|
Kurier Arabski 17/1997
Nasz
Roman, Joanna Grootings
Wzór
i ideał
Kilka słów pamięci Zdzisława
Rozwadowskiego, Roman Pankiewicz
O
czym wiedzieć powinien początkujący hodowca koni, Zdzisaw Rozwadowski
Jego ulubione konie...
Albigowa jego miłość
Rozważania na temat hodowli koni, Roman Pankiewicz
Historyczne poszukiwania dla Towarzystwa...
Kilka uzupełnień do artykułu Magdaleny Leś,
"O farmie pani Patrycji Lindsay", Roman Pankiewicz
Nasz
Roman
Joanna Grootings
To
wydanie Kuriera Arabskiego dedykuję Romanowi Pankiewiczowi, wspaniałemu
hodowcy i znawcy koni arabskich, Honorowemu Członkowi Polskiego Towarzystwa
Hodowców Koni Arabskich, osobistości nieodzownej w prywatnej hodowli tych
koni.
Roman
jest prawdziwym przyjacielem, na którym się nie zawiedliśmy i na którego
zawsze możemy liczyć. Zawsze bezinteresownie służy On radą i jak może
pomaga każdemu swoim nie tylko hodowlanym doświadczeniem. Nie ma
chyba listu skierowanego do Romana, który pozostawiłby bez odpowiedzi.
Swoją radą służy nie tylko starszym, ale równie chętnie i poważnie traktuje
młodzież i dzieci.
Kiedy
w 1991 roku zrodziła się idea konstytuowania Towarzystwa Prywatnych Hodowców
Koni Arabskich, Roman zgodził się być jego współzałożycielem. Udostępniał
nam stosy literatury nigdzie niedostępnej, kierował naszymi działaniami,
choć tak zupełnie to musieliśmy uczyć się na własnych błędach. A przede
wszystkim pisał. Jego wspaniałe artykuły zapełniły łamy Kuriera Arabskiego.
Ci, którzy lubią czytać znaleźli w nich wiele informacji historycznych
i poglądowych jakże niezbędnych w hodowli koni arabskich.
Pasjonująca jest Jego znajomość ludzi, których potrafi trafnie ocenić
"od pierwszego wejrzenia".
Może podobnie jest z końmi - choć zdarzyło Mu się zdyskwalifikować źrebię
kompletnie, aby po pewnym czasie zachwycać się jego poprawnością i typem.
Oceniając osobniki dorosłe zwykle ma stuprocentową rację, choć sam mówi,
że tak zupełnie to na koniach się nie zna.
O
koniach, ludziach z nimi związanymi i sprawach egzystencji potrafi rozmawiać
nawet do rana. Szczególnie cenne są jego uwagi dotyczące koni
z lat powojennych, które tak wspaniale "konserwuje" w swojej
pamięci. Jego opisy są tak żywe, że czasami prawie widzimy danego konia
"na jawie".
Czasami
Roman próbuje mówić o swych chorobach i dolegliwościach, które według
Niego towarzyszą Jego "starczemu wiekowi". W rzeczywistości
to bardzo szybko o nich zapomina i z duszą nastolatka zaczyna rozmawiać
o koniach arabskich.
Wiosną
i latem lubi pracować w ogródku, który wygląda jak z bajki czy z najwspanialszej
księgi o ogrodach. Czyni to chyba jednak więcej dla relaksu i dla towarzystwa
swej Żony, niż z przekonania. Raz lub dwa razy w roku odwiedza wystawy
kwiatów, ale tak rzeczywiście to o roślinach dyskutować nie lubi. Czasami
chętnie wymieniłby dobrą książkę o koniach na piękny album o kwiatach
dla Żony. Najlepszych egzemplarzy nigdy się jednak nie pozbędzie i nawet
ich nie pokazuje odwiedzającym.
Jest
człowiekiem o niezwykłym poczuciu humoru, a szczególnie kiedy znajduje
się w towarzystwie kobiet (które bardzo lubi). Zadziwiająca jest
jego pamięć nie tylko do koni, ale również do żartów, które chętnie opowiada,
choć są one czasami wyjęte "jak z szuflady babuni". W hierarchii
Jego życia pierwsze miejsce zajmują konie arabskie, drugie książki, a
potem Żona i dzieci, które bezgranicznie kocha i bardzo się o nie troszczy.
Zdarzało
się, że Roman "przysypiał" na Walnych Zebraniach Towarzystwa,
ale zadziwiający jest fakt, że nic jego uwadze nigdy nie uszło.
Jedynym
trunkiem, który uwielbia jest Coca-Cola, a ulubionym daniem frytki z majonezem.
Nie
wiem czy lubi inne zwierzęta - raczej są mu one obojętne. Jednak chętnie
pozował do zdjęcia z... małym kotkiem. W domu hoduje tylko kury, ze względu
na biologicznie czyste jajka.
Roman
jest człowiekiem nie tylko o niezwykłej fachowości ale również niespotykanej
skromności - może właśnie dlatego nie lubi wspominać, że był hodowcą najwspanialszego
ogiera wszechczasów, konia, który zyskał miano "objawienia Ameryki"
- ogiera Bask.
Spis
treści
Wzór
i ideał...
Ideałem
Romana był i jest Zdzisław Rozwadowski, którego pracę kontynuuje. Jest
autorem trzech wydań Tablic genealogicznych opiewających lata 1975-78,
1979-82 oraz 1983-86.
Kilka
słów pamięci Zdzisława Rozwadowskiego
Roman Pankiewicz
Zdzisław
Rozwadowski był oficerem kawalerii w armii austriackiej, a następnie w
polskiej. Ostatnio w randze rotmistrza. To on na czele swojego szwadronu
brał udział z zaślubinach Polski z morzem, które odbyły się po II Wojnie
Światowej. W latach międzywojennych występuje z wojska i pracuje w łódzkim
Związku Hodowców Koni. Żeni się z właścicielką majątku Pieskowice (koło
Parzęczewa). Służba w wojsku i małżeństwo z właścicielką majątku bardzo
utrudniają mu uzyskanie pracy po II Wojnie Światowej. Pracował, ale tylko
bardzo krótko w stadninach, a następnie w rożnych przedsiębiorstwach,
nie związanych z końmi. Między innymi w zakładach odszczurzania i odmuszania.
Po powstaniu regionalnych Ośrodków Hodowli Koni był kierownikiem Ośrodka
Konia Śląskiego. Niestety, zły stan zdrowia zmusił go do przejścia na
emeryturę i zamieszkania w Łodzi.
Rotmistrza
poznałem w latach 1951-58, kiedy to przyjeżdżał do Albigowej (gdzie wówczas
pracowałem) na przeglądy, a także między przeglądami, aby podelektować
się cudnymi córkami Witraża. Wtedy też zakochał się w arabach i zaczął
o nich pisać. Pracował nad liniami genealogicznymi, które modyfikował
i uzupełniał, aż wreszcie udało mu się je wydać drukiem pod tytułem "50
years of breeding pure blood Arabian Horses in Poland in their genealogical
charts 1918-1968", oraz dwa dodatki za lata 1969-1972, oraz 1973-1974.
Niestety zmarł, niezdążywszy opracować trzeciego dodatku.
Z
Albigowej jeżdżąc do rodziny w Kole, miałem przesiadkę w Łodzi. Zawsze
wtedy wpadałem do Rotmistrza, żeby sobie pogadać o arabach. Po przejściu
do pracy w Bogusławicach (1967) gdy tylko byłem delegowany do Łodzi, kupowałem
bilet na ostatni autobus i szybko załatwiwszy sprawy służbowe, pędziłem
do Rotmistrza. Z nikim nie przegadałem tyle godzin o koniach arabskich
jak z Rotmistrzem. Zwierzał mi się on ze swoich koncepcji hodowlanych.
Razem wspominaliśmy zasłużone konie i ich hodowców.
Rotmistrz
został pochowany w grobowcu swojej żony w Parzęczewie. Pozostało po nim
szereg prac w maszynopisie, oraz pamięć o człowieku, który nigdy o nikim
nie powiedział złego słowa. Rotmistrz naprawdę bardzo lubił polskie konie
arabskie, a nawet je chyba kochał.
Jeszcze
jedno. Oficerów kawalerii cechowała duża kultura. A szczególnie oficerów
kawalerii austriackiej i polskiej. Rotmistrz właśnie takim był oficerem.
Cześć Jego pamięci.
Spis
treści
O
czym wiedzieć powinien początkujący hodowca koni
Zdzisław Rozwadowski
Myśl
o hodowli koni bywa powodowana osobistym zamiłowaniem do koni, bez względu
na ich znajomość. Może to być wywołane cechami odziedziczonymi, względnie
nabytymi. Cechy dziedziczne niekoniecznie muszą być przekazane przez bliskich
krewnych, mogą one uśpione przebyć kilka generacji i znowu silnie wystąpić
u hodowcy, którego ani ojciec ani dziadek z hodowlą koni nic nie miał
wspólnego. Częściej jednak zdarza się to przez jednego z rodziców, zwłaszcza
ojc,. co prócz tego daje pewną podstawę znawstwa czy zrozumienia koni,
wytłumaczonego bezpośrednim zżyciem się z koniem. Niemniej jednak znam
hodowców, którzy od dzieciństwa prawie nic z koniem nie mieli wspólnego,
a z czasem, nabrawszy przez warunki sprzyjające zamiłowania do hodowli,
doszli w życiu do dużych wyników.
Pierwszą
rolę w hodowli koni gra zamiłowanie do niej bez względu na to, czym jest
wywołane. Jest ono stałym bodźcem do tej pracy, która aby osiągnąć pewne
wyniki, musi być narażona na dużo zawodów i utrudnień, jak może żadne
inne zajęcie, daje natomiast z czasem zadowolenie niczym nie zastąpione.
Zamiłowanie to musi być tak trwałe, aby mogło wyrobić pewien upór, który
dałby możność do przetrwania niepowodzeń, występujących zwykle na początku
hodowli. Im ten upór będzie silniejszy, tym mocniejszą podstawę otrzymuje
założona hodowla koni. Aby ułatwić sobie pracę w tym kierunku i uniknąć
dużych zawodów, początkujący hodowca winien przede wszystkim pamiętać
o tym co następuje:
1.
