Please sign our Guestbok - Wpisz się do Księgi Gosci
 
 
Mail to us / Napisz do nas
 
What the press writes about us / Co piszą o nas w prasie Books, bulletins and articles published by us - Ksiażki, biuletyny i artykuły wydane przez nas Who visited our stud / Kto odwiedził naszą stadninę Information on Korfowe Arabians. Informacje o nas


Kurier Arabski Trybuna Korfowe Inne wydawnictwa
Other publications
No 27/2000 - 28/2001

Spis treści

******************

Szanowni Państwo!

Właśnie minął rok jak grupa hodowców koni arabskich podjęła decyzję o założeniu Polskiego Towarzystwa Hodowli Koni Arabskich. Dzisiaj obchodzimy swoje święto, wspólnie ciesząc się, że wbrew wszelkim przeciwnościom, kontynuujemy tradycje założonego w 1926 roku Towarzystwa Hodowli Koni Arabskich.

Statutowe działania rozpoczęliśmy dopiero w czerwcu, po zarejestrowaniu Naszego Towarzystwa, więc w tak krótkim czasie nie mogliśmy w pełni zrealizować tego, co zamierzaliśmy. Opóźnienie to spowodowane było problemami, które robił nam Zarząd Polskiego Towarzystwa Hodowców Koni Arabskich w Sądzie w Warszawie. Działania Polskiego Towarzystwa Hodowców Koni Arabskich wpłynęły także na opóźnienie w wydawaniu naszego biuletynu.

Zgodnie z decyzją Walnego Zgromadzenia członków biuletynem informacyjnym naszego Towarzystwa jest Kurier Arabski wydawany przez Stadninę Korfowe Arabians. Nazwa i logo Kuriera Arabskiego zostały zastrzeżone w Urzędzie Patentowym i nikt inny nie ma prawa do używania tej nazwy.

Wkrótce po I Walnym Zebraniu Członków przystąpiliśmy do realizacji celów statutowych. W lipcu wspólnie z firmą Stollar i Oleckim Centrum Kultury zorganizowaliśmy Pokaz Koni Arabskich w Olecku w ramach wielkiego festynu "Przystanek Olecko". Dzięki uprzejmości i zaangażowaniu firmy WebKingNet na początku sierpnia "ruszyła" strona internetowa Naszego Towarzystwa (www.horses.com.pl/pthka), na której znajdują się wszelkie informacje dotyczące naszej działalności.
W sierpniu podczas Letniej Gali Koni Arabskich w Janowie Podlaskim czynne było stoisko Naszego Towarzystwa, na którym m.in. zbieraliśmy podpisy przeciw eksportowi żywych koni rzeźnych. W tym samym czasie ukazał się 26 numer Kuriera Arabskiego, który wraz innymi wydawnictwami i publikacjami był do nabycia na naszym stoisku. 13 sierpnia podczas Międzynarodowego Arabskiego Dnia Wyścigowego na Służewcu odbyła się gonitwa o Nagrodę Polskiego Towarzystwa Hodowli Koni Arabskich.
Do chwili obecnej Zarząd spotkał się kilkakrotnie (29.07. - Olecko, 11.08.- Janów Podlaski, 25.08.-Korfowe, 2.12. Milanówek) w różnym składzie, dyskutując nad rozwiązaniem najważniejszych problemów, z którymi spotykają się hodowcy prywatni oraz nad organizacją serii szkoleń zgodnie z zapotrzebowaniem hodowców.
Wiele dyskutowaliśmy również nad niezbędnością regularnego wydawania Kuriera Arabskiego. Za ważne uznaliśmy powołanie Zespołu Redakcyjnego w składzie: Joanna Grootings, Roman Pankiewicz i Krzysztof Pudyszak. Skład tego zespołu poddany zostanie akceptacji na Walnym Zgromadzeniu.
Jesteśmy przekonani, że najbliższe lata nowego tysiąclecia przyniosą polskim hodowcom koni arabskich wiele satysfakcji z wyników, jakie uzyskają ich konie, zarówno na wyścigach jak i na pokazach, czego wszystkim Państwu i sobie serdecznie życzymy.

15.01.2001.
Joanna Grootings
Krzysztof Pudyszak

Spis treści

**************

Zarząd Polskiego Towarzystwa Hodowli Koni Arabskich uprzejmie informuje, że Walne Zgromadzenie Członków odbędzie się 11.02.2001 (niedziela) o godz. 1000 (I-szy termin), 1030 (II-gi termin). Gospodarzami Zebrania są Alina i Petroniusz Frejlich (ul. Ludna 7B, Milanówek).
Program Zebrania
- Powitanie gości przez gospodarzy Zebrania - Alina i Petroniusz Frejlich
- Rozpoczęcie obrad, wybór przewodniczącego Zebrania i protokolanta - Andrzej Ou
- Sprawozdanie merytoryczne z działalności Zarządu - Krzysztof Pudyszak
- Sprawozdanie finansowe z działalności Zarządu - Petroniusz Frejlich
- Sprawozdanie Komisji Rewizyjnej - Zbigniew Ogórek
- Uzupełnienie składu Komisji RewizyjnejReorganizacja TWK - Powstanie Jockey Clubu, Andrzej Ou
- Program działalności Towarzystwa na rok 2001 - dyskusja
- "Koń arabski w sztuce" - prof. Ludwik Maciąg
- "Propagowanie użytkowania konia arabskiego szansą dla hodowców" - Andrzej Novak Zempliński, Prezes Towarzystwa Przyjaciół Konia Arabskiego w Polsce
- "Ciekawostki z historii hodowli koni arabskich w Łazach" - Anna Dębska
- "Próba praktycznej oceny koni arabskich stosowanej na czempionatach" - Roman Pankiewicz (szkolenie praktyczne dla hodowców w stadninie Petronius Arabians).

Spis treści


Dobór ogiera
Roman Pankiewicz

W hodowli nie ma ważniejszej rzeczy, od doboru klaczy pod odpowiedniego ogiera. Są to rzeczy na ogół znane. Nie powiem tu nic nowego, ale tylko przypomnę już znane. Najważniejsze jest połączenie nie najlepszego z najlepszym, ale najlepsze dla danej partnerki.
1. Wśród ogierów można rozróżnić:
takie, które dały dobre potomstwo z każda klaczą: jak Comet i Wielki Szlem.
dają cenne potomstwo tylko z klaczami, z którymi nie są spokrewnione: np. Witraż z Bałałajką i Elzą; lub mało spokrewnione: np. Witraż i Canaria.
które dają cenny przychówek z pewnymi, im odpowiadającymi tylko klaczami: np. Aquinor i córki klaczy Canberra lub Aquinor i Eleonora i jej córki.
Oczywiście w każdym z powyższych przykładów mogą być wyjątki. Ale w większości te reguły się potwierdzają.

2. Bardzo ważna jest rodzina, z której pochodzi interesujący nas ogier. W Rejestrze Ogierów wydanym w 1999 roku uszeregowałem wszystkie ogiery według rodzin, z których się wywodzą. Są Rodziny, które dały cenne ogiery, są też takie, które dały tylko jednego i to nie najwyższej klasy.
3. W chwili obecnej dobór ogierów bardzo ułatwia sprawdzanie ich potomstwa na pokazach w Janowie, Michałowie i Białce. Dane o tym znaleźć można w katalogach z pokazów.

