocje - a obserwujących
był niemały krąg. Czas najmilszy, stworzyły nam Joanna, Jej Mama
Irena, genialna Babcia i przemiłe dziewczyny królujące w kuchni.
Byłem wzruszony, zażenowany imieninami, jakie mi zorganizowano -
była to skala niewątpliwie przerastająca moje wyobrażenie o sobie.Wykorzystam
okazję, aby podzielić się przemyśleniami związanymi z tematyką końską
w sztuce, a ściślej z charakterystyką konia orientalnego, bo z takim
zetknęliśmy się w Korfowem.
Dzieliłbym to, co stworzono w tej dziedzinie - na okres przed pojawieniem
się fotografii i czas, w którym zaczęto nią się podpierać, a czasem
nawet całkowicie jej ulegać. Na zasadzie własnych obserwacji jestem
przekonany, że niewolnicze posługiwanie się fotografią "wysusza"
wypowiedź i o ile wchodzi w grę ekspresja - niemal ją wyklucza.
Gdyby cofnąć się do czasów - gdy koń orientalny fascynował takich
uznanych malarzy jak: Theodore Gericolelt, Eugene Delacroix, Horace
i Carle Vernet, Victor i Albrecht Adam, Hippolyte Lalaisse, można
by było zaobserwować wspólną im wszystkim manierę, która zaważyła
na widzeniu araba na wielu pokoleniach twórców i odbiorców. Można
zaobserwować u nich zbyt małą głowę, nie docenienie roli ogona (po
prostu ogona konia - a nie araba), wreszcie kłopoty z obserwacją
oka. Trochę za dużo tam "galanterii".
Z uporem twierdzę, że jedynie Juliusz Kossak trafił w istotę piękna,
ruchu i gracji tej rasy. Tak mało go się docenia we współczesnej
historii sztuki - i nie pomaga tu coraz większe zainteresowanie
jego twórczością w USA i krajach zachodnich.
Muszę wyznać, że czuję się nieswojo dzieląc się wrażeniami z pleneru.
Ja tak to postrzegam i obce jest mi nadmierne sugerowanie swego
punktu widzenia, bowiem żyję wśród wszelakich wątpliwości.
Spis treści
O kawalerii słów kilka....
Mikołaj Rey
Polska
jazda, konnica, kawaleria - to pojęcia, które zawierają w sobie
treści bardzo bliskie każdemu Polakowi wrażliwemu na dzieje i tradycje
swojego narodu. Polska jazda związana jest z historią naszego kraju
od zarania, można powiedzieć od początku naszej państwowości. Znalazło
to wyraz choćby w wybudowanym w Warszawie wysiłkiem całego społeczeństwa
Pomniku 1000-lecia Jazdy Polskiej.
Dlaczego jednak jazda? Co w tej formacji jest tak urzekającego,
że czyni ją inną od pozostałych rodzajów broni? Odpowiedź jest jedna
- sprawia to niepowtarzalny związek człowieka i konia, który w kawalerii
był dla żołnierza jego towarzyszem w boju i przemarszach, dzielił
z nim trudy frontowego bytu i częstokroć ratował go z opresji. Nie
umie być dobrym kolega. W rodzinie naszej obowiązywało zawsze, obowiązuje
i będzie obowiązywało najserdeczniejsze koleżeństwo, i to nie tylko
w płaszczyźnie poziomej, lecz także i pionowej, to jest nie tylko
w stosunku do równych stopniem, ale do podwładnych tak samo, jak
i do dowódców i przełożonych. Zarówno niedbanie o podkomendnych,
nieotaczanie ich opieką i życzliwością, jak i nielojalność wobec
dowódcy, to nie tylko wykroczenie służbowe, to zarazem ciężkie grzechy
przeciw koleżeństwu, które jest jedną z głównych cnót kawaleryjskich.
Być dowódcą, który umie żyć w koleżeństwie z podkomendnymi zdobywając
ich zaufanie bez dopuszczania do zbytniej poufałości z jednej strony,
a z drugiej być karnym i zdyscyplinowanym podwładnym bez służalczości,
a z koleżeńskim oddaniem - oto styl prawego kawalerzysty, to nasza
elegancja, to fason prawdziwy.