Wyzbyć się własnej zarozumiałości, jest to jeden z najważniejszych warunków.
Wada ta często występuje u hodowców, którzy z domu coś niecoś o hodowli
wynieśli, a raczej, którym się zdaje, że ojciec ich bardzo dobry hodowca,
musiał im to wraz z nazwiskiem czy majątkiem przelać, a robią największe
głupstwa hodowlane aż do zmarnowania wyników pracy ojca czy dziadka włącznie.
Wymienione warunki, jeśli się łączą z rzeczywistym zamiłowaniem, winny
być impulsem do nauki i dalszych studiów nad hodowlą oraz mogą najwyżej
zastąpić początkową praktykę hodowlaną, która jednak samej wiedzy rzeczywistej
nie zastąpi.
2.
Nie zapominać o tym, że w stu procentach nikt na koniu się nie zna i nie
rozumie go: tylko wieloletnie a wszechstronne zajmowanie się nim stwarza
znawcę konia. Najwybitniejsi jednak znawcy konia do śmierci studiują i
nie lekceważą najmniejszej o koniu uwagi, choćby pochodziła z ust starego
furmana, bo każde spostrzeżenie nastręcza nowe tematy do rozmyślań i studiów.
Dlatego młody hodowca, który przestudiował choćby dwie szafy książek,
winien skromnie starać zbliżyć się do ludzi poważnych w tej dziedzinie
i słuchając ich uwag o koniach sprawdzać swoje wiadomości i własne zdanie
porównać z ich zapatrywaniem, wyciągając z tego jak najwięcej korzyści.
Swoje zdanie chować głęboko a cieszyć się tylko, jeśli się zgodzi z myślą
prawdziwego znawcy. Takich hodowców starsi lubią i dzielą się chętnie
ze swoimi spostrzeżeniami.
3.
Znajomość rodowodów jest tylko pomocą w hodowli, a nie znawstwem koni,
jest ona darem pamięci, którą łatwo zastępuje każda księga, byle hodowca
wiedział gdzie i jak należy rodowód wyszukać. Natomiast bardzo ważną i
polegającą na doświadczeniu i nauce jest, umiejętność łączenia rodowodów
dla uzyskania pewnych cech w koniu, do których dążymy. Nie zaczynać hodowli
od papieru, a rzeczywistej wartości konia. Papier może tylko w pewnych
warunkach usprawiedliwić pewne błędy u konia lub dać nadzieję, przypuszczalnych
wyników w potomstwie, natomiast najsławniejsze nawet nazwy rodowodowe
nie dają żadnej gwarancji hodowlanej. Rzeczywista wartość konia, umotywowana
udowodnionym pochodzeniem od wartości swych przodków, daje pewien procent
nadziei, że w potomstwie dużo zawodów nie zrobi.
4.
Nie należy zapominać, że nie istnieje w tym dziale dotychczas żadna recepta
hodowlana, a wszystkie teorie i systemy, których jest dużo, są tylko wynikami
prac poszczególnych ludzi nad hodowlą, nie dają one jednak żadnej pewności
hodowlanej. Natomiast winien hodowca je znać, by przy ich pomocy ułatwiać
sobie poniekąd robotę, bo w każdej teorii znaleźć można coś, co się przydać
może w przyszłej pracy hodowlanej.
5.
Pamiętając o wymienionych warunkach, jeśli sam nie stoi na wysokości zadania,
winien początkujący hodowca wybrać sobie doradcę, do którego ma zaufanie,
oparte na wynikach jego pracy i trzymać się jego wskazówek, a nie polegać
na zdaniu co drugiego sąsiada, gdyż każdy hodowca ma coś odrębnego w swoim
punkcie patrzenia na konia, które razem połączyć się nie dadzą, a prowadzą
tylko do rozbieżności i zniechęcenia. Trzymając się jednej rady czekać
z cierpliwością na wyniki swojej pracy, które rychło nigdy nie przychodzą.
6.
Przechodząc do samej hodowli najpierwszą i najważniejszą rzeczą jest wyznaczenie
sobie celu i kierunku hodowlanego - to jest wiedzieć jakiego konia chce
się hodować i dlaczego właśnie tego a nie innego. Raz obranego kierunku
zmieniać nie można. Poważna hodowla polega na ciągłym udoskonalaniu konia
w wytkniętym kierunku, który zmieniony potrzebuje pracy od nowa. Kierunek
musi odpowiadać celowi, a cel musi być wskaźnikiem wyboru materiału hodowlanego.
7.
Przy wyborze materiału zarodowego musimy pamiętać, że najpiękniejsza nawet
klacz nie musi być dobą matką, a w hodowli szukamy matek a nie pięknych
klaczy. Prawdziwy hodowca za żadne pieniądze nie pozbywa się dobrej klaczy:
nabycie dobrej matki zależy od specjalnych okoliczności, wypadku, a bardzo
dużo od szczęścia. Toteż należy wiedzieć, że przy tworzeniu stadniny najmniej
połowa klaczy, wcielonych do niej, odpada z czasem, jako nie nadająca
się do hodowli z różnych powodów, a nie rzadko z dziesięciu klaczy jedna
lub dwie są prawdziwymi matkami, od których stadnina bierze swój początek.
Przy wyborze matek jak zresztą i koni najtrudniejszą ale zasadniczą rzeczą
jest szukanie zalet a nie wad u konia. Na wadach zna się bardzo dużo ludzi,
a zaletach tylko ci, co posiadają prawdziwe wyczucie konia. Dlatego wyszukanie
materiału zarodowego, od którego zależy cała przyszłość hodowli poruczoną
być winna bezwzględnie człowiekowi, który się rzeczywiście na tym zna,
to znaczy nie tylko rozumie konia, ale przede wszystkim hodowlę i posiada
w tym kierunku dużo doświadczenia.
8.
O ile wybór i nabycie matek jest rzeczą bardzo trudną, kosztuje dużo czasu
i pieniędzy. Mimo, że dobra matka jest bezcennym nabytkiem dla stada,
wiedzieć należy, że same matki stada jeszcze nie tworzą, a tworzy je razem
z nimi ogier. Od wyboru ogiera i dobrania go do klaczy tak pod względem
pokroju jak i pochodzenia zależy powodzenie hodowli względnie zmniejszenie
lub zwiększenie jej ryzyka. Toteż nabycie odpowiedniego ogiera jest rzeczą
bardzo trudną i tutaj nawet znawstwo i doświadczenie czasem nie pomagają.
Trzeba bardzo dobrze znać wartość, zalety i wady swoich klaczy, aby dobrać
odpowiedniego ogiera, który, posiadając nawet żądane zalety może je na
potomstwo nie przelewać. I tutaj nie tyle znajomość rodowodu, ile osobista
znajomość koni, występujących w rodowodzie ma największą wartość, gdyż
stwarza największe możliwości odpowiedniego dobrania ogiera do danych
klaczy.
9.
Najlepiej dobrany materiał zarodowy nie da żadnych wyników bez odpowiednich
warunków hodowlanych. Bez dobrego siana, pastwiska i wody nie istnieje
żadna hodowla. Natomiast dobre pomieszczenie jest kwestią pieniędzy i
dojść do niego jest stosunkowo łatwo.
10.
W hodowli koni należy dążyć do jakości przychówku a nie do ilości, a im
większa selekcja, tym wyższa wartość stadniny.
11.
Każda wychowana klacz czy ogier musi przed wcieleniem do stadniny zdać
egzamin swojej wartości na racjonalnych próbach dzielności, inaczej nie
przedstawia żadnej wartości hodowlanej.
Wszystkie
wymienione wyżej uwagi winny służyć młodemu hodowcy jako wytyczne na trudnej
drodze hodowlanej. Lata pracy wykażą mu potwierdzenie tych danych a z
pewnością niejedne dalsze uwagi mu się nasuną, zwłaszcza jeżeli hodowlę
traktować będzie poważnie. Studiowanie literatury końskiej umożliwi mu
rozszerzenie tych uwag i uzasadnienie ich, a życie wskaże mu ich praktyczną
wartość.
(Hodowca
Koni, Nr. 4, 1946, Str. 53-54)
Spis
treści
Jego
ulubione konie...
Wiele
koni arabskich podziwiał, do wielu żywił specjalny sentyment. Ale tak
naprawdę to kochał ich tylko kilka. Ulubione były oczywiście klacze
albigow-skie, które głęboko pozostały w jego sercu. Przy każdej okazji
Roman dzisiaj mawia, że były to najwspanialsze polskie klacze. Ciekawe
jakie byłoby ich potomstwo, gdyby stadnina w Albigowej nie została tak
wcześnie zlikwidowana...
Spis
treści
Rozważania
na temat hodowli koni
Roman Pankiewicz
W
początkach XIX wieku ukazują się różne prace na temat hodowli i wychowu
koni. Spośród nich wyróżnia się Dziełko "O sztuce chowu koni i utrzymaniu
stada" napisane przez Władysława księcia Sanguszkę. Publikacja ta
miała dwa wydania. Pierwsze niosło tytuł "O chowie koni i polepszaniu
rasy w Galicji" i wydane zostało w 1839 roku we Lwowie. Drugie wydanie,
pod wymienionym na wstępie tytułem, ukazało się w Krakowie w 1850 roku.
Posiadam obydwa dziełka. Opieram się jednak na wydaniu drugim, ponieważ
napisane jest bardziej współczesnym językiem. Ciekawsze ustępy cytuję,
opatrując je równocześnie osobistymi uwagami oraz własnymi spostrzeżeniami
z hodowli koni.
"Nie
ma może kraju, w którymby chów koni był przedmiotem tyle ważnym ile u
nas w Polszce: a każda niemal okoliczność tę prawdę potwierdzać się zdaje;
lecz i to rzetelny znawca dostrzeże: iż w tym kraju, chów koni wiele jeszcze
zostawia do życzenia, tak ze względu na jakość, jako i do ilości, coby
nie miało miejsca gdyby gruntowna nauka chowu była więcej upowszechnioną.