Niestety wyniki szeregu ostatnich lat są nieco zamazane bardzo szerokim użyciem ogiera Monogramm. Jego potomstwo zdobywało przytłaczającą większość pierwszych nagród. Trzeba zwrócić uwagę na potomstwo ogierów, które zajęło miejsca za potomstwem Monogramma. Jako dowód na trudność odpowiedniego połączenia jest fakt, że jak Monogramm krył bardzo dużą ilość bardzo różnych klaczy, to dawał szereg wspaniałych koni. A teraz, gdy jego nasieniem inseminuje się tylko "wybrane" klacze, okazuje się, ze ogier ten stracił swoją supremację. Bo wydawałoby się, że wystarczy, aby dał on tylko jednego potomka w roku, a ten bez pudła zdobyłby championat ogierów lub klaczy. Tymczasem tak zupełnie nie jest.

4. Analizując potomstwo nagradzane na pokazach trzeba zwrócić uwagę, od jakich klaczy ono pochodzi. Czy są to tylko matki wybitne, które same zdobywały nagrody, czy także o nieznanych nazwach. Właśnie potomstwo od tych skromniejszych matek dowodziłoby o wzmożonej sile dziedziczenia ich ojców.

5. Inbred. Ale musi on być niezbyt daleki i nie może być równoczesny z inbredem na mniej cenną jednostkę. Przykład Witraża i Wielkiego Szlema. Obaj byli po wspaniałym Ofirze, ale obaj także byli od matek będących córkami Gazelli II - cennej matki, ale nie grzeszącej urodą. Łącząc potomstwo obu tych ogierów, niestety dziedziczyła się bardziej Gazella II i wychodziły brzydkie - tak jak ona - konie.

6. Oczywiście przy połączeniach jest potrzebna znajomość jak największej ilości przodków u mających się połączyć osobników. Wiadomości te można częściowo znaleźć w Indeksach starych katalogów janowskich. Niestety są one tam tylko w języku angielskim. Ale można zrozumieć uwagi tam zamieszczone nawet bez znajomości języka. Część potrzebnych wiadomości można również znaleźć w "Rejestrze Ogierów".

Hodowla, prawdziwa hodowla to wielka nauka i sztuka. Wymaga ona jeszcze szczęścia. Jeszcze raz wracam do potomstwa Monogramma. Jego przykład jest najlepszym dowodem na trudność doboru i hodowli jako takiej. Kiedy ogier ten krył ogromną ilość klaczy - dawał wspaniałe potomstwo. Gdy otrzymał kilka klaczy, wydawałoby się, że wtedy powinien dać swoje najlepsze potomstwo, bo go już sprawdzono. Niestety nie dał tego. Stare żydowskie przysłowie mówi: "Ale masz ładną żonę - no bo ja taką chciał. Ale masz brzydkie dzieci - bo takie Pan Bóg dał".

Opracowałem hodowlę koni arabskich w okresie międzywojennym. Jeśli tylko ktoś używał dobrych ogierów, mając nawet średniej jakości klacze - dochował się pozytywnego przychówku. Były hodowle mające dwie klacze (Kraśnica, Breniów), od których - używając cennych ogierów - uzyskały cenne klacze a nawet ogiery.

Nie ma gwarancji, że łącząc doskonałą klacz z doskonałym ogierem uzyska się doskonałe potomstwo, bo mogą sobie partnerzy nie odpowiadać. Natomiast jedno mogę Wam zagwarantować: jeśli pokryjecie brzydką klacz brzydkim ogierem, to otrzymacie brzydkie potomstwo.
Pamiętam kiedyś będąc na przeglądzie koni na Torach Wyścigów Konnych zobaczyłem "strasznego" ogiera. Kiedy popatrzyłem do wykazu koni wszystko było oczywiste: z połączenia dwojga tak brzydkich rodziców nie mogło wyjść nic innego. Jest to przykładem na lekceważenie tak ważnej sprawy, jaką jest łączenie ogiera z klaczą.

Nie kryjcie swoich klaczy pierwszym lepszym ogierem. Nie musi to być najdroższy ogier. Ale musi mieć dobrą matkę, wywodzącą się z dobrej rodziny. No i żeby oczywiście miał dobrego ojca, wywodzącego się również z cennej rodziny. Zadajcie sobie trud przeanalizowania tego, co tutaj napisałem.

Pamiętajcie, że hodowla to wielka nauka i sztuka. Ale nie lekceważcie swojego, chociaż skromnego wpływu na nią.

Spis treści

Droga do sukcesu - stadnina koni Michałów
Roman Pankiewicz

Z końmi czystej krwi arabskiej los związał mnie od 1951 roku, kiedy rozpocząłem pracę w Albigowej. Pracowałem tam do 1958 roku. Od 1959 do 1967 roku "terminowałem" u dyrektora Ignacego Jaworowskiego w Michałowie. W tych latach zajmowałem się czynnie hodowlą, a po roku 1967 nadal nie traciłem kontaktu ze stadninami arabskimi, jeżdżąc na przeglądy i aukcje oraz na pokazy. Mam więc doskonały obraz Klemensowa-Michałowa od 1951 roku.
W listopadzie 1999 roku tak się złożyło, że byłem w Michałowie aż trzy razy. Mogłem wiec zobaczyć ich materiał dokładnie.
W latach sześćdziesiątych Michałów posiadał konie o raczej mniejszej urodzie niż pozostałe stadniny. W 1948 roku władze naczelne powołując do życia trzy stadniny koni arabskich zgromadziły w Albigowej najcenniejszy materiał i przydzieliły tam wspaniałego Witraża. Nowy Dwór otrzymał nieco słabszy materiał, ale z Wielkim Szlemem, który bardzo wyrównał materiał nowodworski. Natomiast w Klemensowie zgromadzono klacze najroślejsze, z których część była również bardzo cenna rodowodowo, ale zabrakło dla nich już trzeciego syna Ofira, który dodałby posiadanym klaczom urody. Przy tym założono, że Klemensów-Michałów miał za zadanie produkowania rosłych ogierów do PSO i takie też otrzymał ogiery na czele z rosłym, ale mało urodziwym Rozmarynem. Nie było wtedy eksportu na zachód i do hodowli koni arabskich nie przywiązywano większej uwagi.
Niestety po 1953 roku Michałów (wtedy przeszły doń konie z Klemensowa) nie miał ciągle ogiera naprawdę urodziwego. Produkował więc konie - jakby to powiedzieć - o dobrym podkładzie genetycznym, ale bez wybijającej się urody. Szczególnie cenne były tam córki Amurath Sahiba.
Ponieważ znałem dobrze język rosyjski i prenumerowałem "Koniewodztwo", czytałem tam o cennym rodzie Skowronka i zawracałem głowę naszym władzom, żeby do Polski sprowadzili jakiegoś jego potomka. W 1956 roku przybył do Polski Nabor 1950, prawnuk Skowronka, trzykrotnie inbredowany na Ibrahima or.ar., ojca Skowronka. Kiedy zobaczyłem go po raz pierwszy na kwarantannie w PSO Klikowa ogier ten oczarował mnie swą przepiękną głową. Jednak po przyjściu do Albigowej rozczarowała mnie jego mała suchość, obrośnięte szczotki, a poza tym był on dla mnie jakoś tak "robiony cyrklem". Ja zaś uwielbiałem konie w ramach, suche jak pieprz.