Nie potrzebuję dodawać, że wytrzymałość na wszystkie trudy i cierpienia,
a w pierwszej mierze męstwo i odwaga, były zawsze i zawsze będą
najbardziej modnymi cechami kawaleryjskiej kokieterii.
Jakież jeszcze warunki są wymagane dla skompletowania obrazu naszego
fasonu? Stosunek do koni? Do kobiet? Sprawy te są uregulowane odwiecznymi
kanonami kawaleryjskimi. Cóż poza truizmami można w tej materii
dorzucić? Gdybym moją wypowiedź układał w formie przykazań, powiedziałbym
może: nie pożądaj ani konia, ani żony czy też kochanki twego kolegi.
Koni jest na świecie dużo, a kobiet jeszcze więcej. Z wszystkimi
przy najlepszych chęciach i kwalifikacjach nie zdołasz się uporać.
Do żon kolegów odnoś się zatem z szacunkiem i koleżeńską życzliwością,
bo przekroczenie tych granic grozi i tobie, i twoim kolegom, i oddziałowi
twemu szeregiem komplikacji, z których i służba, i twój honor, i
honor twoich kolegów nie wyjdą bez szwanku. Z innymi, cywilnymi
- że się tak wyrażę - kobietami kawalerzysta powinien flirtować
jak najczęściej, a żenić się jak najrzadziej, a nade wszystko jak
najpóźniej! Można się zdobyć na teściową względnie bezkarnie, gdy
się jest już dojrzałym i dostatecznie na przeciwności losu wytrzymałym
mężczyzną, to jest, zgodnie z rozkazem, przynajmniej rotmistrzem.
Jeszcze jedno na zakończenie. W zasadach savoir-vivre'u, regulujących
fason kawaleryjski, niemile jest widziane, a raczej słyszane, wygłaszanie
patetycznych i wzniosłych frazesów na tematy wielkie i święte. Kawalerzysta
powinien patos wielkich uczuć nosić głęboko w sercu. Człowiek, który
kocha głęboko, nie mówi o swej miłości, lecz żyje nią i dla niej
umiera. Żołnierz, który wygląda na dobrego żołnierza i jest naprawdę
dobrym żołnierzem, a przy tym umie myśleć w galopie, oto jak powinien
wyglądać, jakim powinien być kawalerzysta z prawdziwym kawaleryjskim
fasonem. Wznoszę toast za wasze zdrowie i pomyślność w służbie".
Tak mówił o kawalerii generał Wieniawa - kawalerzysta, poeta, patriota.
Takimi też byli młodzi oficerowie po szkole w Grudziądzu i taki
duch panował w 40 pułkach kawalerii II Rzeczypospolitej.
Duch jakże inny od tego, który jest codziennością współczesnego
wojska. Dlatego pragnę podkreślić, że nie wolno nam zaprzepaścić
tej wspaniałej tradycji, na której wychowały się całe pokolenia
Polaków.
Przekazujmy ją zwłaszcza młodzieży, tam gdzie jeździ ona konno,
gdzie uczy się trudnej sztuki panowania nie tylko nad koniem, ale
przede wszystkim nad własnymi słabościami. I kawaleria, i jeździectwo
były i są, w dobrym tego słowa znaczeniu, elitarne - stawiają bowiem
wymagania i to bardzo trudne. Dlatego tak bardzo jest istotne, by
nawiązując do tradycji kawalerii nawiązywać przede wszystkim do
ducha tej formacji, która była prawdziwą kuźnią charakterów. Jeżeli
decydujemy się czynnie kontynuować kawaleryjskie tradycje, wkładamy
mundury, dosiadamy koni osiodłanych regulaminowo stroczonymi rzędami,
bierzemy do ręki szablę, lancę - to róbmy to tak, byśmy nie musieli
się tego wstydzić ani przed dawnymi ułanami, ani przed samymi sobą.
Mundur to znak zewnętrzny przywiązania do czegoś znacznie ważniejszego.
Decydując się na jego włożenie decydujemy się na styl życia, zgodny
ze zdefiniowanym powyżej fasonem kawalerzysty.