Sądząc, iż moje doświadczenie i wiadomości mogą się do tego celu przyczynić,
poczytuję sobie za powinność udzielić ich naszej publiczności. Nie wątpię:
aby nie jeden z moich współziomków nieprzewyższał mnie i w tem doświadczeniu
i znajomościach, dlatego życzę aby podobnie, a lepiej jak ja, udzielił
swoich spostrzeżeń i uwag. Dla tego też bądź może iż to co piszę, będąc
prawdziwe i korzystne do zastosowania na polskiej ziemi, niektórym odmianom
w innych krajach podpadać by mogło. Wielka to jest różnica między jednym
a drugim krajem co do chowu koni! W jednej okolicy prawie bez znajomości
i prawie bez kosztu dochować się można takich koni, jakich z największym
wytężeniem ledwo się w innej doczekać kto potrafi. Na dawnej polskiej
ziemi, szczególniej korzystne do chowu koni zdają się bądź przedewszystkiem,
całe nadbrzeża Dniestru; potem całe Podole tak część Ruska jako i Austryacka,
Wołyń (wyjąwszy jego część co do Polesia należy), Ukraina, część Lubelskiego
i wszystkie obwody Galicyi, zacząwszy od Rzeszowskiego aż do Bukowiny.
"
Południowy
wschód Polski był wówczas podzielony pomiędzy Rosję i Austrię. W omawianych
przez Autora obwodach znajdowały się najcenniejsze polskie stadniny: Biała
Cerkiew, Sławuta, Antoniny Jarczowce, Sachny i szereg innych jak Taurów,
mniej znanych, lecz niemniej cennych. Po II Wojnie Światowej w tymże rejonie
znalazły się stadniny Albigowa i Białka.
"Jednak
przy pracy i wytrwałości wszędzie można się dobrych koni dochować, ale
z podwójnym lub potrójnym kosztem i przy wielkiej znajomości rzeczy. Ależ
bo w istocie: czy jest co niepodobnego człowiekowi, który do prawdziwej
znajomości sztuki łączy pracę, wytrwałość i na ten cel kosztu nie szczędzi?
Wszakże dla utworzenia właściwej i doskonałej rasy koni, życie jednego
człowieka bywa za krótkie. Aby dobre dzieło sprawić, syn musi dokonywać
zaczętą pracę ojca, a wnuk dziada; tym tylko sposobem coś wielkiego, coś
doskonałego i trwałego uskutecznić można."
Nasze
najsłynniejsze stadniny arabskie były właśnie prowadzone przez rody Sanguszków,
Branickich, czy też Dzieduszyckich na przestrzeni kilku pokoleń. Znamy
z historii, że szereg doskonałych stadnin (Taurów), gdy przeszły w ręce
dalszych nawet krewnych ulegały zniszczeniu, rozkładowi. Jedynym wyjątkiem
może być rodzina Dzieduszyckich, która chociaż przechodziła w ręce dalszych
krewnych, potrafiła zachować swoją cenność aż do I Wojny Światowej, kiedy
to zresztą wszystkie te stadniny uległy kompletnemu ziszczeniu.
Następnie
Autor w 23 paragrafach omawia swoje spostrzeżenia.
§
1. "Chcąc mieć piękne źrebięta, trzeba mieć piękne ogiery i piękne kobyły;
ale nie dosyć na tem! Do osiągnięcia dobrego skutku najwięcej przyczynia
się troskliwe i umiejętne hodowanie, oparte na racjonalnych zasadach,
które z nieugiętą wytrwałością wykonują."
§
2. "Kto ma stado, ten powinien zacząć od oznaczenia sobie celu wyraźnego
i szczegółowego; nie przedsiębiorąc nic, na niewyraźne, na ogółowe. Nie
dość więc na tem, aby sobie kto powiedział: chcę mieć jak najlepsze i
najpiękniejsze konie, lecz powinien ułożyć sobie pewny plan i posiadać
środki stosowne do wykonania tego planu. ... Musi wiedzieć co w jego koniach
jest dobrego, a to starannie zachowywać, i co w nich jest złego, aby to
poprawić. Musi się starać swoim koniom uzyskać albo szlachetniejszą krew
albo lepsze nogi, mocniejsze zady, lub cieńsze szyje, i tym podobnie."
§3.
"Kto nie mieszka w takim kraju, w którymby rozmaite potrzeby, różnych
wymagały rodzajów koni, i kto niema u siebie dawnego, dobrego zawodu,
ten najlepiej uczyni, gdy się będzie trzymał najdawniejszej i najpiękniejszej
rasy koni, to jest Arabskiej. Doświadczenie nas bowiem najlepiej przekonało:
że polskie kobyły najlepiej rodzą po prawdziwych arabskich ogierach albo
po rasowych polskich. To się daje łatwo wytłumaczyć: ponieważ konie polskie
przez częste i odwieczne sprowadzanie arabskich ogierów do naszego kraju,
są z arabskimi spokrewnione."
§4.
Autor omawia tu "zgubną zasadę krzyżowania", podkreślając: "Na przykład:
czy kto kiedy słyszał ażeby Arab cudzego ogiera lub cudzą kobyłę kupił,
albo do polepszenia swojej rasy używał?"
§5.
Autor dalej omawia szkodliwość krzyżowania. "Kiedy się używa spokrewnionego
ogiera wówczas stado potrzebuje częstszego odświeżenia krwi, to jest ogiera
cudzego, z zawodu całkiem niespokrewnionego. Ogier więc nie powinien być
krewnym, ale powinien być rodu przynajmniej tyle szlachetnego ile kobyły,
które ma stanowić. " "... Właściciel stada nie powinien dać się uwieść
pięknością lub osobistymi przymiotami ogiera, którego chce używać, ale
nadewszystko uważać ma z jakich on rodziców pochodzi; może albowiem być
pewnym: że przymioty ojca złe lub dobre mniej się w płodzie odzywają,
a niżeli przymioty i jakość rodu dziada i babki, a nawet pradziada i prababki.
Nie darmo Anglicy i Arabowie mają dowody całego rodu swoich koni; nie
jest to próżność, ale owszem porządek niezbędny, i żadne szlachetniejsze
stado długo utrzymać się nie może, jeżeli rodowód koni nie jest w najlepszym
porządku utrzymany. "
Dalej
Autor daje przykłady ogierów używanych w Sławucie, które mimo że nie miały
żadnych wad, w potomstwie kompletnie zawiodły, miały bowiem nieodpowiednie,
lub wręcz nieznane pochodzenie.
"...
Chcąc dalej przykładami moje zdanie popierać, mógłbym tu niejednego ogiera
brzydkiego, małego, źle zbudowanego wymienić, który dobre zostawił po
sobie płody, dla tego tylko, że był po dobrych i szlachetnych rodzicach."
Absolutnie zgadzam się w tym z Autorem, że powinno się przywiązywać dużą
wagę do przodków ogiera, a szczególnie już do linii żeńskiej, z których
się wywodzą.
§6.
"W wyborze ogiera nie małej wagi jest rzecz (a na którą mniej się zwykle
uważa) jest mówię jego temperament i charakter. Ogier lękliwy, który się
wspina, unosi i jest nieprzyjacielem człowieka, nie powinien być w stadzie
użytym, chyba gdyby te wady były skutkiem złego się z nimi obchodzenia.
Jeżeli śą mu one przyrodzone, to stają się dziedzicznemi I to do tego
stopnia: że są trudniejsze do wykorzenienia ze stada, niżeli wady fizyczne.
Znałem stada, ktrórych konie lubo piękne, nie mają wartości ani ceny,
ponieważ są prawie wszystkie złe i niebezpieczne; a inne zaś stada znam,
gdzie koń ze złym temperamentem prawie nigdy się nie przydarza. Właścicielowi
stada zapominać się więc nie godzi, że o ile zły charakter jest wielką
wadą u ogiera, tyle dobry, jest nieocenioną u niego zaletą. Wielu chwali
gorący temperament u koni; ja go ganię. Gorący ogier nie powinien być
użytym chyba do leniwej kobyły. W ogólności mówiąc: koń ognisty czyli
gorący jest nie dobry. Koń powinien mieć duszę, rozum, wesołość, dobroć
i odwagę; ogień jest mu nie potrzebny. Koń gorący, ostatnim będzie na
wyścigach, ostatnim w podróży, najpierwszym do zrządzenia przypadku; męczy
i siebie i jeźdźca, najprędzej traci nogi i nabawi się choroby. Mimo tego
jednak, nie pochwalę koni bez duszy i bez energii, i koni leniwych albowiem
te jeszcze gorsze są od gorących. W tem, jak we wszystkim, prawda i korzyść
znajdują się w pośredniej mierze."
§7.
"Można uważać maść, za rzecz mniejszej wagi;..." Rozważania Autora na
temat maści są zbyt kontrowersyjne, więc ich nie przytaczam.
§8.
Autor rozważa konie angielskie, ich powstanie jako rasy, stwierdza, że
powstały one poprzez krzyżowanie miejscowych klaczy z ogierami arabskimi.
Klaczy bowiem arabskich w zasadzie do Anglii nie sprowadzano. "... Jeżeli
więc krzyżowanie ras w ogólności jest złe, to tylko jeden przypuszcza
się wyjątek a ten jest dla krwi arabskiej. Bez ogiera lub kobyły arabskiej
można się obejść w stadzie, ale one nigdy nic nie zepsują, i owszem go
uszlachetnią. Koń arabski nie jest koniem pierworodnym, nie jest owym
koniem dzikim, który wyszedł nietknięty z ręki przyrodzenia, ale należy
do rasy, która przynajmniej od półtora tysiąca lat istnieje i mieszaną
nie była. Jego ród jest tak szlachetny, tak praktyczny, że ani ze względu
na piękność, ani ze względu na dzielność nic do życzenia nie zostawia.