Jeszcze w roku 1956przyjechał do Albigowej dyrektor Jaworowski aby zostać ojcem chrzestnym mojej córki - Marysi. Po uroczystościach kościelnych pokazałem mu Nabora i powiedziałem, że dla mnie jest to odpowiedni ogier na córki Amurath Sahiba. No i sprzedałem Nabora nie doczekawszy się jeszcze nawet jego źrebiąt. Okazało się, że był to strzał w dziesiątkę.
Nabor pierwszy dodał urody koniom michałowskim. Jego potomstwo wygrywało championaty USA i Kanady. Michałów poszedł już inną niż dotychczas drogą. Drogą ku urodzie, zachowując kaliber i doszedł do stanu obecnego. Posiada obecnie najcenniejszy materiał hodowlany w Europie, a może nawet i na świecie.
Warto prześledzić drogę Michałowa i uczyć się jak można dojść do szczytów, zaczynając od materiału może nawet i niezłego, ale odległego od stanu obecnego.

Otóż Michałów poszedł na szerokie użycie wszystkich cennych ogierów, które tylko były do jego dyspozycji. Następnie najcenniejsze klacze zostawiał sobie, a wszystkie słabsze, do których nie miał przekonania, sprzedawał. Metoda ta, przy obfitym żywieniu dała zaskakujące wyniki. Dowodem tego są ostatnie wyniki z pokazów w Paryżu.
Ja osobiście obawiam się tylko jednego, że konie w Michałowie stają się coraz to wyższe. Werbum mierzy sobie aż 157 cm wzrostu. Nie widać tego po nim, bo jest bardzo harmonijny, ale należałoby mimo wszystko zapytać: quo vadis Michałów? Jaką sobie wyznaczyłeś górną granicę wzrostu?

A oto ogiery, które dźwignęły Michałów i ich wykorzystanie:

Nazwa ogiera        lata, w których był użyty     ilość pokrytych klaczy

Nabor 1950          1957-63                                       74
Comet 1953         1962-64                                       48
Celebes 1949       1967-68                                      38
Negatiw 1945       969-73                                       70
El Paso 1967        1972-74                                      77
Eufrat 1970          1975-78                                      52
Bandos 1964        1977-79                                      53
Palas 1968           1976-80 i 1982-83                      131
Probat 1975         1980-81 i 1983-86                       128

Monogramm pozostawił w Michałowie stawkę wspaniałych koni.
Metodę tę Michałów stosował nadal, kryjąc bardzo szeroko ogierami Piechur, a już szczególnie Monogramm. Ma więc z czego wybierać najcenniejsze młode klacze.
Nauka dla wszystkich początkujących hodowców. Nie dobierajcie do trzech klaczy, trzech różnych ogierów. Pokryjcie je jednym, oczywiście cennym i odpowiadającym im typem ogierem. Przetestujecie przy okazji swoje klacze. Zobaczycie, które z nich pokryte tym samym ogierem dają najcenniejsze potomstwo. Oczywiście na przyszły rok możecie zmienić ogiera, ale użyjcie go nadal na wszystkie klacze.
To tylko słynny Tezio, hodowca koni pełnej krwi angielskiej swoje 30 klaczy krył różnymi ogierami. Ale to było w pewnym tego słowa znaczeniu granie dużą ilością kuponów w totolotka. Owszem, otrzymał on w roku jednego wybitnego ogierka, ale jakie on miał klacze! A przy tym miał dwa gospodarstwa: jedno w górach, gdzie konie pasły się całe lato i drugie nad morzem, gdzie pasły się całą zimę. Sam też trenował i sam biegał. To znaczy, że konie te pozostawały w jego rękach cały czas. Nikt nie robił z nimi żadnych, tak często stosowanych kantów na wyścigach.

Proszę bardzo: możecie naśladować Tezia. Ale ja uważam, że lepiej na tym wyjdziecie, jeśli będziecie naśladować Michałów. Ale cóż uczcie się. Niestety nauka jest kosztowna. Pamiętajcie o tym. A jak dojdziecie do wniosku, że jednak Pankiewicz miał rację (wtedy mnie już nie będzie na tym świecie), to zmówcie za moją duszę zdrowaśkę. Nawet jakbyście byli niewierzący, to też.

Spis treści

III Plener artystyczny "Koń jaki jest..."
Andrzej Novak-Zempliński

Rok dwutysięczny, rok "zwariowany", nabrzmiały ilością wydarzeń kulturalnych, mimo licznych problemów organizacyjnych przyniósł kolejny, trzeci już plener korfowski, znany pod nazwą "Koń jaki jest...".

Podstawową trudność sprawiało ustalenie terminu, gdyż mnogość innych plenerowych propozycji, wystaw i innych okoliczności tworzyło wiele dylematów wyboru dla naszych twórców. Postanowiliśmy jednak kontynuować tradycję korfowskich plenerów, choć w zmniejszonej obsadzie. Czynione poszukiwania "nowych twarzy" i nowych spojrzeń na temat konia w sztukach plastycznych może nie dały zamierzonych rezultatów, ale wynik pleneru, dzięki pracowitości uczestników okazał się nie gorszy od poprzednich.

0 wyborze terminu pleneru ostatecznie zdecydowała inna okoliczność - uroczystość św. Ludwika Króla, przypadająca na dzień 25 sierpnia. Ktoś mógłby się spytać, co ma wspólnego z plenerem św. Ludwik? Otóż bardzo wiele, ponieważ jest duchowym patronem Profesora Ludwika Maciąga, a Profesor Maciąg jest duchowym patronem plenerów korfowskich. W lipcu obchodziliśmy osiemdziesiątą rocznicę urodzin Profesora, której wspaniałą oprawę zapewniło Stado Ogierów w Kętrzynie. Organizatorzy pleneru w Korfowem, zapewnili oprawę osiemdziesiątych imienin Profesora, które połączone zostały z uroczystym zakończeniem pleneru.

W plenerze uczestniczyło ośmiu artystów, spośród których czterech zaszczyciło plener korfowski po raz trzeci. Tegoroczną atrakcją pleneru, a jednocześnie wyzwaniem artystycznym była "Lady Godiva", młoda, atrakcyjna modelka pozująca nago na koniu, dzięki hojności pana Petroniusza Frejlicha. Temat to niezwykle trudny, na którym niejeden już artysta "zęby połamał". Jak wypadły korfowskie próby oceńcie Państwo sami.

Wypadałoby również choć jedno zdanie poświęcić koniom w Korfowem. Zaakceptowały one obecność artystycznej braci w stajni i na pastwiskach, reagując przyjaźnie i z zainteresowaniem, a niektóre wręcz wykazywały talenta w pozowaniu, nie gorsze niż wyżej wspomniana modelka. Chciałbym też przybliżyć Państwu postaci naszych sponsorów, bez których ofiarności plener nie mógłby się odbyć. Niektórzy z nich sponsorują nasze przedsięwzięcie po raz trzeci. Pan Januariusz Gościmski, hodowca i wielki miłośnik sportów konnych oraz Pan Aleksander Wyrwiński z firmą "Novartis Poland", sponsor wielu końskich imprez sportowych, znawca i admirator polskiej tradycji kawaleryjskiej. Po raz drugi hojność swą okazali Pan Tadeusz Jerzy Rusiecki, największy prywatny hodowca koni arabskich w Polsce, Pan Mariusz Światalski, również hodowca koni arabskich, wykazujący ostatnio duże zainteresowanie dla konnych rajdów długodystansowych; Państwo Bożena i Zbigniew Zarywscy, producenci nąjwyższej jakości odzieży sportowo-myśliwskiej i najbardziej hojni sponsorzy plenerów korfowskich. Pan Petroniusz Frejlich, oprócz sponsorowania konnej modelki, po raz drugi zafundował oprawę muzyczną na zakończenie pleneru. Browary "Piast", zapewniły dostatek znakomitego, chłodnego piwa dla spragnionych w upalne sierpniowe dni, a Pan Krzysztof Apostolidis i Firma "Partner Center", zadbał, aby podczas uroczystego zakończenia pleneru nie zabrakło najlepszego francuskiego wina.