I pamiętajmy o naszych koniach - one są nie narzędziem zabawy, ale
partnerami w służbie kawalerzysty. Dbałość o nie to sprawa honoru.
Spis treści
Historia konia arabskiego w Ameryce Północnej
Justyna Opara
Jest
stare angielskie powiedzenie, że gdziekolwiek jadą Anglicy, tam
również jedzie koń pełnej krwi. W pewnym stopniu jest ono również
prawdziwe w stosunku do arabów, szczególnie w okresie wczesnych
angielskich kolonii, kiedy folbluty importowano wraz z trafiającymi
się od czasu do czasu końmi wschodnimi.
Konie angielskie zresztą w owym czasie same niewiele się różniły
od swoich wschodnich protoplastów. Araby, berbery i konie tureckie
były używane w hodowli pełnej krwi lub do ulepszenia lokalnego pogłowia.
Hodowcy koni arabskich, choć dumni z korzyści, jakie przyniosły
araby w ulepszaniu innych ras koni, są jednak zainteresowani przede
wszystkim historią takich importów, których potomstwo zostało zapisane
w księdze stadnej koni arabskich.
Studiując historię amerykańskiej wojny domowej trudno nie zwrócić
uwagi na obrazy przedstawiające najbardziej znanych generałów Granta
i Lee, obu dosiadających zgrabnych siwych arabskich ogierów.
Siwy ogier LEOPARD, którego Generał Grant otrzymał w prezencie od
sułtana Turcji w 1879 r. nie budziłby większego zainteresowania
hodowców arabów, gdyby nie fakt, że był ojcem ogiera ANAZEH, który
jest protoplastą wielu arabów amerykańskiej hodowli.
Ale to dopiero Światowa Wystawa w Chicago 1893 dała początek zainteresowaniu
końmi arabskimi w Ameryce. Niestety z 45 koni importowanych do USA
przez Towarzystwo Hamidie tylko pięć arabów przeżyło pożar i poważne
kłopoty prawne towarzystwa. Z tych, które ocalały najsłynniejszą
okazała się klacz NEDJME, która została później uhonorowana jako
"Numer Jeden" amerykańskiej księgi stadnej koni arabskich.
Najsłynniejszy import arabów do USA z pustyni był dokonany przez
Homera Davenporta w 1906. Przywiózł on z pustyni 27 arabów i stały
się one podstawą do założenia Amerykańskiej księgi Stadnej Koni
Arabskich (American Arabian Horse Club Registry).
Jak zwykle w takich sytuacjach zakup wartościowych koni wymagał
sporo dyplomatycznych zabiegów. Eksport koni z Imperium Ottomańskiego
był wówczas zakazany, ale dzięki szczęściu lub raczej wyjątkowym
zabiegom dyplomatycznym ambasadora Turcji Davenport zdołał uzyskać
pozwolenie na eksport "sześciu do ośmiu" koni. Niewątpliwie
pomogło również wstawiennictwo prezydenta Teodora Roosvelta.
Wprost z Turcji Davenport udał się do Aleppo w Syrii. Przez "pomyłkę
w protokole" skontaktował się najpierw z Akmetem Haffezem,
dyplomatycznym władcą Dezertu (pustyni) zamiast z gubernatorem Aleppo.
To pochlebiło Haffezowi tak bardzo, że osobiście zaopiekował się
ekspedycją zapewniając Davenportowi spotkanie z szeikami szczepu
Anazeh, który na szczęście obozował niedaleko Aleppo.
Haffez zapewnił również Davenportowi możliwość obejrzenia i zakupu
koni, które normalnie nie byłyby pokazane "niewiernemu".
Większość koni została zakupiona od szczepu Anazeh, część w miastach,
a niektóre były podarunkami jak np. "Duma Pustyni" ciemnogniady
ogier munigi HALEB (co znaczy Aleppo) pochodzący z plemienia Anazeh,
a ofiarowany Davenportowi przez gubernatora Aleppo. Z konia tego
Davenport był wyjątkowo dumny.
Klacz WADUDDA, która była wcześniej ulubioną klaczą wojenną naczelnego
szeika plemienia Anazeh została ofiarowana Davenportowi przez Akmeta
Haffeza. O ile Wadudda okazała się wyjątkowo płodną klaczą, o tyle
Haleb padł w rok po zakupie zostawiając po sobie tylko 11 źrebiąt.