Jest on przydatny i do podróży i do wojny, do każdej pracy, do każdego
użytku. Służy do wierzchu, służy do pociągu, jest rozumny, łagodny, odważny,
ujmujący. Jeżeli go zaś uczony i tresowany koń pełnej krwi, pod dżokejem
na darniu wyścigowym w Anglii o parę ledwo łokci za sobą zostawi to przecież
żaden koń mu nie wyrówna w szybkości i zwrocie pod żołnierzem ciężko nawet
zbrojnym. Mało potrzebuje żywności, mało wygody, i wszystkie klimata znosi;
on jeden ma ten przymiot, że w równiach i stepach zdaje się być do równin
i stepów stworzonym, a w górach, myślanoby, że (tak jak kozy dzikie) skały
są również jego ojczyzną. Oczywiście taka krew nic zepsuć w stadzie nie
może. "
Dalej
Autor rozważa o krzyżowaniu twierdząc, że w Anglii co prawda uzyskano
doskonałego konia w ten sposób ale do tego trzeba było wytrwałości pokoleń
idących w tym samym kierunku a przy tym kilkunastu hodowcom się to udało,
a setkom się to nie udało, ale o nich historia nie wspomina, milczy. Nabija
się też niemiłosiernie z amatorów krzyżowania, pisząc: "... A cóż dopiero
spodziewać się po tych, którzy bez wiadomości i bez celu krzyżują rasy,
spodziewając się, że dla nich cudo się stanie, i że wszystkie zalety z
jednej i z drugiej rasy w źrebięciu się znajdą a wszystkie jej wady znikną."
§9.
Autor omawia znaczenie odmastek, twierdząc, że konie, które mają odmiany
białe na nogach zachodzące na stawy napięstkowy i skokowy "... bywają
szkodliwe". Stwierdza, że Arabowie nie lubią odmastek na nogach przeciwległych,
stwierdzając "... że to są słabe nogi, i ja tegoż samego nie raz doświadczałem.
"
§
10. " Bardzo długo możnaby się rozciągać, wyliczając zalety, których wypada
szukać, a wady których trzeba unikać w wyborze ogiera. W obszerne wyliczenie
wdawać się nie mylę, gdyż piszę dla ludzi, którzy jako mniemam, znają
się na koniach i którym chciałbym oszczędzić nudy, jakiej sam doznałem
czytając grube niemieckie tomy o koniach, tem więcej, iż z nich nic nauczyć
się nie mogłem. Jednakowoż: niektóre wady wymienię, a to takie, które
w żadnym stadzie ani w żadnym ogierze lub kobyle, cierpiane być nie powinny;
jak naprzykład: szczupły krzyż ze źle wyrośniętym ogonem, zapadnięte boki,
szyja naprzód wygięta, tak zwana jelenia, szablowate, to jest mocno wygięte
zadnie nogi, smutny łeb, to jest: ciężka i głupia głowa, charakter złośliwy
i zdradziecki. Za mniej ważne uważam różne gatunki narośli na nogach,
które szczegółowo są rozgatunkowane w niemieckim języku..." Autor spotkał
się najwięcej z końmi czystej krwi arabskiej, które są raczej wolne od
wszelkich narośli, występujących u półkrwi.
§11.
"W dobieraniu ogiera do kobyły każda okoliczność jest ważną; nic za drobnostkę
uważać nie można, a ten który najlepiej rozumi i najstaranniej dopilnuje,
będzie miał niezawodnie najlepsze konie. Stąd wypływa potrzeba trzymania
znacznej ilości ogierów, aby mieć w czem wybrać. " Dlatego też na prowadzenie
przodujących stad mogli sobie tylko pozwolić magnaci i oni też mieli w
hodowli największe osiągnięcia. Autor popiera aby hodowcy mający parę-kilka
klaczy wysyłali je do pokrycia, do dużych stad, pod wybrane ogiery. "...
Co najwięcej przemawia za opłatą, jest: że chów koni staje się tym sposobem
przystępnym dla każdego, a nawet dla najmniejszego właściciela lub dzierżawcy.
Tam gdzie ten zwyczaj jest upowszechniony, to często najlepsze i najdroższe
konie rodzą się u właściciela dwóch lub trzech kobył, i w tem niema nic
dziwnego: bo taki człowiek ma zawsze wielki awantaż nad właścicielem licznego
stada. Temu oczywiście łatwiej jest poznać wszystkie przymioty swoich
dwóch lub trzech kobył, ciągle, i one i źrebięta samemu doglądać i pielęgnować.
... Arabowie także po jednej lub po dwie kobyły zwykle tylko trzymają.
"
Absolutnie
a Autorem się nie zgadzam. W okresie międzywojennym w Polsce było kilkanaście
stadnin prywatnych, mających po kilka, parę klaczy. Jedynie Breniów wyhodował
Amurath Sahiba, Dobużek Lotnika (niewykorzystanego w USA), a Kraśnica
Bałałajkę, matkę tej klasy koni co Bask i Bandola. Ale to były tylko wyjątki.
Zgadzam się raczej ze stwierdzeniem pewnego Anglika, że stadnina nie powinna
mieć więcej jak 25-30 klaczy. Bo większą ilość cennych klaczy trudno jest
zgromadzić, jak również przy większej ilości klaczy trudno jest objąć
pamięcią całe ich potomstwo z szeregu lat.
§12.
"Co do wyboru ogiera nie będę wchodził w drobniejsze szczegóły ponieważ
mniemam, że to co mógłbym w tej mierze dodać, jest każdemu, konie hodującemu,
znajome. Ogiera z wybujałą, tłustą szyją należy unikać, a z krótką tembardziej.
Radzę używać ogierów Arabskich, albo przynajmniej z Arabskiej krwi, i
dawać im pierwszeństwo nad wszystkiemi innemi..."
Niestety,
w myśl tego stadniny nie używały ogierów własnej hodowli, chociaż były
one bardzo cenne, oddając pierwszeństwo często dużo słabszym ogierom importowanym.
"Zachodzi
tu jedna tylko, ale wielka trudność, a tą jest: iżby być pewnym, że ogier
jest prawdziwie arabski, gdyż pod tem nazwiskiem przybywa do Europy najwięcej
koni tureckich, egipskich, barbaryjskich, które gubią stada w których
są użyte. Jeszcze barbaryjskie stepowe bywają czasami bardzo szlachetne
i trwałe, i skoro nie grzeszą przez zad szczupły i zły wyrost ogona (dwie
wady niezmiernie u nich upowszechnione) to można się dobrego płodu po
nich spodziewać i lepszych zwierząt jak po tureckich i egipskich. Tureckie
dla znawcy są łatwe do poznania, ale na egipskich można się często oszukać.
Teraz wprawdzie w Egipcie rodzą się również arabskie konie, bo Mehmet
Ali i syn jego Ibrahim tak zrabowali Arabów, iż może jeszcze nigdy podobnej
klęski arabskie konie nie doznały. Czy na tych rabunkach, chów koni coś
zyskał w Egipcie o tem niewiem, ale mimo doznanej, tak srogiej przez Arabów
klęski, zawsze bezpiecznie jest od nich z Azyi konie nabywać, niżeli w
Egipcie. Ja przynajmniej, już nie raz widziałem konie Egipskie bardzo
piękne, które trudno było od Arabskich rozróżnić, które w płodach
dopiero, wielką i niekorzystną różnicę okazały." Podobnie było w okresie
międzywojennym z Kalifabem, koniu dużej urody, kupionym w Egipcie przez
Potockiego za ogromne pieniądze, który w potomstwie zawiódł zupełnie.
Niemcy zdobywszy w czasie wojny dużą ilość ogierów tzw. "berberów" (wojsko
tam dosiadało wyłącznie ogierów) postawili je w polskich stadach ogierów.
Niestety zawiodły one zupełnie pokładane w nich nadzieje, nie pozostawiając
po sobie żadnego śladu.
Dalej
Autor walczy z teorią, że konie angielskie są lepsze od arabskich. "...
Będę dawał pierwszeństwo arabskim koniom nad angielskimi, dla tego: że
w naszych krajach drugie, trzecie, szóste pokolenie po arabach jest równie
dobre jak pierwsze, i bywa nawet lepsze gdy jest rozsądnie prowadzone;
w ten czas: gdy przeciwnie angielskie nadzwyczajnie prędko wyradzają się."
§13.
"Teraz pomówimy o kobyłach. Wszystko co jest zaletą w ogierze, ,jest też
zaletą i w kobyle, i wszystko czego powinniśmy unikać w ogierze, powinniśmy
unikać i w koby1e. Są przecież niektóre przymioty któremi dobra matka
zwyczajnie się odznacza; na przykład: dobra kobyła do rodu powinna mieć
całą powierzchowność żeńską, tak żeby ze samego kształtu już poznać się
dało że jest kobyła. Kobyły podobne do konia, i te które mają ogierowatą
postać, częstokroć nie dobrze rodzą; a im więcej mają takowej postaci,
tem rzadziej i tem mniej dobrze rodzą, mniej są właściwe do stada, ale
do użytku bywają bardzo dzielne. Smutne i ciężkie łby są jeszcze większą
wadą u kobył aniżeli u ogiera, wesołe zaś oko jest bardzo dobrą dla matki
wróżbą. Kobyla powinna mieć kłodę grubszą, szyję cieńszą i głowę mniejszą
niż ogier. "
§14.
"Niektórzy utrzymują, że nogi przednie źrebięta odziedziczają więcej po
matce, inni zaś utrzymują że ogier więcej swój kształt źrebiętom zostawia,
i różne tym podobne są mniemania. Żadnego z tych dostrzeżeń nie mogłem
nigdy, jako stałą regułę oznaczyć, gdyż raz się sprawdzało a drugi raz
przeciwnie; to tylko za zasadę przyjąć można: że ojciec i matka to złe
i dobre najbardziej po sobie zostawiają potomstwu, które też sami po swoich
rodzicach odziedziczyli. Potem doświadczenie i to wskazuje: że ten z dwojga
rodziców więcej potomstwu przymiotów po sobie zostawia, który pochodzi
z mniej mieszanej i dawniejszej rasy, bez względu czy jest to ojciec czy
matka. Wszystko to jednak o tyle jest prawdziwe, o ile oboje są dosyć
dobrani. Jeżeli jedno z nich mało warte, to dawność rasy drugiego, nie
poprawi płodu."
§15.