Szczególne podziękowania chcę złożyć Pani Teresie Juśkiewicz-Kowalik, Prezesowi Polskiego Związku Jeździeckiego, która od pierwszego pleneru korfowskiego, przyjęła honorowy patronat nad plenerami, nie szczędząc również grosza na wsparcie naszych poczynań. Pani Prezes okazała się najlepszym mecenasem także poprzez zakupy dzieł powstałych na plenerach w Korfowem.

Ostatnie zdanie chciałbym poświęcić osobom najważniejszym dla organizacji pleneru, czyli Gospodarzom Stadniny Korfowe - Państwu Joannie i Peterowi Grootings, nie zapominając o Babci Leokadii, Mamie Irenie i całej załodze Stadniny, których gościnność i życzliwość nie ma sobie równych.

(Tekst do Katalogu do I Wystawy Poplenerowej "Koń jaki jest..." zorganizowanej w Galerii Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych, Warszawa, październik 2000).

Spis treści


Koń w sztuce - moje wrażenia poplenerowe
Prof. Ludwik Maciąg

Obrałem tryb życia daleki od środowiska artystycznego. Powodem była - między innymi ważnymi motywami - niechęć do dyskusji o sztuce. Wszelka argumentacja w tej dziedzinie, nawet najbardziej logiczna musi ustąpić emocji, uczuciu w tworzeniu. Niemal zmuszony dzielę się wrażeniami poplenerowymi z Korfowego.
Malarze, artyści mają własną koncepcję dzieła, własne doświadczenia i przyzwyczajenia. Trzymają się na ogół kurczowo raz obranej konwencji, w której czują się bezpiecznie. W sztuce powtarzanie się nie stanowi powodu do chwały.
Sięgnięcie do bezpośredniego kontaktu z naturą stało się punktem wyjścia do idei plenerów. Praktyka naszych czasów ideę tę wykrzewiła. Plenery dla wielu artystów stały się sposobem na przeżycie, a często i prześpienie sezonu letniego. Niewiele tam miejsca na odświeżenie zmysłu obserwacji.
W tym roku w Korfowem udało się organizatorom pleneru stworzyć klimat szczególny. Klimat wzajemnej serdeczności, co miało ogromny wpływ na dorobek tych kilku dni intensywnej pracy. Grupa znacznie mniejsza niż w ubiegłych latach okazała się bardziej zróżnicowana i interesująca.
Jak na wszystkich plenerach urzekający skromnością Grzegorz Krzyżaniak od świtu do zmroku niestrudzony w terenie, oszczędny w słowach, a dowcipny przy plenerowym, miłym dla nas, stole.
Ewa Tyka, niemniej pochłonięta pracą, nawet wśród towarzyskich wieczorów przy stole "drutująca" swoje bezbłędne w charakterze konie.
Weronika Kobylińska chadzająca własnymi ścieżkami, niekonwencjonalna, "niepodległa" presji nazwiska swego dziadka Szymona - wieczorami dosiadająca "Cliinntonna" ujmowała nas wszystkich swoją postawą.
Wieńczysław Pyrzanowski imponował temperamentem odkryty życzliwie przez uczestników pleneru - niewątpliwie ciekawa osobowość.
Justyna Jaszczewska dopracowała się własnej konwencji, jak wiem, trafiającej do wielu odbiorców. Z racji moich wątłych kontaktów ze środowiskiem nie znałem kolegi Bogusława. Okazał się niezwykle miłym towarzyszem o rozległej wiedzy w wielu dziedzinach. Towarzyszący nam Petroniusz Frejlich sprawił wszystkim podniecającą niespodziankę - akt świetnej młodej dziewczyny na ogierze arabskim - tego jeszcze nikt z natury nie malował. Trzeba było obserwować emocje - a obserwujących był niemały krąg. Czas najmilszy, stworzyły nam Joanna, Jej Mama Irena, genialna Babcia i przemiłe dziewczyny królujące w kuchni.
Byłem wzruszony, zażenowany imieninami, jakie mi zorganizowano - była to skala niewątpliwie przerastająca moje wyobrażenie o sobie.Wykorzystam okazję, aby podzielić się przemyśleniami związanymi z tematyką końską w sztuce, a ściślej z charakterystyką konia orientalnego, bo z takim zetknęliśmy się w Korfowem.
Dzieliłbym to, co stworzono w tej dziedzinie - na okres przed pojawieniem się fotografii i czas, w którym zaczęto nią się podpierać, a czasem nawet całkowicie jej ulegać. Na zasadzie własnych obserwacji jestem przekonany, że niewolnicze posługiwanie się fotografią "wysusza" wypowiedź i o ile wchodzi w grę ekspresja - niemal ją wyklucza.
Gdyby cofnąć się do czasów - gdy koń orientalny fascynował takich uznanych malarzy jak: Theodore Gericolelt, Eugene Delacroix, Horace i Carle Vernet, Victor i Albrecht Adam, Hippolyte Lalaisse, można by było zaobserwować wspólną im wszystkim manierę, która zaważyła na widzeniu araba na wielu pokoleniach twórców i odbiorców. Można zaobserwować u nich zbyt małą głowę, nie docenienie roli ogona (po prostu ogona konia - a nie araba), wreszcie kłopoty z obserwacją oka. Trochę za dużo tam "galanterii".
Z uporem twierdzę, że jedynie Juliusz Kossak trafił w istotę piękna, ruchu i gracji tej rasy. Tak mało go się docenia we współczesnej historii sztuki - i nie pomaga tu coraz większe zainteresowanie jego twórczością w USA i krajach zachodnich.
Muszę wyznać, że czuję się nieswojo dzieląc się wrażeniami z pleneru. Ja tak to postrzegam i obce jest mi nadmierne sugerowanie swego punktu widzenia, bowiem żyję wśród wszelakich wątpliwości.