Książka Davenporta "Moje poszukiwanie konia arabskiego"
przyniosła rozgłos importowi koni, zwiększając zainteresowanie tą
rasą. Książka ta jest fascynująca w czytaniu i ukazuje również wielką
miłość Davenporta do koni i psów.
Import 10 klaczy 17 ogierów, które przybyły do Ameryki 8.10.1906
dokonany przez Davenporta spowodował "eksplozję populacyjną"
dzięki wysokiej płodności klaczy.
Następnie w 1908 r. założono Arabian Horse Club of America, który
kilka lat później opublikował pierwszą księgę hodowlaną, w której
większość stanowiły konie sprowadzone do USA przez Davenoprta.
W latach 30-tych importowano kilka wybitnych arabów z Crabbet. Najsłynniejszym
z nich był RAFFLES, syn Skowronka sprowadzony przez Roggera A. Selby
z Portsmuth, Ohio. Jako matka ogierów wyróżniła się matka Rafflesa
i jednocześnie córka Skowronka RIFALA.
Stadnina Selbego na wschodzie i Kelloga na zachodzie zyskały swoją
sławę dzięki synom Skowronka.
W latach 30-tych importowano araby dość regularnie, a najbardziej
sensacyjnym zakupem były dwie grupy arabów z Polski sprowadzone
przez gen. J.M. Dickinsona z Franklin w Tennesse i H.Bobbsona z
Chicago.
Następnym bardzo znaczącym importem było sprowadzenie europejskich
arabów zagarniętych w czasie 2 Wojny Światowej przez rząd USA. Większość
z nich była polskiej hodowli, wśród nich takie gwiazdy jak Witeź
II, Lotnik i Iwonka III.
"Uratowane" przez gen. Pattona nigdy nie zostały zwrócone
Polsce, a odmowa ich zwrotu rozdrażniła polskich hodowców i stała
się niemalże przyczyną międzynarodowego nieporozumienia.
Konie te przyniosły wiele korzyści hodowli amerykańskiej Szczególnie
zasłużył się jako reproduktor ogier Witeź II. Jego potomstwo wyróżniło
się na rajdach długodystansowych i konkurencjach western.
Opracowane na podstawie:
"History of the Arabian Horse In America" G.B. Edwards
"Coming to America" Ch.Egan (Arabian Horse Europe 2/93).
Spis treści
Nauka o koniach arabskich
Krzysztof Pudyszak
We
wrześniu na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie odbyło
się Sympozjum Naukowe zorganizowane przez Polskie Towarzystwo Zootechniczne.
W ramach sekcji "Chowu i hodowli koni" wybitni pracownicy
nauki reprezentujący znaczące placówki naukowe zajmujące się tą
dziedziną nauki przedstawili 45 oryginalnych prac naukowych oraz
3 komunikaty naukowe, w tym 2 prace i 1 komunikat dotyczące koni
arabskich.
Kulisa M., Łuszczyński J., Pieszka M., Więć z Katedry Hodowli Koni
Akademii Rolniczej w Krakowie przedstawili wyniki badań pt. "Wpływ
wieku klaczy matki na wartość potomstwa"
Badania przeprowadzono w Stadninie Koni Michałów na klaczach arabskich
w różnym wieku: grupa I - klacze pierwiastki (źrebiące się po raz
pierwszy), grupa II - klacze młode (5-9 letnie), grupa III - klacze
w sile wieku (10-14 letnie), grupa IV - klacze stare (powyżej 14
lat).
Wpływ wieku matek na wybrane parametry potomstwa określono na podstawie
pomiarów masy ciała źrebiąt w pierwszej dobie po urodzeniu źrebiąt
oraz wymiarów ciała po urodzeniu i w 6, 12, 18, 24 i 30 miesiącu
życia. Dokonano także oceny użytkowości rozpłodowej i hodowlanej
klaczy oraz określono procent koni zajmujących czołowe miejsca na
czempionatach i dzielność wyścigową potomstwa.