"Ogiera i kobyłę wypada doświadczyć, gdyż inaczej działałoby się po omacku:
trzeba wiedzieć czy kobyła jest bojaźliwa, łagodna, złośliwa, gorąca,
czy też silna, trwała, szybka, itd. Są to rzeczy których zgadnąć nie można,
widząc tylko konia przy żłobie, lub kobyłę w stadzie. Arab zna doskonale
swoją kobyłę i swego ogiera gdyż w trzecim roku zaprawia je już do biegów
Możnaby z tego względu przyznać wyższość koniowi arabskiemu nad angielskim,
że ten ostatni przeznaczony jest tylko do wyścigów i byle proemium dostał,
reszta jest rzeczą obojętną. I tak; niech w naznaczonym dniu o pewnej
godzinie pierwszy stanie u mety, a niechby resztę życia był gałganem,
to oto mniejsza: jego wartość jest już ustaloną. Arab zaś żąda, aby jego
koń byt zawsze dobry, żeby żadnej wady nie miał, bo on szuka w swoim koniu
chwały, przyjemności, bezpieczeństwa życia, i znajduje w nim wszystkie
przymioty konia wyścigowego, podróżnego, wojennego. Jakkolwiek nieocenione
są konie arabskie, byłyby niezawodnie jeszcze lepsze, gdyby Arabowie mogli
pozbyć się różnych zabobonów, którym ulegają." Autor opisuje różne zabobony
i stwierdza, że wiele koni dobrych przez zabobony zostało zmarnowanych,
ale nie tylko u Arabów, ale i u nas, w Polsce. Podkreśla, że Anglicy pierwsi
z hodowców pozbyli się wszelkich przesądów.
§16.
Autor podaje różne sposoby użytkowania klaczy w stadninie, próbę jej dzielności,
stanowienie.
§17.
Autor opisuje metody stanowienia - okresy najbardziej sprzyjające stanówce,
użycie ogierów do krycia.
§18.
Autor opisuje wychów źrebięcia i utrzymanie klaczy stadnej, oblicza koszta
i ewentualny dochód.
§19.
Autor opisuje żywienie klaczy i źrebiąt oraz zastanawia się nad wzrostem
koni teraz i w historii.
§20.
Autor omawia stajnie i wychów młodzieży, żywienie.
§2l.
"W każdym stadzie powinna znajdować się księga, w której zapisane są wszystkie
kobyły, i przy nazwisku każdej powinien być jej rodowód. Nie jest to modny
lub dziwaczny wymysł, ale doświadczenie stwierdza, iż jest to niezbędnym
dla właściciela samego i dla kupującego. Dla właściciela : ponieważ są
wady i przymioty, które się w trzecim, czwartem i piątem pokoleniu odzywają
(o czem przy dobieraniu ogiera do kobyły zawsze pamiętać należy), a dla
kupującego jest to niezbędne, gdyż wartość ogiera lub kobyły mniej zależy
od ich osobistości, a niżeli od przymiotów rodu z którego pochodzą. Dla
tego też dobra wiara produkującego konie musi być bez skazy i zarzutu,
tak: aby każdy z kupujących do niego mógł być pewnym, że rodowody nie
są fałszowane. Dobra wiara w tej mierze, tak jak i we wszystkiem łączy
się oczywiście z dobrze zrozumianym interesem produkującego; i widoczną
jest rzeczą, że im łatwiejsze oszukaństwo, tem więcej on w smutku dobrej
swojej wiary zyskuje, bo nabywa ogólnego zaufania. Że rodowody są rzeczą
potrzebną, dają nam nie tylko przykład Anglicy, ale i Arabowie, którzy
mimo że nie mają stałego siedliska, i że żyją zawsze jakby na forpocztach,
jednakowo maja karteczki, na których starannie są zapisane rodowody tych
koni."
§22.
Autor pisze o zwalczaniu, a właściwie leczeniu koni, a szczególnie źrebiąt
przy zołzach. O potrzebie izolowania chorych zwierząt od zdrowych.
§23.
Autor pisze o wprowadzonych w Galicji wyścigach i polowaniach z gończymi,
na wzór angielskich. Ma to na celu polepszenie i uszlachetnienie hodowanych
koni. ". Korzyści bezpośrednie wyścigów są: że wzbudzają interes i miłość
własną chodowników; są przyczyną ich narad wzajemnych; wpowszechniają
wielce ich wiadomości, nadają im pewny kierunek i tworzą między niemi
najzabawniejszą emulację. Wyścigi objawiają jeden z najpoważniejszych
przymiotów u koni, to jest szybkość i są wskazówką trwałości i temperamentu.
Polowanie Angielskie, podług zdania mego, jest nierównie jeszcze ważniejsze
aniżeli wyścigi. Koń do polowania powinien mieć wszystkie przymioty doskonałe
i być do każdego użytku, nie jest zaś tak drogim dla produkującego jak
wyścigowy. Nie dość na tem, aby sztucznie był doprowadzony do takiego
stanu, iż pewnego dnia i o pewnej godzinie kurs wygrał a potem cały rok
chodzić nie mógł; musi on zawsze być silnym, szybkim i trwałym. Tam już
ani zręczność dżokeja ani żadne oszukaństwo miejsca mieć nie może. Jednym
słowem: koń do polowania musi posiadać wszystkie przymioty, bo one są
wszystkie w tej próbie potrzebne. " Z polowań takich szczególnie znane
były konie arabskie pochodzące ze stadniny Antoniny, które i na Torze
Wyścigowym okazały się bardzo dzielne tak jak i ich potomstwo.
Proszę
pamiętać, że Dziełko powyższe napisane zostało w początkach XIX wieku,
a myśli w nim zawarte, w większości do dziś nie straciły na swej aktualności.
Jeśli takie wtedy pisano książki, to i należy uważać, że tak również chowano
konie, co najmniej w tych najcenniejszych stadninach. I dlatego konie
te tak cenne były, że na wystawach światowych sięgały po najwyższe trofea.
Spis
treści
Historyczne
poszukiwania dla Towarzystwa...
I
Wojna Światowa i Rosyjska Rewolucja zniszczyły doszczętnie stadniny w
Białej Cerkwi i Sachnach, a prawie doszczętnie stadniny: Sławuta, Antoniny,
Jezupol, Pełkinie i Gumniska. Hodowla odradzała się powoli. Konie arabskie
hodowane były jednak przez światłych hodowców, którzy doceniali potrzebę
stowarzyszenia się.
Już
w 1923 roku dr Edward Skorkowski wystąpił w "Jeźdźcu i Hodowcy" (Nr 26,
1923) z projektem założenia "Towarzystwa Hodowli Arabów". Dopiero jednak
jesienią 1926 roku zebrał się we Lwowie Komitet Organizacyjny, który zajął
się powołaniem Towarzystwa. 4 października 1926 roku w warszawie, w sali
Towarzystwa Zachęty do Hodowli Koni w Polsce mieszczącego się na Krakowskim
Przedmieściu 32 odbyło się zebranie konstytucyjne. wzięły w nim udział
34 osoby, które zaproszone zostały przez Komitet. Uchwalono Statut, który
stwierdzał, że "celem Towarzystwa jest dążenie do rozwoju i udoskonalenia
hodowli konia arabskiego w Polsce, a zadaniem praca i działalność skierowane
do osiągnięcia tego celu" wybrano również Zarząd. Prezesem został Aleksander
hr. Dzieduszycki, a Sekretarzem dr Edward Skorkowski. Przyjęto nazwę "Towarzystwo
Hodowli Konia Arabskiego".
Towarzystwo
natychmiast przystąpiło do pracy. Przyjęło od Ministerstwa Rolnictwa prowadzenie
ksiąg stadnych, a począwszy od maja 1927 roku zaczęto urządzać wyścigi
arabów we Lwowie i innych miastach. Towarzystwo wybudowało Tor Wyścigowy
na Persenkówce we Lwowie, na którym pierwsze gonitwy rozegrano już jesienią
l928 roku. (Dotychczasowy tor we Lwowie mieścił się na lotnisku i nie
spełniał odpowiednich warunków). Zorganizowano stajnię wyścigową
Arabian dla hodowców, którzy nie posiadali swoich stajen.
Towarzystwo
rozwinęło również szeroką działalność wydawniczą. Wydawano kalendarze
wyścigowe z opisami poszczególnych stadnin, zdjęciamií koni i ich rodowodami,
a także folder i to w szeregu obcych języków. Został wydany specjalny
arabski numer "Jeźdźca i Hodowcy", również w obcych językach. Nawiązano
kontakty z hodowcami zagranicznymi. Zakupiono ogiera z USA, którego po
wykorzystaniu w polskiej hodowli odsprzedano po tej samej cenie właścicielowi,
nawiązując cenny kontakt handlowy. Rozwinięto eksport koni do krajów europejskich,
a następnie do USA l Interesujących się działalnością Towarzystwa odsyłam
do książki prof. Witolda Pruskiego "Dwa wieki polskiej hodowli koni arabskich
(1779-1978) i jej sukcesy na świecie", wyd. 1983). Towarzystwo w 1939
roku liczyło 139 członków rzeczywistych i 8 honorowych (w tym 4 obcokrajowców).
Niestety
przychodzi II wojna Światowa. Płoną bogate zbiory Towarzystwa, giną hodowcy,
przepadają konie, nikną stadniny. Cały szereg koni przepada podczas działań
wojennych w 1939 roku, następnie w 1941 roku, oraz w latach 1944 i 1945.
Poszukując danych o działalności Towarzystwa w czasie II Wojny Światowej
i po jej zakończeniu, znalazłem w miesięczniku "Hodowca Koni "trochę wiadomości.
W
okresie od stycznia 1946 do lutego 1948 ukazywał się w Krakowie miesięcznik
"Hodowca Koni", którego redaktorem był dr Edward Skorkowski. W tytule
tego pisma widniało, íż jest ono Organem Naczelnej Organizacji Związków
Hodowców Koni w Polsce oraz Towarzystwa Hodowli Konia Arabskiego". W każdym
z numerów była zamieszczana kronika. W numerze 12 z roku 1946 w kronice
znalazłem Komunikat Towarzystwa Hodowli Konia Arabskiego mówiący, że "Na
życzenie Ministerstwa Rolnictwa i Reform Rolnych została wznowiona działalność
Towarzystwa Hodowli Konia Arabskiego. Dnia 20 listopada odbyło się Walne
Zebranie w Krakowie, przy licznym udziale dawnych i nowych członków..."