Spis treści

O kawalerii słów kilka....
Mikołaj Rey

Polska jazda, konnica, kawaleria - to pojęcia, które zawierają w sobie treści bardzo bliskie każdemu Polakowi wrażliwemu na dzieje i tradycje swojego narodu. Polska jazda związana jest z historią naszego kraju od zarania, można powiedzieć od początku naszej państwowości. Znalazło to wyraz choćby w wybudowanym w Warszawie wysiłkiem całego społeczeństwa Pomniku 1000-lecia Jazdy Polskiej.
Dlaczego jednak jazda? Co w tej formacji jest tak urzekającego, że czyni ją inną od pozostałych rodzajów broni? Odpowiedź jest jedna - sprawia to niepowtarzalny związek człowieka i konia, który w kawalerii był dla żołnierza jego towarzyszem w boju i przemarszach, dzielił z nim trudy frontowego bytu i częstokroć ratował go z opresji. Nie umie być dobrym kolega. W rodzinie naszej obowiązywało zawsze, obowiązuje i będzie obowiązywało najserdeczniejsze koleżeństwo, i to nie tylko w płaszczyźnie poziomej, lecz także i pionowej, to jest nie tylko w stosunku do równych stopniem, ale do podwładnych tak samo, jak i do dowódców i przełożonych. Zarówno niedbanie o podkomendnych, nieotaczanie ich opieką i życzliwością, jak i nielojalność wobec dowódcy, to nie tylko wykroczenie służbowe, to zarazem ciężkie grzechy przeciw koleżeństwu, które jest jedną z głównych cnót kawaleryjskich. Być dowódcą, który umie żyć w koleżeństwie z podkomendnymi zdobywając ich zaufanie bez dopuszczania do zbytniej poufałości z jednej strony, a z drugiej być karnym i zdyscyplinowanym podwładnym bez służalczości, a z koleżeńskim oddaniem - oto styl prawego kawalerzysty, to nasza elegancja, to fason prawdziwy.
Nie potrzebuję dodawać, że wytrzymałość na wszystkie trudy i cierpienia, a w pierwszej mierze męstwo i odwaga, były zawsze i zawsze będą najbardziej modnymi cechami kawaleryjskiej kokieterii.
Jakież jeszcze warunki są wymagane dla skompletowania obrazu naszego fasonu? Stosunek do koni? Do kobiet? Sprawy te są uregulowane odwiecznymi kanonami kawaleryjskimi. Cóż poza truizmami można w tej materii dorzucić? Gdybym moją wypowiedź układał w formie przykazań, powiedziałbym może: nie pożądaj ani konia, ani żony czy też kochanki twego kolegi. Koni jest na świecie dużo, a kobiet jeszcze więcej. Z wszystkimi przy najlepszych chęciach i kwalifikacjach nie zdołasz się uporać. Do żon kolegów odnoś się zatem z szacunkiem i koleżeńską życzliwością, bo przekroczenie tych granic grozi i tobie, i twoim kolegom, i oddziałowi twemu szeregiem komplikacji, z których i służba, i twój honor, i honor twoich kolegów nie wyjdą bez szwanku. Z innymi, cywilnymi - że się tak wyrażę - kobietami kawalerzysta powinien flirtować jak najczęściej, a żenić się jak najrzadziej, a nade wszystko jak najpóźniej! Można się zdobyć na teściową względnie bezkarnie, gdy się jest już dojrzałym i dostatecznie na przeciwności losu wytrzymałym mężczyzną, to jest, zgodnie z rozkazem, przynajmniej rotmistrzem.
Jeszcze jedno na zakończenie. W zasadach savoir-vivre'u, regulujących fason kawaleryjski, niemile jest widziane, a raczej słyszane, wygłaszanie patetycznych i wzniosłych frazesów na tematy wielkie i święte. Kawalerzysta powinien patos wielkich uczuć nosić głęboko w sercu. Człowiek, który kocha głęboko, nie mówi o swej miłości, lecz żyje nią i dla niej umiera. Żołnierz, który wygląda na dobrego żołnierza i jest naprawdę dobrym żołnierzem, a przy tym umie myśleć w galopie, oto jak powinien wyglądać, jakim powinien być kawalerzysta z prawdziwym kawaleryjskim fasonem. Wznoszę toast za wasze zdrowie i pomyślność w służbie".

Tak mówił o kawalerii generał Wieniawa - kawalerzysta, poeta, patriota. Takimi też byli młodzi oficerowie po szkole w Grudziądzu i taki duch panował w 40 pułkach kawalerii II Rzeczypospolitej.
Duch jakże inny od tego, który jest codziennością współczesnego wojska. Dlatego pragnę podkreślić, że nie wolno nam zaprzepaścić tej wspaniałej tradycji, na której wychowały się całe pokolenia Polaków.
Przekazujmy ją zwłaszcza młodzieży, tam gdzie jeździ ona konno, gdzie uczy się trudnej sztuki panowania nie tylko nad koniem, ale przede wszystkim nad własnymi słabościami. I kawaleria, i jeździectwo były i są, w dobrym tego słowa znaczeniu, elitarne - stawiają bowiem wymagania i to bardzo trudne. Dlatego tak bardzo jest istotne, by nawiązując do tradycji kawalerii nawiązywać przede wszystkim do ducha tej formacji, która była prawdziwą kuźnią charakterów. Jeżeli decydujemy się czynnie kontynuować kawaleryjskie tradycje, wkładamy mundury, dosiadamy koni osiodłanych regulaminowo stroczonymi rzędami, bierzemy do ręki szablę, lancę - to róbmy to tak, byśmy nie musieli się tego wstydzić ani przed dawnymi ułanami, ani przed samymi sobą. Mundur to znak zewnętrzny przywiązania do czegoś znacznie ważniejszego. Decydując się na jego włożenie decydujemy się na styl życia, zgodny ze zdefiniowanym powyżej fasonem kawalerzysty.
I pamiętajmy o naszych koniach - one są nie narzędziem zabawy, ale partnerami w służbie kawalerzysty. Dbałość o nie to sprawa honoru.

Spis treści


Historia konia arabskiego w Ameryce Północnej
Justyna Opara

Jest stare angielskie powiedzenie, że gdziekolwiek jadą Anglicy, tam również jedzie koń pełnej krwi. W pewnym stopniu jest ono również prawdziwe w stosunku do arabów, szczególnie w okresie wczesnych angielskich kolonii, kiedy folbluty importowano wraz z trafiającymi się od czasu do czasu końmi wschodnimi.

Konie angielskie zresztą w owym czasie same niewiele się różniły od swoich wschodnich protoplastów. Araby, berbery i konie tureckie były używane w hodowli pełnej krwi lub do ulepszenia lokalnego pogłowia. Hodowcy koni arabskich, choć dumni z korzyści, jakie przyniosły araby w ulepszaniu innych ras koni, są jednak zainteresowani przede wszystkim historią takich importów, których potomstwo zostało zapisane w księdze stadnej koni arabskich.

Studiując historię amerykańskiej wojny domowej trudno nie zwrócić uwagi na obrazy przedstawiające najbardziej znanych generałów Granta i Lee, obu dosiadających zgrabnych siwych arabskich ogierów.
Siwy ogier LEOPARD, którego Generał Grant otrzymał w prezencie od sułtana Turcji w 1879 r. nie budziłby większego zainteresowania hodowców arabów, gdyby nie fakt, że był ojcem ogiera ANAZEH, który jest protoplastą wielu arabów amerykańskiej hodowli.

Ale to dopiero Światowa Wystawa w Chicago 1893 dała początek zainteresowaniu końmi arabskimi w Ameryce. Niestety z 45 koni importowanych do USA przez Towarzystwo Hamidie tylko pięć arabów przeżyło pożar i poważne kłopoty prawne towarzystwa. Z tych, które ocalały najsłynniejszą okazała się klacz NEDJME, która została później uhonorowana jako "Numer Jeden" amerykańskiej księgi stadnej koni arabskich.

Najsłynniejszy import arabów do USA z pustyni był dokonany przez Homera Davenporta w 1906. Przywiózł on z pustyni 27 arabów i stały się one podstawą do założenia Amerykańskiej księgi Stadnej Koni Arabskich (American Arabian Horse Club Registry).