Najwyższą masę po urodzeniu (ok. 47kg) osiągały źrebięta od klaczy
10-14 letnich a najlżejsze źrebięta (ok. 38kg) rodziły klacze pierwiastki.
źrebięta urodzone przez klacze 10-14 letnie charakteryzowały się
najwyższą wysokością w kłębie. Ich wzrost po urodzeniu oraz w kolejnych
miesiącach życia był znacznie wyższy niż źrebiąt urodzonych przez
pozostałe grupy wiekowe klaczy. Podobne wyniki uzyskano analizując
obwód klatki piersiowej i obwód nadpęcia. Najwięcej bardzo dobrze
i dobrze biegającego potomstwa pochodziło od klaczy 10-14 letnich
a najmniej od klaczy pierwiastek i starych, powyżej 14 roku życia.
Najwyższy procent zaźrebień stwierdzono u klaczy w sile wieku (10-14
lat) i pierwiastek, najniższy zaś u klaczy starych. Od klaczy młodych
(5-9 lat) i w sile wieku pochodził najwyższy procent koni zakwalifikowanych
do dalszej hodowli jako klacze stadne i ogiery czołowe. Podobna
zależność wystąpiła w przypadku koni zdobywających czołowe miejsca
w czempionatach i pokazach. Najlepsze wyniki na torze wyścigowym
osiągały konie urodzone przez klacze w sile wieku, najgorsze zaś
potomstwo klaczy pierwiastek.
Oleksiak S., Galas A. Z Zakładu Hodowli Koni SGGW w Warszawie zaprezentowali
pracę pt. "Ocena wyników użytkowania rozpłodowego polskich
klaczy czystej krwi arabskiej w latach 1982-1991"
Badaniami zostały objęte konie z czterech działających w tym okresie
w Polsce stadnin arabskich a także konie wyhodowane w innych ośrodkach
lub przez osoby prywatne, które ze względu na niewielką liczebność
zostały ujęte razem w grupę "pozostali hodowcy".
Dla objętych badaniami klaczy obliczono następujące wskaźniki rozrodu:
- źrebność - procentowy stosunek liczby klaczy zaźrebionych do liczby
klaczy krytych.
- płodność - procentowy stosunek liczby źrebiąt żywo urodzonych
do liczby klaczy krytych.
- plenność - procentowy stosunek liczby źrebiąt odchowanych do liczby
klaczy ogółem.
- ronienia - procentowy stosunek liczby klaczy roniących do liczby
klaczy źrebnych.
- odchów źrebiąt - procentowy stosunek liczby źrebiąt odchowanych
do liczby źrebiąt urodzonych.
W analizowanym okresie źrebność w SK Kurozwęki okazała się najwyższa
(90,7%) w porównaniu do wszystkich omawianych stadnin. Najniższy
wskaźnik źrebności uzyskały klacze w SK Janów Podlaski (86,6%) i
grupa "pozostali hodowcy" (82,2%). Na przestrzeni lat
1982-1991 uzyskano średnio 80,1% płodności klaczy. Najwyższą płodność
uzyskano również w Kurozwękach (82,6%). Przez większość lat uzyskiwano
w tej stadninie wskaźnik płodności powyżej średniej, ze szczytem
przypadającym na 1990 rok, w którym płodność osiągnęła poziom 93,5%.
Najniższe wyniki płodności zanotowano u klaczy w Janowie Podlaskim
i w grupie "pozostali hodowcy". Ronienia na poziomie przewyższającym
średnią wystąpiły u klaczy z Kurozwęk i Janowa Podlaskiego. Stosunkowo
wysoki procent poronień u klaczy z Kurozwęk spowodowany był faktem,
iż w 1982 roku poroniło aż 25,9% klaczy, a przez wiele lat procent
ronień w tej stadninie kształtował się znacznie powyżej średniej.
Najmniej klaczy roniących stwierdzono w grupie "pozostali hodowcy".
W przypadku plenności w badanym okresie najlepszą wykazały się klacze
z Białki - 74,2%. Wyniki powyżej średniej uzyskały także klacze
z Kurozwęk i Michałowa. Najlepiej odchowywały się źrebięta u "pozostałych
hodowców". W grupie tej straty źrebiąt w trakcie odchowu nie
przekroczyły 8%.