Prezesem został Aleksander hr. Dzieduszycki, dr Edward Skorkowski mianowany
został vice-Prezesem w "Hodowcy Koni " było o zamieszczanych szereg artykułów
o hodowli koni czystej krwi arabskiej. Niestety, nie natrafiłem na jakąkolwiek
wzmiankę o dalszej działalności Towarzystwa, które nie miał o żadnej możliwości
działania w czasach, gdy właściwie cała hodowla konia arabskiego była
w państwowych rękach.
Po
polskim "Październiku" (pewna odwilż w stosunkach państwo- obywatel) 1956
roku grupa sympatyków oraz przedstawicieli stadnin zebrała się w Krakowie
i powołano Towarzystwo Hodowli Konia Arabskiego. Prezesem został wybrany
(jednogłośnie za swe zasługi poniesione dla hodowli koni arabskich) dr
Edward Skorkowski. Wzmianka o tym zebraniu i powołaniu Towarzystwa ukazała
się nawet w miesięczniku "Przegląd Hodowlany". Niestety i tym razem władze
PRL nie widziały potrzeby w konstytuowaniu Towarzystwa. Nie dopuszczono
do wznowienia jego działalności. Skończyło się na jego ukonstytuowaniu.
To
wszystko co udało mi się odnaleźć o Towarzystwie Hodowli Konia Arabskiego.
Dopiero w październiku 1991 roku grupa prywatnych hodowców- miłośników
koni arabskich z całej Polski spotkała się w Stadninie Koni Korfowe i
założyła Towarzystwo Prywatnych Hodowców Koni Arabskich Czystej Krwi.
Spis
treści
Albigowa
jego miłość
Tak
wspomina Roman swoje lata spędzone w Albigowej.
Gospodarstwo
rolne Albigowa w okresie międzywojennym należało do Ordynacji Łańcuckiej
hrabiów Potockich. hodowano w nim konie pełnej krwi angielskiej, a odbiorcą
roczniaków był sam generał Władysław Anders.
Już
w 1944 roku inspektor Chowu Koni w Lublinie przejął Albigową z przeznaczeniem
na stadninę. Zaczęto tam gromadzić klacze pełnej krwi angielskiej oraz
półkrwi. W 1946 roku stadnina posiadała już 6 klaczy xx i 8 półkrwi. w
tym 4 klacze xx i 1 półkrwi były hodowli Alfreda Potockiego. w 1947 roku
ilość klaczy pełnej krwi powiększa się do 11 sztuk. Opiekował się
nimi Michał Holender, przedwojenny zastępca kierownika stada Ogierów w
Sądowej Wiszni. Jesienią klacze te odchodzą w większości do Kozienic (pełnej
krwi) i do Skrzydlowa (pół krwi).
W
Albigowej zaczęto montować stadninę arabską, której kierownikiem, a następnie
dyrektorem został Kazimierz Małecki - przedwojenny oficer kawalerii -
bardzo porządny człowiek, a koniuszym Józef Majchrzak równie rzadkiej
zacności, całe życie pracujący z końmi, niestety już w podeszłym wieku
i słabego zdrowia - zmarł jesienią 1954 roku.
Cześć masztalerzy pochodziła ze stadniny Potockiego, którą doskonale prowadzili
w okresie międzywojennym generał Sierkiewicz, a następnie po jego śmierci
Bolesław Orłoś. Byli to pracownicy bardzo zdyscyplinowani, posiadający
duże umiejętności z dziedziny pielęgnacji koni.
Umieszczając
konie czystej krwi arabskiej w Albigowej, jakże trafnie odczytano wypowiedź
prof. Jana Grabowskiego (Jeździec i Hodowca 1937 rok): "Należy zakładać
stadniny na ziemiach, których klimat i gleba jak wykazały długoletnie
doświadczenia nie powoduje stopniowej utraty cech rasy arabskiej w dalszych
generacjach".
wszystkim wiadomo, że arab jest koniem Wschodu oraz że najlepiej się on
chował na wschodnich kresach Polski. Niestety, po każdej z ostatnich wojen
wschodnia granica naszego kraju przesuwa się na zachód, a tym samym znalezienie
środowiska odpowiadającego koniowi czystej krwi arabskiej, staje się coraz
trudniejsze.
Okazało
się, że Albigowa właśnie takie środowisko posiada. klimat kontynentalny:
gorące, suche lata i surowe zimy. Gleba zbielicowane lessy, latem zamieniające
pastwiska w betonową pustynię, która doskonale hartowała ścięgna,
a wiosną i jesienią lepkie błoto uodparniało pęciny na wszelkiego rodzaju
"grudy". Bardzo silne wiatry wywiewały wprost ze stajen wszelkiego
rodzaju zarazki. Toteż choroby młodzieży (przy zastosowaniu oczywiście
hartującego wychowu oraz regularnych dezynfekcji pomieszczeń) należały
do wielkiej rzadkości oraz szybko przechodziły bez poważniejszych następstw.
Areał
Albigowa posiadała niewielki - 213 ha, w tym 14 ha doskonałych śródpolnych
łąk i 20 ha pastwisk, bardzo dawno założonych, które trzeba było
stopniowo odnawiać. Gleba była bardzo urodzajna i w kulturze, a łąki dawały
dużo doskonałego siana. Zbierano również i pokos z części pastwisk, a
także został założony niewielki lucernik, z którego zbierano siano. w
sumie poza paroma wagonami otrąb pszennych oraz w latach bardzo suchych
kilku wagonów pełnego różnych ziół siana z Bieszczad, paszy i ściółki
wystarczało dla posiadanego inwentarza (25-35 klaczy z przychówkiem, 20
krów, 20 koni roboczych oraz dwudziestukilku krów pracowników).
Zabudowana
Albigowa była w prostokącie, wolne zaś przestrzenie pomiędzy budynkami
wypełnione były murem z czerwonej cegły, zamykającym cały obiekt. Budynki
były malowane na biało, a filary na czerwono. Taki panował zwyczaj w całych
dobrach łańcuckich.
Długie
ściany prostokąta były wypełnione; z jednej strony budynkiem, w którym
mieściły się obora, stajnia dla koni roboczych i magazyn nawozów mineralnych,
maszyn i innych rzeczy. Z drugiej strony stała bardzo długa stajnia dla
koni zarodowych, licząca ogółem 40 boksów i trzy niewielkie biegalnie,
w które można było wcisnąć na siłę do 40 źrebiąt ( w 1953 roku wybudowano
poza obrębem prostokąta stajnię z dwoma oddziałami dla ogierków).
W środku podwórza mieściła się jeszcze stajnia boksowa "wyścigowa",
w której zazwyczaj zimowała stajnia wyścigowa generała Andersa. Gospodarstwo
posiadało dwie głębinowe studnie: jedną obok obory poruszaną kieratem
oraz druga poruszana korbą przez 2-4 masztalerzy (następnie silnikiem
elektrycznym), która znajdowała się przed stajnią zarodową.
Ciekawe było położenie samego obiektu. Wyglądało to tak jakby ktoś w ogromnej
miednicy postawił do góry dnem małą miseczkę, a na niej umieszczone były
zabudowania. Niestety stadnina maiła mało drzew. Rosły one tylko przy
wjeździe do obiektu oraz obok domu mieszkalnego, a także w szczycie stajni
zarodowej oraz wzdłuż drogi prowadzącej przez pola do leśniczówki.
Dnia
16 listopada 1947 roku przyszły do Albigowej pierwsze konie czystej krwi
arabskiej z Nowego Dworu (4 klacze). Następnie dwa dni później przybyło
z Posadowa 16 klaczy z przychówkiem. W 1948 roku nadeszły jeszcze z Nowego
Dworu 2 klacze i 3 klacze z toru wyścigowego.
Na dzień 1 stycznia 1949 roku stadnina liczyła 25 klaczy wywodzących się
z następujących linii:
Doskonałe:
Wilga 1938 (Ofir-Jaskółka II) - matka szeregu cennych klaczy z Carmen
1942 na czele.
Ofirka 1939 9Ofir-Fryga II) - matka cennych klaczy oraz ogiera Orzeł 1963
sprzedanego do USA .
Canaria 1942 (Trypolis-Saga) matka doskonałych klaczy i ogierów: Celebes
1949 i Karmin 1952 sprzedanego do RFN.
Dużo słabsze:
Norma 1932 (Hardy-Freja) z córką Enorme 1944 po Trypolis
oraz bezprzedmiotowa Sokora 1936 (Hardy-Halina), która dawała tylko konie
dzielne na torze wyścigowym - Semen wygrał Derby i 2 razy Nagrodę Porównawczą.
Niestety
dwie pierwsze z nich łączone szereg razy w zbyt bliskim pokrewieństwie,
nie odegrały w Albigowej roli do której były predysponowane.
Babolna
4 klacze.
Wszystkie cztery pozostawiły w Albigowej swoje córki.. Najcenniejszymi
okazały się Bulwa 1937 (Kuhailan Zaid-Siglavi Bagdady) założycielka doskonałej
rodziny, od niej wywodzą się znana Algeria 1971 oraz Probat 1975 i Bona
1937 (Kuhailan Zaid-23 Mersuch I) matka ogiera Como.
Niewiele im ustępowały hodowlanie roślejsze i poprawniejsze eksterierowo:
Balia 1936 (Kuhailan Zaid-25 Kemir) matka doskonałego Baligroda 1950 sprzedanego
do Rumunii i cennej klaczy Celia 1949, oraz Bryła 1939 (Kuhailan Zaid-24
Koheilan IV). Wszystkie 4 odeszły w 1951 roku do Babolny. Wkład pierwszej
z nich jest szczególnie znaczący w polskich hodowli.
Ujazd
5 klaczy.
Doskonała Elza 1942 (Rasim Pierwszy-El Zabibe) - matka niezmiernie cennych
córek (Celina 1949, Ellora 1950 i Elżunia 1951). Rasima 1943 (Rasim
Pierwszy-Sardhana ) założyła cenną rodzinę przez swą wnuczkę Złotą Iwę
1958.
Oraz słabsze: Abaza 1935 (Fetysz-Fasila) z córką Rabdą 1943 po Rasim
Pierwszy i Katona 1941 (Lowelas-Khamza). Krew Elzy można znaleźć u szeregu
polskich ogierów i klaczy.
Pełkinie
6 klaczy.