Jak zwykle w takich sytuacjach zakup wartościowych koni wymagał sporo dyplomatycznych zabiegów. Eksport koni z Imperium Ottomańskiego był wówczas zakazany, ale dzięki szczęściu lub raczej wyjątkowym zabiegom dyplomatycznym ambasadora Turcji Davenport zdołał uzyskać pozwolenie na eksport "sześciu do ośmiu" koni. Niewątpliwie pomogło również wstawiennictwo prezydenta Teodora Roosvelta.

Wprost z Turcji Davenport udał się do Aleppo w Syrii. Przez "pomyłkę w protokole" skontaktował się najpierw z Akmetem Haffezem, dyplomatycznym władcą Dezertu (pustyni) zamiast z gubernatorem Aleppo. To pochlebiło Haffezowi tak bardzo, że osobiście zaopiekował się ekspedycją zapewniając Davenportowi spotkanie z szeikami szczepu Anazeh, który na szczęście obozował niedaleko Aleppo.
Haffez zapewnił również Davenportowi możliwość obejrzenia i zakupu koni, które normalnie nie byłyby pokazane "niewiernemu".
Większość koni została zakupiona od szczepu Anazeh, część w miastach, a niektóre były podarunkami jak np. "Duma Pustyni" ciemnogniady ogier munigi HALEB (co znaczy Aleppo) pochodzący z plemienia Anazeh, a ofiarowany Davenportowi przez gubernatora Aleppo. Z konia tego Davenport był wyjątkowo dumny.
Klacz WADUDDA, która była wcześniej ulubioną klaczą wojenną naczelnego szeika plemienia Anazeh została ofiarowana Davenportowi przez Akmeta Haffeza. O ile Wadudda okazała się wyjątkowo płodną klaczą, o tyle Haleb padł w rok po zakupie zostawiając po sobie tylko 11 źrebiąt.

Książka Davenporta "Moje poszukiwanie konia arabskiego" przyniosła rozgłos importowi koni, zwiększając zainteresowanie tą rasą. Książka ta jest fascynująca w czytaniu i ukazuje również wielką miłość Davenporta do koni i psów.
Import 10 klaczy 17 ogierów, które przybyły do Ameryki 8.10.1906 dokonany przez Davenporta spowodował "eksplozję populacyjną" dzięki wysokiej płodności klaczy.

Następnie w 1908 r. założono Arabian Horse Club of America, który kilka lat później opublikował pierwszą księgę hodowlaną, w której większość stanowiły konie sprowadzone do USA przez Davenoprta.

W latach 30-tych importowano kilka wybitnych arabów z Crabbet. Najsłynniejszym z nich był RAFFLES, syn Skowronka sprowadzony przez Roggera A. Selby z Portsmuth, Ohio. Jako matka ogierów wyróżniła się matka Rafflesa i jednocześnie córka Skowronka RIFALA.
Stadnina Selbego na wschodzie i Kelloga na zachodzie zyskały swoją sławę dzięki synom Skowronka.

W latach 30-tych importowano araby dość regularnie, a najbardziej sensacyjnym zakupem były dwie grupy arabów z Polski sprowadzone przez gen. J.M. Dickinsona z Franklin w Tennesse i H.Bobbsona z Chicago.

Następnym bardzo znaczącym importem było sprowadzenie europejskich arabów zagarniętych w czasie 2 Wojny Światowej przez rząd USA. Większość z nich była polskiej hodowli, wśród nich takie gwiazdy jak Witeź II, Lotnik i Iwonka III.
"Uratowane" przez gen. Pattona nigdy nie zostały zwrócone Polsce, a odmowa ich zwrotu rozdrażniła polskich hodowców i stała się niemalże przyczyną międzynarodowego nieporozumienia.
Konie te przyniosły wiele korzyści hodowli amerykańskiej Szczególnie zasłużył się jako reproduktor ogier Witeź II. Jego potomstwo wyróżniło się na rajdach długodystansowych i konkurencjach western.

Opracowane na podstawie:
"History of the Arabian Horse In America" G.B. Edwards
"Coming to America" Ch.Egan (Arabian Horse Europe 2/93).

Spis treści


Nauka o koniach arabskich
Krzysztof Pudyszak

We wrześniu na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie odbyło się Sympozjum Naukowe zorganizowane przez Polskie Towarzystwo Zootechniczne. W ramach sekcji "Chowu i hodowli koni" wybitni pracownicy nauki reprezentujący znaczące placówki naukowe zajmujące się tą dziedziną nauki przedstawili 45 oryginalnych prac naukowych oraz 3 komunikaty naukowe, w tym 2 prace i 1 komunikat dotyczące koni arabskich.

Kulisa M., Łuszczyński J., Pieszka M., Więć z Katedry Hodowli Koni Akademii Rolniczej w Krakowie przedstawili wyniki badań pt. "Wpływ wieku klaczy matki na wartość potomstwa"

Badania przeprowadzono w Stadninie Koni Michałów na klaczach arabskich w różnym wieku: grupa I - klacze pierwiastki (źrebiące się po raz pierwszy), grupa II - klacze młode (5-9 letnie), grupa III - klacze w sile wieku (10-14 letnie), grupa IV - klacze stare (powyżej 14 lat).

Wpływ wieku matek na wybrane parametry potomstwa określono na podstawie pomiarów masy ciała źrebiąt w pierwszej dobie po urodzeniu źrebiąt oraz wymiarów ciała po urodzeniu i w 6, 12, 18, 24 i 30 miesiącu życia. Dokonano także oceny użytkowości rozpłodowej i hodowlanej klaczy oraz określono procent koni zajmujących czołowe miejsca na czempionatach i dzielność wyścigową potomstwa.

Najwyższą masę po urodzeniu (ok. 47kg) osiągały źrebięta od klaczy 10-14 letnich a najlżejsze źrebięta (ok. 38kg) rodziły klacze pierwiastki. źrebięta urodzone przez klacze 10-14 letnie charakteryzowały się najwyższą wysokością w kłębie. Ich wzrost po urodzeniu oraz w kolejnych miesiącach życia był znacznie wyższy niż źrebiąt urodzonych przez pozostałe grupy wiekowe klaczy. Podobne wyniki uzyskano analizując obwód klatki piersiowej i obwód nadpęcia. Najwięcej bardzo dobrze i dobrze biegającego potomstwa pochodziło od klaczy 10-14 letnich a najmniej od klaczy pierwiastek i starych, powyżej 14 roku życia. Najwyższy procent zaźrebień stwierdzono u klaczy w sile wieku (10-14 lat) i pierwiastek, najniższy zaś u klaczy starych. Od klaczy młodych (5-9 lat) i w sile wieku pochodził najwyższy procent koni zakwalifikowanych do dalszej hodowli jako klacze stadne i ogiery czołowe. Podobna zależność wystąpiła w przypadku koni zdobywających czołowe miejsca w czempionatach i pokazach. Najlepsze wyniki na torze wyścigowym osiągały konie urodzone przez klacze w sile wieku, najgorsze zaś potomstwo klaczy pierwiastek.

Oleksiak S., Galas A. Z Zakładu Hodowli Koni SGGW w Warszawie zaprezentowali pracę pt. "Ocena wyników użytkowania rozpłodowego polskich klaczy czystej krwi arabskiej w latach 1982-1991"

Badaniami zostały objęte konie z czterech działających w tym okresie w Polsce stadnin arabskich a także konie wyhodowane w innych ośrodkach lub przez osoby prywatne, które ze względu na niewielką liczebność zostały ujęte razem w grupę "pozostali hodowcy".