Głażewska I. z Katedry Genetyki i Cytologii Uniwersytetu Gdańskiego
zaprezentowała wyniki badań pt. "Znaczenie klaczy Gazella,
Mlecha i Sahara w powojennej hodowli koni arabskich w Polsce".
W wyniku analizy ustalono, że udziały wymienionych klaczy systematycznie
rośnie. Otrzymane wyniki świadczą, że pomimo upływu stu kilkudziesięciu
lat od importu Gazelli, Mlechy i Sahary, ich geny są dalej obecne
w puli genowej współczesnej populacji. Liczba koni w których rodowodach
występują te klacze, wskazuje z jednej strony na to, jak cenny materiał
stanowiły, a z drugiej strony - na postępujący proces wzrostu spokrewnienia
i ujednolicenia genetycznego polskich koni arabskich.
Całość prac została opublikowana w Zeszytach Naukowych Przeglądu
Hodowlanego Nr 50 "Chów i hodowla koni").
Spis treści
*****************
W
Redakcji Ksiąg Stadnych (Puławska 266, 00-976 Warszawa) jest już
dostępny II dodatek do IV polskiej księgi stadnej koni arabskich
(PASB) zawierający dane za rok 1998.
Wpisane do PASB 488 klaczy pochodzi po 91 ogierach. Największą grupę
stanowią córki ogierów: Palas (32), Eukaliptus (30), Europejczyk
(24), Probat (20), Pepton (19), Arbil (18), Wojsław (18), Pamir
(17), Partner (16), Wermut (17), Monogramm (14), Alegro (12), Fawor
(11), Banat (10) i Endel (10).
Urodzonych w 1998 roku 228 źrebiąt pochodzi po 45 ojcach. Największa
liczba źrebiąt wpisana jest po ogierach: Pamir (18), Ararat (16),
Fawor (14), Eldon (12), Pesal (12), Batyskaf (11) i Wachlarz (10).
W 1998 roku w 99 stadninach prywatnych znajdowało się już 226 klaczy
stadnych. Największą grupę (83,84%) stanowiły stadniny posiadające
1-3 klacze, 10 prywatnych stadnin posiadało 4-5 klaczy, 5 stadnin
po 6-10 klaczy i 1 stadnina posiadająca powyżej 10 klaczy (25 matek).
W analizowanym roku eksportowano 88 koni, w tym 46 ogierów, 41 klaczy
i 1 wałacha. Najwięcej koni sprzedano do Niemiec (26,14%) oraz USA,
Włoch (po 10,23%), UEA (9,09%), Szwecja i Wielka Brytania (po 7,95%).
Pozostałe 28,41% eksportowano do Słowacji (5 koni), Hiszpanii, Jordanii
(po 4 konie), Austrii (3 konie), Turcji, Belgii (po 2 konie) oraz
Francji, Holandii, Kataru, Szwajcarii i na Węgry (po 1 koniu).
W sekretariacie PTHKA dostępny jest Regulamin Prowadzenia Księgi
i Zasady Wpisu Koni do PASB oraz niezbędne formularze.
Krzysztof Pudyszak
Spis treści
KRADZIONY KOŃ ARABSKI TO PO PROSTU PIĘKNY KOŃ KTÓREGO W PRZYSZŁOŚCI
ŁATWO BĘDZIE ZIDENTYFIKOWAĆ BO JEGO DOKŁADNY OPIS GRAFICZNY ORAZ
GRUPA KRWI ZNAJDUJź SIĘ W DOKUMENTACH KSIĘGI STADNEJ.
Zły duch
Krzysztof Pudyszak
Dzień
18 maja 2000 roku był na pewno jednym z najgorszych w moim życiu.
Tego dnia rano, zamiast zobaczyć moją klacz arabską, zobaczyłem
otwarte drzwi i pusty boks w stajni. Stojąc przed nim nie mogłem
uwierzyć, że nie ma w nim mojej ukochanej Simy. Długo nie docierało
do mnie co się stało. Fakty były przerażające, klacz została skradziona!
Taka wiadomość może zwalić z nóg nawet najsilniejsze osobowości
a rozpacz po stracie nawet zabić. Nie wolno jednak się poddawać.