Cenne Gahdar 1942 (Wielki Szlem-Gadila) matka ogiera Abu Afas 1947, Mira
1942 (Wielki Szlem-Hirfa) matka ogiera Mir Said 1953 oraz Musailima 1942
(Wielki Szlem-Tęcza) i Mlecha Pełkińska 1942 (Wielki Szlem-Zorza Pełkińska),
matki tylko klaczy. Oraz bezprzedmiotowe: Artszlemra 1944 (Wielki Szlem-Atfa)
i Buszlemra 1944 (Wielki Szlem-Bussorach).
Właściwie cała ta stawka nie odegrała większej roli w Albigowej.
Dobużek
2 klacze.
Cenna Karmen II 1937 (Koheilan I-Kasyda) matka doskonałej Karramby 1951,
która w stadninie pani Lindsay w Wielkiej Brytanii była najcenniejszą
klaczą oraz niezłej Kreolki 1957, a także dużo słabsza Kalja 1942 (Drop-Kaszma),
która w Albigowej nic cennego nie dała.
Gumniska
1 klacz.
Ferha 1943 (Kuhailan Abu Urkub-Udżda). Mało urodziwa i słabszego eksterieru,
ale o niezmiernie cennym rodowodzie (w II pokoleniu posiadała trzech przodków
or.ar.). Dała ogiera Faher 1953 oraz dwie córki, które niestety
nie zostały wykorzystane w hodowli.
Kraśnica
1 klacz. Doskonała Bałałajka 1941 (Amurath Sahib-Iwonka III). Matka szeregu
cennego potomstwa, na czele wybitnej polskiej klaczy Bandola 1948 i wybitnego
w USA ogiera Bask 1956. Bardzo zasłużona dla hodowli nie tylko polskiej,
ale i światowej.
Albigowa
posiadała w roku 1949 zapewne najcenniejszy materiał wyjściowy, jaki posiadała
wówczas Polska. Sukcesywnie przybywały z toru na remont doskonałe córki
Witraża, pochodzące od albigowskich klaczy, które jeszcze podnosiły wartość
hodowlaną stadniny.
W
latach 1948-1951 wcielono do stadniny 8 klaczy po ukończeniu prób dzielności
na torze wyścigowym. Były to hodowli: Pełkinie - 3 córki Wielkiego Szlema
- przeciętne Atszlemra 1944 i Buszlemra 1944 oraz cenniejsza Wielka Zorza
(matka ogiera Wiraż); Janowa słabsza Enorme 1944, bardzo cenna Gastronomia
1946, Arwila 1947, Arfa 1947 urodzona w stadninie Janowskiej, ale jeszcze
zapisana na Kraśnicę, córka Amurath Sahiba i Bałałajki, oraz bezprzedmiotowa
Anomalia 1947.
W
grudniu 1951 roku odeszły klacze babolniańskie do swojej macierzystej
stadniny. W roku 1957 w ramach wymiany odeszły do Michałowa klacze: Canaria
1942, Bint Canaria 1948 i Karmen II 1937 oraz do Nowego Dworu: Bryssaga
1950, Gastronomia 1946, Mussailima 1942, Rokiczana 1958 i Wielka Zorza
1945.
W
1956 roku zostały zakupione klacze z Tierska: Pikirowka 1953 - wyeliminowana
z hodowli w 1960 roku i Piewica 1953 (Priboj-Włodarka), która bardzo zasłużyła
się w hodowli, dając ogiery i klacze.
W
roku 1957 odeszły (zmniejszano stan klaczy) do nowo zorganizowanej stadniny
Instytutu Zootechniki w Rymanowie. Były to: Anomalia 1947, Córa Mlechy
1949, Bonita 1950, Orfa 1951 i Femina 1952. niestety w 1958 roku stadninę
te zlikwidowano, a konie sprzedano z licytacji na targu w Sanoku.
Nowopowstała,
tak dobrze zapowiadająca się stadnina, musiała jednak przeżyć i momenty
tragiczne. W lutym 1950 padła na kolkę Mlecha Pełkińska, a w październiku
1951 zginęły wpadając do rowu melioracyjnego, wyrwawszy się z pastwiska
Abaza i nieodżałowana Elza.
Nie ma stadniny bez upadków, ale w takiej małej, każdy koń staje się wprost
członkiem rodziny i rozstanie się z nim jest niewymownie przykre.
W
czasie istnienia stadniny było tam czynnych 15 ogierów czołowych, mniej
lub bardziej cennych.
Pierwszym
ogierem, który przyszedł z Posadowa wraz z klaczami był gniady janowski
Witraż 1938 (Ofir-Makata). Wymiary 153-180-19. Koń ogromnej urody i klasy.
Przepiękna głowa osadzona na nieco grubej, wygiętej szyi. Szerokie czoło,
duże nozdrza, prześliczne oko, nieduże, rzeźbione uszy. Bardzo wyraźny
kłąb, nieco miękka nerka. Długi horyzontalny zad, o wspaniałej osadzie
ogona. Niewielki podkrój przednich nóg, który potrafił przekazać potomstwu.
Trudny charakter. Stanowił w Albigowej w latach 1948-55, w sumie 8 lat
(Wcześniej stanowił w Janowie, a później w Nowym Dworze, dał ogółem 4
ogiery i 27 klaczy). W Albigowej pozostawił 18 doskonałych klaczy, klasy
międzynarodowej, a pięć z nich dało aż 10 ogierów czołowych. Szereg jego
synów sprzedano na eksport. Z nich wyróżnił się Bask 1956 (Champion USA
na pokazach oraz ojciec championów i championek). Gdy swego czasu pan
Patterson zapytał mnie, jak to się stało, że Albigowa miała takie cudowne
klacze, odpowiedziałem, że powinien o to zapytać Witraża - ich ojca.
Początkowo Witraż działa sam, następnie pomagały mu ogiery: Gabor, El
Haifi i Trypolis.
Kary
Gabor 1944 (Kuhailan Abu Urkub-Kohejlanka) urodził się w Gumniskach. Był
mało urodziwy, wysokonożny, płaski, wałachowaty, jedynie z ciekawym rodowodem.
Pokrył w Albigowej w latach 1949 i 1952 kilka klaczy. Pozostawił dwie
słabe klacze i ogiera Mir Said 1953, bardzo dzielnego (Derby i Porównawcza)
użytego w Janowie Podlaskim.
Gniady
El Haifi 1935 (Kuhailan Haifi-Pomponia) urodził się w Pełkiniach. Wymiary:
153-185-19.5. Koń nawet urodziwy, dobry górą z kapitalnym ruchem, ale
wysokonożny, na słabym spodzie, którą to wadę potęgował jeszcze w potomstwie.
Stanowił
w Albigowej 1947-48 i 1950-52 w sumie 5 lat. Pozostawił jedną klacz i
3 ogiery. Dawał dzielne potomstwo: Bej Assan 1953 - wygrał dwa razy Porównawczą,
a Czeremcha 1949 - Oaks.
Trypolis
1937 (Enwer Bej-Kahira), siwy, urodzony w Janowie. Wymiary: 152-182-19.
Bardzo urodziwy, reprezentował dużą klasę. Piękna głowa i szyja. Głęboka
i szeroka klatka piersiowa, miękki górą, krótki zad, modelowe przednie
nogi, słabsze tylne. kapitalny ruch. W Albigowej stanowił w latach 1951-1952.
Stadnina wiązała duże nadzieje z użyciem tego wspaniałego ogiera, znając
jego doskonałe córki, które dał w Janowie w okresie wojennym. Niestety
nie został on użyty na odpowiednie klacze i pozostawił tylko dwa ogiery,
z których Faher 1953 przedłużył słynny ród Krzyżyka. Ogółem Trypolis w
Janowie, Nowym Dworze, Klemensowie i Albigowej dał 3 ogiery i 14 klaczy,
z których Carmen 1942 dała Cometa 1953, a Canaria 1942 - Celebesa 1949.
Wydaje mi się, że ogier ten nie został w pełni wykorzystany w polskiej
hodowli.
W
dniu 1 września 1951 roku przyszedłem do Albigowej na etat asystenta.
Zastałem tam doskonały materiał hodowlany. Pozostało mi tylko zająć się
techniką żywienia i wychowu młodzieży (zastosowanie kierowanego ruchu),
który był dotychczas zbyt "alkierzowy". Już pierwszy rocznik
wychowany w nowych warunkach postawił stadninę na czele listy wygranych.
Zdając sobie sprawę z niewielkiej populacji klaczy czystej krwi arabskiej
(było ich wówczas 75-80 sztuk), doszedłem do przekonania, że najbardziej
groźnym jest czekające spokrewnienie. Zaobserwowałem przy tym, że bliskie
inbredy na tak doskonałe ogiery jak Ofir 1953 i Kuhailan Haifi nie dają
oczekiwanych wyników. A nawet szereg otrzymanych w chowie krewniaczym
koni było destruktami. Począłem więc staranie o użycie w Albigowej ogierów
nawet słabszych, ale pochodzących z linii mało wówczas popularnych i nie
używanych w hodowli, oraz ogiery posiadające "obce" rodowody
w stosunku do posiadanych klaczy. Kierownictwo hodowli odniosło się życzliwie
do tych poczynań, umożliwiając realizację szeregu koncepcji.
I
tak użyto ogiery; Morocz, Omar II, Laur i Geyran.
Janowski
gniady Morocz 1931 (Mazepa II-Elstera) o wymiarach 155-179-19.5. Duży,
wysokonożny, w typie urodziwego angloaraba, o nawet nie brzydkiej, ale
nie arabskiej głowie. Niski kłąb, nieco miękki górą, spadzisty zad, skośna
łopatka, fenomenalny ruch. Idealny charakter i wspaniałe zdrowie oraz
wykorzystanie paszy, które to cechy wiernie przekazywał potomstwu. A Albigowej
stanowił w latach 1953-54. Pozostawił tylko dwie dobre klacze, które niestety
zginęły tragicznie. Jeden z jego synów działał w PSO Białka, zakładając
swój ród w półkrwi.