Dla objętych badaniami klaczy obliczono następujące wskaźniki rozrodu:
- źrebność - procentowy stosunek liczby klaczy zaźrebionych do liczby klaczy krytych.
- płodność - procentowy stosunek liczby źrebiąt żywo urodzonych do liczby klaczy krytych.
- plenność - procentowy stosunek liczby źrebiąt odchowanych do liczby klaczy ogółem.
- ronienia - procentowy stosunek liczby klaczy roniących do liczby klaczy źrebnych.
- odchów źrebiąt - procentowy stosunek liczby źrebiąt odchowanych do liczby źrebiąt urodzonych.

W analizowanym okresie źrebność w SK Kurozwęki okazała się najwyższa (90,7%) w porównaniu do wszystkich omawianych stadnin. Najniższy wskaźnik źrebności uzyskały klacze w SK Janów Podlaski (86,6%) i grupa "pozostali hodowcy" (82,2%). Na przestrzeni lat 1982-1991 uzyskano średnio 80,1% płodności klaczy. Najwyższą płodność uzyskano również w Kurozwękach (82,6%). Przez większość lat uzyskiwano w tej stadninie wskaźnik płodności powyżej średniej, ze szczytem przypadającym na 1990 rok, w którym płodność osiągnęła poziom 93,5%. Najniższe wyniki płodności zanotowano u klaczy w Janowie Podlaskim i w grupie "pozostali hodowcy". Ronienia na poziomie przewyższającym średnią wystąpiły u klaczy z Kurozwęk i Janowa Podlaskiego. Stosunkowo wysoki procent poronień u klaczy z Kurozwęk spowodowany był faktem, iż w 1982 roku poroniło aż 25,9% klaczy, a przez wiele lat procent ronień w tej stadninie kształtował się znacznie powyżej średniej. Najmniej klaczy roniących stwierdzono w grupie "pozostali hodowcy". W przypadku plenności w badanym okresie najlepszą wykazały się klacze z Białki - 74,2%. Wyniki powyżej średniej uzyskały także klacze z Kurozwęk i Michałowa. Najlepiej odchowywały się źrebięta u "pozostałych hodowców". W grupie tej straty źrebiąt w trakcie odchowu nie przekroczyły 8%.

Głażewska I. z Katedry Genetyki i Cytologii Uniwersytetu Gdańskiego zaprezentowała wyniki badań pt. "Znaczenie klaczy Gazella, Mlecha i Sahara w powojennej hodowli koni arabskich w Polsce".

W wyniku analizy ustalono, że udziały wymienionych klaczy systematycznie rośnie. Otrzymane wyniki świadczą, że pomimo upływu stu kilkudziesięciu lat od importu Gazelli, Mlechy i Sahary, ich geny są dalej obecne w puli genowej współczesnej populacji. Liczba koni w których rodowodach występują te klacze, wskazuje z jednej strony na to, jak cenny materiał stanowiły, a z drugiej strony - na postępujący proces wzrostu spokrewnienia i ujednolicenia genetycznego polskich koni arabskich.
Całość prac została opublikowana w Zeszytach Naukowych Przeglądu Hodowlanego Nr 50 "Chów i hodowla koni").

Spis treści


*****************

W Redakcji Ksiąg Stadnych (Puławska 266, 00-976 Warszawa) jest już dostępny II dodatek do IV polskiej księgi stadnej koni arabskich (PASB) zawierający dane za rok 1998.
Wpisane do PASB 488 klaczy pochodzi po 91 ogierach. Największą grupę stanowią córki ogierów: Palas (32), Eukaliptus (30), Europejczyk (24), Probat (20), Pepton (19), Arbil (18), Wojsław (18), Pamir (17), Partner (16), Wermut (17), Monogramm (14), Alegro (12), Fawor (11), Banat (10) i Endel (10).
Urodzonych w 1998 roku 228 źrebiąt pochodzi po 45 ojcach. Największa liczba źrebiąt wpisana jest po ogierach: Pamir (18), Ararat (16), Fawor (14), Eldon (12), Pesal (12), Batyskaf (11) i Wachlarz (10).
W 1998 roku w 99 stadninach prywatnych znajdowało się już 226 klaczy stadnych. Największą grupę (83,84%) stanowiły stadniny posiadające 1-3 klacze, 10 prywatnych stadnin posiadało 4-5 klaczy, 5 stadnin po 6-10 klaczy i 1 stadnina posiadająca powyżej 10 klaczy (25 matek).
W analizowanym roku eksportowano 88 koni, w tym 46 ogierów, 41 klaczy i 1 wałacha. Najwięcej koni sprzedano do Niemiec (26,14%) oraz USA, Włoch (po 10,23%), UEA (9,09%), Szwecja i Wielka Brytania (po 7,95%). Pozostałe 28,41% eksportowano do Słowacji (5 koni), Hiszpanii, Jordanii (po 4 konie), Austrii (3 konie), Turcji, Belgii (po 2 konie) oraz Francji, Holandii, Kataru, Szwajcarii i na Węgry (po 1 koniu).

W sekretariacie PTHKA dostępny jest Regulamin Prowadzenia Księgi i Zasady Wpisu Koni do PASB oraz niezbędne formularze.

Krzysztof Pudyszak

Spis treści

KRADZIONY KOŃ ARABSKI TO PO PROSTU PIĘKNY KOŃ KTÓREGO W PRZYSZŁOŚCI ŁATWO BĘDZIE ZIDENTYFIKOWAĆ BO JEGO DOKŁADNY OPIS GRAFICZNY ORAZ GRUPA KRWI ZNAJDUJź SIĘ W DOKUMENTACH KSIĘGI STADNEJ.

Zły duch

Krzysztof Pudyszak

Dzień 18 maja 2000 roku był na pewno jednym z najgorszych w moim życiu. Tego dnia rano, zamiast zobaczyć moją klacz arabską, zobaczyłem otwarte drzwi i pusty boks w stajni. Stojąc przed nim nie mogłem uwierzyć, że nie ma w nim mojej ukochanej Simy. Długo nie docierało do mnie co się stało. Fakty były przerażające, klacz została skradziona! Taka wiadomość może zwalić z nóg nawet najsilniejsze osobowości a rozpacz po stracie nawet zabić. Nie wolno jednak się poddawać.

Wziąłem dzień wolny z pracy. Zawiadomiłem policję, dałem ogłoszenie w prasie, poinformowałem zaprzyjaźnione lokalne radio, które w każdym serwisie informacyjnym podawało wiadomość o skradzionej klaczy. Starałem się poinformować koniarzy z całej Polski. Zawiadomiłem redakcję Konia Polskiego, Koni i Rumaków oraz Końskiego Targu. Wysłałem prawie 100 listów do znanych mi hodowców koni, właścicieli klubów i sklepów ze sprzętem jeździeckim. Poinformowałem terenowych lekarzy weterynarii, kowali oraz znajomych z branży a także okolicznych leśniczych. Robiłem wszystko co było w mojej mocy. Wiedziałem, że w takim przypadku nie wolno marnować żadnej minuty.
Tego samego dnia wieczorem otrzymałem anonimowy telefon. Ktoś poinformował mnie, że rano w okolicach Olsztyna, oferowano mu kupno konia odpowiadającego opisowi który zamieściłem. Podejrzewałem, że złodzieje wiedzą jak wyglądam i jaki mam samochód, więc poprosiłem kolegę by pojechał tam i to sprawdził. Niestety, po powrocie kolega nie miał dla mnie żadnych dobrych wiadomości. Wtedy wpadłem na pomysł, żeby dać ogłoszenie o chęć kupna konia. Wszystkie moje działania nie dawały natychmiastowych rezultatów, ale wiedziałem, że trzeba robić różne rzeczy, bo w całości mogą przynieść oczekiwany skutek. Moi przyjaciele nadal codziennie jeździli po różnych, okolicznych miejscowościach pytając się o możliwość zakupu konia dla siebie.