Wziąłem dzień wolny z pracy. Zawiadomiłem policję, dałem ogłoszenie
w prasie, poinformowałem zaprzyjaźnione lokalne radio, które w każdym
serwisie informacyjnym podawało wiadomość o skradzionej klaczy.
Starałem się poinformować koniarzy z całej Polski. Zawiadomiłem
redakcję Konia Polskiego, Koni i Rumaków oraz Końskiego Targu. Wysłałem
prawie 100 listów do znanych mi hodowców koni, właścicieli klubów
i sklepów ze sprzętem jeździeckim. Poinformowałem terenowych lekarzy
weterynarii, kowali oraz znajomych z branży a także okolicznych
leśniczych. Robiłem wszystko co było w mojej mocy. Wiedziałem, że
w takim przypadku nie wolno marnować żadnej minuty.
Tego samego dnia wieczorem otrzymałem anonimowy telefon. Ktoś poinformował
mnie, że rano w okolicach Olsztyna, oferowano mu kupno konia odpowiadającego
opisowi który zamieściłem. Podejrzewałem, że złodzieje wiedzą jak
wyglądam i jaki mam samochód, więc poprosiłem kolegę by pojechał
tam i to sprawdził. Niestety, po powrocie kolega nie miał dla mnie
żadnych dobrych wiadomości. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby dać ogłoszenie
o chęć kupna konia. Wszystkie moje działania nie dawały natychmiastowych
rezultatów, ale wiedziałem, że trzeba robić różne rzeczy, bo w całości
mogą przynieść oczekiwany skutek. Moi przyjaciele nadal codziennie
jeździli po różnych, okolicznych miejscowościach pytając się o możliwość
zakupu konia dla siebie.
Minął już tydzień od kradzieży, ja jednak ciągle wierzyłem, że klacz
ukrywana jest w okolicach Olsztyna i że złodzieje kradnąc ją nie
mieli jeszcze na nią kupca i będą ją chcieli się pozbyć za marne
pieniądze. Skradziony koń arabski bez dokumentów, które są tylko
i wyłącznie w Redakcji Ksiąg Stadnych gdzie wpisany jest prawowity
właściciel konia - jest bezwartościowy a potomstwo jego nigdy nie
uzyska prawa wpisu do księgi.
25 maja, jeszcze w nocy pojechałem do odległych o ok. 80 km Chorzel,
gdzie w czwartki odbywają się targi zwierzętami. Byłem tam zaraz
o świcie i z daleka obserwowałem rynek z końmi, licząc na to że
złodzieje zechcą ją tam sprzedać. Niestety, wśród wielu oferowanych
na sprzedaż koni, nie było mojej Simy. Po powrocie do Olsztyna,
zdałem sobie sprawę, że teraz już z każdym dniem szanse na odzyskanie
jej będą coraz mniejsze.
W sobotę, 27 maja, około godziny 8 rano wyjechałem służbowo samochodem
w okolice Olsztyna. Miałem przywieść z wylęgarni na fermę jednodniowe
pisklęta. Minęło już 10 dni i powoli traciłem nadzieję, na odzyskanie
klaczy. Wracając do domu, mijałem drogę na Łupsztych, gdy obok niej
zobaczyłem mężczyznę z moją Simą. Natychmiast zatrzymałem samochód
i podbiegłem do niego. Mężczyzna wyjaśnił, że jechał drogą kiedy
zobaczył konia biegającego po jezdni, zatrzymał się więc by nie
doszło do wypadku. Powiadomił już straż miejską i policję. Użyczył
też swojego telefonu komórkowego bym mógł obwieścić tą radosną nowinę
żonie.