Minął już tydzień od kradzieży, ja jednak ciągle wierzyłem, że klacz ukrywana jest w okolicach Olsztyna i że złodzieje kradnąc ją nie mieli jeszcze na nią kupca i będą ją chcieli się pozbyć za marne pieniądze. Skradziony koń arabski bez dokumentów, które są tylko i wyłącznie w Redakcji Ksiąg Stadnych gdzie wpisany jest prawowity właściciel konia - jest bezwartościowy a potomstwo jego nigdy nie uzyska prawa wpisu do księgi.

25 maja, jeszcze w nocy pojechałem do odległych o ok. 80 km Chorzel, gdzie w czwartki odbywają się targi zwierzętami. Byłem tam zaraz o świcie i z daleka obserwowałem rynek z końmi, licząc na to że złodzieje zechcą ją tam sprzedać. Niestety, wśród wielu oferowanych na sprzedaż koni, nie było mojej Simy. Po powrocie do Olsztyna, zdałem sobie sprawę, że teraz już z każdym dniem szanse na odzyskanie jej będą coraz mniejsze.

W sobotę, 27 maja, około godziny 8 rano wyjechałem służbowo samochodem w okolice Olsztyna. Miałem przywieść z wylęgarni na fermę jednodniowe pisklęta. Minęło już 10 dni i powoli traciłem nadzieję, na odzyskanie klaczy. Wracając do domu, mijałem drogę na Łupsztych, gdy obok niej zobaczyłem mężczyznę z moją Simą. Natychmiast zatrzymałem samochód i podbiegłem do niego. Mężczyzna wyjaśnił, że jechał drogą kiedy zobaczył konia biegającego po jezdni, zatrzymał się więc by nie doszło do wypadku. Powiadomił już straż miejską i policję. Użyczył też swojego telefonu komórkowego bym mógł obwieścić tą radosną nowinę żonie.

Klacz miała na głowie kantar, który jej kiedyś kupiłem, do którego przywiązany był przerwany uwiąz. Najprawdopodobniej po 10 dniach, trzymania w zamknięciu, uwolniła się z niewoli. Wkrótce nadjechała zawiadomiona wcześniej straż miejska i policja, która moim samochodem odtransportowała na fermę pisklęta. Kilka godzin stałem na poboczu drogi i czekałem na przyczepę do przewozu koni. Okazało się jednak, że znane mi środki transportu koni są w tej chwili gdzieś w trasie albo są zepsute. Nie pozostało mi nic innego, jak pieszo, leśnymi drogami wrócić wraz z Simą do domu. Wracaliśmy tą samą drogą którą została uprowadzona. Droga nie była łatwa, było bardzo gorąco, a klacz kulała, była strasznie wychudzona, miała wiele otarć na skórze i mnóstwo kleszczy. Po drodze mijaliśmy wielu ludzi pracujących na polach, którzy widząc nas przerywali pracę i dziwnie się nam przyglądali. Domyślałem się czemu tak się zachowują. Sprawa kradzieży klaczy była w okolicznych wsiach mocno nagłośniona, słusznie więc mogli podejrzewać że jestem złodziejem a nie właścicielem. Bałem się tylko, że będą próbować odebrać mi klacz, nie czekając na wyjaśnienie. Zareagowali jednak trochę inaczej, zawiadomili o tym leśniczego, który samochodem, na jednej z leśnych dróg, nagle zajechał nam drogę i wyskoczył z siekierą. Zdziwił się jednak gdy mnie rozpoznał i bardzo się ucieszył, sam przecież hoduje konie. Po krótkiej opowieści jak odzyskałem konia, pożegnałem się z leśniczym i ruszyłem w dalszą drogę. Za kilka minut od strony Olsztyna nadjechała samochodem moja koleżanka, która przywiozła mi z domu picie i kanapki. Jeszcze po drodze zatrzymałem się w leśniczówce by napoić klacz i po krótkiej przerwie ruszyliśmy dalej. Do domu było już niedaleko, przeszliśmy jeszcze przez tory kolejowe, minęliśmy ogródki działkowe i około godziny 14-tej dotarliśmy szczęśliwie do domu, gdzie czekała na nas moja żona z dziećmi oraz przyjaciele.

Sima bardzo szybko wróciła do zdrowia. Badania USG upewniły mnie, że klacz mimo przebytych stresów nadal jest źrebna. Byłem więc spokojny i szczęśliwy. Starałem się nie wspominać tamtych dni, zapomnieć o tym co się stało.

Do końca lata, klacz przebywała na wybiegu obok mojego domu. Kiedy nadeszły chłodniejsze dni musiała wrócić do swojego boksu. Zanim Sima wróciła na swoje miejsce, założyłem na drzwiach dodatkowe sztaby i kłódki.

Dzień 11 października br., mógł jednak okazać się kolejnym koszmarnym dniem w moim życiu. Tego dnia po godzinie 19-tej poszedłem nakarmić Simę. W stajni zastałem uciekających złodziei i spętanego konia.........

Nie chcę już dalej opisywać tej autentycznej i tragicznej dla mnie historii. Sima jest już w bezpiecznym miejscu, niedostępna dla obcych osób. Chcę jednak przestrzec wszystkich tych, którzy ogłaszają, że mają na sprzedaż konia. Powinni liczyć się z tym, że może odwiedzić ich osoba, która nie zainteresuje się oferowanym na sprzedaż koniem, lecz innym, nie przeznaczonym do sprzedaży oraz możliwością pozyskania go wbrew waszej woli.

Spis treści

OGIER
Teresa Szydłowska

Jest w nim i słabość i siła zarazem.
Wdzięku zaś tyle, co u pieknej panny!
Mojemu oku - zda się być pegazem,
Gdy go osłania opar mgły poranny.
Gdy zgoniony - toczy pianę z pyska,
Gdy dęba staje - jest w nim siła wszystka!
Gdy przeszkody skacze, odważnie idąc w szranki,
Gdy przegania słabe klacze, gdy się zaleca
Do klaczy - wybranki.
Albo, gdy z amazonką na grzbiecie - tańczy,
Z wdziękiem ważki gnąc się w piruecie.
Gdy mnie, łagodnie w siodle kołysze.
Gdy donośnym rżeniem zgniata stajni ciszę.
Jest słabość i siła w nim: słaby - jak piękno!
Silny, jak pragnienie - mój ogier - "DREAM".
Spis treści

***
Kurier Arabski

Zespól Redakcyjny: Joanna Grootings, Roman Pankiewicz, Krzysztof Pudyszak

Korfowe Arabians

Korfowe 7

05-085 Kampinos

top

Kurier Arabski Trybuna Korfowe Inne wydawnictwa
Other publications