Klacz miała na głowie kantar, który jej kiedyś kupiłem, do którego
przywiązany był przerwany uwiąz. Najprawdopodobniej po 10 dniach,
trzymania w zamknięciu, uwolniła się z niewoli. Wkrótce nadjechała
zawiadomiona wcześniej straż miejska i policja, która moim samochodem
odtransportowała na fermę pisklęta. Kilka godzin stałem na poboczu
drogi i czekałem na przyczepę do przewozu koni. Okazało się jednak,
że znane mi środki transportu koni są w tej chwili gdzieś w trasie
albo są zepsute. Nie pozostało mi nic innego, jak pieszo, leśnymi
drogami wrócić wraz z Simą do domu. Wracaliśmy tą samą drogą którą
została uprowadzona. Droga nie była łatwa, było bardzo gorąco, a
klacz kulała, była strasznie wychudzona, miała wiele otarć na skórze
i mnóstwo kleszczy. Po drodze mijaliśmy wielu ludzi pracujących
na polach, którzy widząc nas przerywali pracę i dziwnie się nam
przyglądali. Domyślałem się czemu tak się zachowują. Sprawa kradzieży
klaczy była w okolicznych wsiach mocno nagłośniona, słusznie więc
mogli podejrzewać że jestem złodziejem a nie właścicielem. Bałem
się tylko, że będą próbować odebrać mi klacz, nie czekając na wyjaśnienie.
Zareagowali jednak trochę inaczej, zawiadomili o tym leśniczego,
który samochodem, na jednej z leśnych dróg, nagle zajechał nam drogę
i wyskoczył z siekierą. Zdziwił się jednak gdy mnie rozpoznał i
bardzo się ucieszył, sam przecież hoduje konie. Po krótkiej opowieści
jak odzyskałem konia, pożegnałem się z leśniczym i ruszyłem w dalszą
drogę. Za kilka minut od strony Olsztyna nadjechała samochodem moja
koleżanka, która przywiozła mi z domu picie i kanapki. Jeszcze po
drodze zatrzymałem się w leśniczówce by napoić klacz i po krótkiej
przerwie ruszyliśmy dalej. Do domu było już niedaleko, przeszliśmy
jeszcze przez tory kolejowe, minęliśmy ogródki działkowe i około
godziny 14-tej dotarliśmy szczęśliwie do domu, gdzie czekała na
nas moja żona z dziećmi oraz przyjaciele.
Sima bardzo szybko wróciła do zdrowia. Badania USG upewniły mnie,
że klacz mimo przebytych stresów nadal jest źrebna. Byłem więc spokojny
i szczęśliwy. Starałem się nie wspominać tamtych dni, zapomnieć
o tym co się stało.
Do końca lata, klacz przebywała na wybiegu obok mojego domu. Kiedy
nadeszły chłodniejsze dni musiała wrócić do swojego boksu. Zanim
Sima wróciła na swoje miejsce, założyłem na drzwiach dodatkowe sztaby
i kłódki.
Dzień 11 października br., mógł jednak okazać się kolejnym koszmarnym
dniem w moim życiu. Tego dnia po godzinie 19-tej poszedłem nakarmić
Simę. W stajni zastałem uciekających złodziei i spętanego konia.........
Nie chcę już dalej opisywać tej autentycznej i tragicznej dla mnie
historii. Sima jest już w bezpiecznym miejscu, niedostępna dla obcych
osób. Chcę jednak przestrzec wszystkich tych, którzy ogłaszają,
że mają na sprzedaż konia. Powinni liczyć się z tym, że może odwiedzić
ich osoba, która nie zainteresuje się oferowanym na sprzedaż koniem,
lecz innym, nie przeznaczonym do sprzedaży oraz możliwością pozyskania
go wbrew waszej woli.
Spis treści
OGIER
Teresa Szydłowska
Jest w nim i słabość i siła zarazem.
Wdzięku
zaś tyle, co u pieknej panny!
Mojemu oku - zda się być pegazem,
Gdy
go osłania opar mgły poranny.
Gdy zgoniony - toczy pianę z pyska,
Gdy
dęba staje - jest w nim siła wszystka!
Gdy przeszkody skacze, odważnie idąc w szranki,
Gdy przegania słabe klacze, gdy się zaleca
Do klaczy - wybranki.
Albo, gdy z amazonką na grzbiecie - tańczy,
Z wdziękiem ważki gnąc się w piruecie.
Gdy
mnie, łagodnie w siodle kołysze.
Gdy donośnym rżeniem zgniata stajni ciszę.
Jest słabość i siła w nim: słaby - jak piękno!
Silny, jak pragnienie - mój ogier - "DREAM".
|