Omar
II 1933 (Hardy-Dora), jasno-gniady, urodzony w Janowie. Wymiary:
152-180-19. Brzydka głowa, głęboki i szeroki, na krótkiej nodze. Dobra
przednia noga, ubogi staw skokowy. Prosiłem o niego na podstawie rodowodu
- miał bardzo dobrą matkę i doskonałe obie babki. jest takie powiedzenie:
"Rodowód oprawić w ramki, a konia..." "Prawie" taki
był Omar II. W Albigowej stanowił w latach 1954-55. Dał 4 klacze, z nich
Harfa 1955 i Abhazja 1956 wygrały Oaks oraz założyły bardzo cenne rodziny,
a ogier Wiśnicz 1955 wygrał Derby. Niestety potomstwo jego w większości
było mało szlachetne.
Laur
1946 (Lotnik-Kalina), siwy, urodzony w Janowie. Wymiary: 155-183-19. Duży,
rosły koń o swoistej urodzie. Prawidłowej budowy, poza przednimi kończynami,
które od napięstka były krzywe na zewnątrz, co jednak nie przeszkodziło
mu wygrać Derby i Porównawczą. najwspanialszy wierzchowiec na jakim kiedykolwiek
jeździłem. Stanowił w Albigowej w latach 1955 i 1958. Dał 5 klaczy (a
z nich Bogoria 1956 jest babką słynnego ogiera Probat 1979), oraz
2 ogiery: Chazara 1956 użytego w kraju oraz Semena 1956 (Derby i dwa razy
Porównawcza) sprzedanego do Tierska i tam użytego.
Geyran
1937 (Kaszmir-Zorza Pełkińska) siwy, urodzony w Pełkiniach. Potężny koń.
Wymiary: 156-194-20. Duża, mało urodziwa głowa, jednak z pięknym czarnym
okiem, osadzona na długiej szyi. Głęboka i bardzo szeroka klatka piersiowa.
Długie przednie pęciny, słabe stawy skokowe. Fenomenalny ruch kłusaka,
a nie araba. Stanowił w Albigowej w latach 1956-57 i dał trzy klacze.
Z nich Arwistawa 1958 zdobyła tytuły Championki USA i Kanady. Dał również
ogiera Cargo 1958 sprzedanego Węgrom. Potomstwo jego dziedziczyło ruch
i wadliwą budowę kończyn i niestety było zbyt mało urodziwe.
Niestety
z tych czterech ogierów tylko Laur przedłużył o jedno pokolenie swój ród,
dając ogiera użytego do hodowli.
Większość
używanych ówcześnie ogierów czołowych była bardzo wysokiej klasy i synowie
Morocza, Omara II, Geyrana, jak również wnuka Laura, chociaż było od nich
lepsze, to daleko mu było do Witraża, Wielkiego Szlema, Trypolisa i Cometa.
Dochodzące
z USA wiadomości o sukcesach potomstwa słynnego Skowronka 1909 spowodowało
zainteresowanie polskich hodowców tym rodem. W 1955 roku udało się zakupić
w Tiersku prawnuka Skowronka - siwego Nabora (Negatiw-Łagodna), urodzonego
w 1950 roku w Tiersku. Wymiary: 150-180-19. Bardzo piękna głowa, z łagodnym
czarnym okiem, osadzona na wygiętej, proporcjonalnej szyi,. Miękki górą,
okrągły zad. mało suchy i precyzyjny na kończynach. W Albigowej działał
tylko w 1956 roku. Pozostawił 2 klacze i 2 ogiery: Mirza 1957 (jedyny
jego syn tak wybitny na wyścigach) sprzedanego do USA i Argos 1957 sprzedanego
do Anglii.
Głównymi
ogierami w Albigowej był Witraż, a w Nowym Dworze Wielki Szlem. Postanowiono
obydwa te ogiery zamienić ze sobą, aby sprawdzić je na innych klaczach.
Wielki
Szlem (Ofir-Elegantka) gniady, urodzony w 1938 roku w janowie. Wymiary:
147-191-19.5. Bardzo urodziwa, krótka, szeroka z pięknym okiem głowa,
osadzona na długiej, lekko wygiętej szyi. Długi, ale mało wyraźny kłąb.
Bardzo dobra górna linia grzbietu, zakończona mocnym, prostopadłym zadem.
Bardzo głęboka i szeroka klatka piersiowa. Modelowa przednia noga i niewiele
jej ustępująca tylna. Dobry ruch - nieco szeroki rozrzut zadnich nóg,
co potrafił przekazywać potomstwu. Dawał urodę i typ, poprawiając przy
tym eksterier.
Wielki Szlem stanowił w Albigowej tylko w 1956 roku i pół sezonu w 1957
roku. Następnie powrócił do Nowego Dworu, gdzie Witraż okazał się niepłodny.
Pozostawił w Albigowej 4 dobre córki - sprzedane na eksport, które nie
dorównały jednak córkom Witraża.
Bad
Afas 1940 (Kuhailan Afas-Bad) gniady urodzony w Zabawie. Wymiary: 148-175-19.5.
mało urodziwa, duża, ale sucha głowa, osadzona na długiej, pięknej szyi.
Bardzo wyraźnie zaznaczony kłąb, dobra linia góry, mocny zad. Suchy, poprawny
spód, duże mocne kopyta. Doskonały ruch. Bardzo męski. Pokrył w 1956 roku
trzy klacze, z nich jedną sprzedano źrebną, a źrebięta obydwu następnych
wyeliminowano z hodowli.
Arax
1952 (Amurath Sahib-Abgara) gniady, urodzony W Klemensowie. Wymiary: 154-177-19.
Duża, męska urodziwa głowa, długa, pięknie ustawiona szyja, wyraźny kłąb,
bardzo dobra linia góry, zakończona prostopadłym zadem, duże ramy. Głęboka
i szeroka klatka piersiowa. mało suchy i dokładny w kończynach. Kapitalny
ruch. Stanowił w Albigowej tylko w 1957 roku, a następnie został sprzedany
do Tierska, gdzie stał się epokowym reproduktorem. Pozostawił w Polsce
trzy klacze: Boltonka 1964 zdobyła tytuł Vice Championki USA, a Złota
Iwa 1958 założyła cenną linię.
Wydaje mi się, że za szybko zrezygnowano z tego ogiera, nie zobaczywszy
jego potomstwa. Pracę z tym rodem oparto bowiem na jego w 3/4 bracie -
ogierze Gwarnym 1953.
Faher
1953 (Trypolis-Ferha) siwy, urodzony w Albigowej. Wymiary: 1953-1985-19.5.
Po raz pierwszy boks ogiera czołowego zajął koń własnej hodowli. na chwile
tę czekano aż 10 lat. Był to rosły koń, z dużą, ale proporcjonalną i wyrazistą
głową. Bardzo głęboka i szeroka klatka piersiowa. Mało dokładny na spodzie.
Działał w Albigowej w latach 1957-59. Dał 5 ogierów, z których 3 zostały
użyte w kraju (jego wnukiem był Banat 1967 - Champion Anglii). Dał również
12 klaczy, z których Etna 1959 i Penza 1959 bardzo się zasłużyły w hodowli,
dając ogiery czołowe. Syn Fahera - Barysz 1960 w 1966 roku znalazł się
w pierwszej dziesiątce ogierów w Kanadzie.
Po
odejściu Fahera, jego boks zajął następny syn Trypolisa - Sędziwój 1954
od Saga urodzony w 1954 roku w Michałowie. Wymiary: 156-185-19. Brat wybitnej
klaczy Canaria 1942, niestety z tą różnicą, że jego rodzice w chwili poczęcia
siostry mieli w sumie 9 lat, a w chwili jego poczęcia aż 31 lat. Był to
rosły, średniej urody koń, wysokonożny i mało dokładny na spodzie. Stanowił
w Albigowej w latach 1960-61. Pozostawił 7 klaczy średniej wartości i
dwa ogiery, z których Ariel 1961 został użyty w kraju.
Pietuszok 1954 (Priboj-Taktika) gniady, urodził się w Tiersku. Importowany
został do Polski w 1958 roku. Wymiary: 157-186-20. prawnuk bardzo zasłużonego
w Janowie ogiera Koheilan I 1922. Właściwie trudno mu było odmówić urody,
ale była to trochę inna uroda, nie polska, do której byliśmy przyzwyczajeni.
przy niedużych, suchych jak pieprz i bardzo urodziwych córkach Witraża
raził swoim wzrostem, kalibrem i urodą. Niebrzydka głowa, długa szyja,
wyraźny kłąb, duże ramy, prawidłowa postawa mało suchych kończyn. Z bardzo
dobrymi klaczami dał bardzo cenne potomstwo. W Albigowej stanowił w latach
1958-61, w sumie 4 lata, ale urodziły się po nim tylko trzy roczniki źrebiąt,
czwarty już w Janowie. Dał trzy ogiery, z których Wosk 1961 został użyty
w kraju, a Bajram 1959 uzyskał tytuł Championa Kanady. W Albigowej dał
4 klacze, w Janowie jeszcze 5, z których Andora 1961 i Algonkina 1961
dały ogiery użyte w kraju. jego potomstwo było dzielne na torze wyścigowym.
Odszedł razem z klaczami do Janowa, gdzie był również użyty.
Stan
klaczy w Stadninie Koni Albigowa na dzień 1 stycznia kształtował się następująco
tabela
Z
23 klaczy znajdujących się na 1.1.1961 - jedna klacz została wybrakowana,
a 22 klacze wraz z całym przychówkiem odeszły latem 1961 roku do Janowa.
Na ich miejsce przyszły do Albigowej z Zagórzyc klacze Furioso-przedświtki,
które przebywały tam do 1966 roku, kiedy to stadninę zlikwidowano, a obiekt
idealny do hodowli koni, przekazano do Instytutu Sadownictwa.
W
stadninie Koni Albigowa urodziło się ogółem 14 roczników źrebiąt. Wśród
nich było aż 11 ogierów czołowych na czele ze znakomitym Celebesem 1949.
W
Albigowej urodziło się również szereg bardzo cennych klaczy, na czele
z Bandolą 1948, Celiną 1949, Ellorą 1950, Etną 1959 i Penzą 1959, nie
sposób ich wszystkich wymienić.
Konie
hodowli Albigowej wygrały ogółem 17 nagród klasycznych: 6 razy Derby,
5 razy Oaks i 6 razy Porównawczą. Na czele listy wygranych stała sześciokrotnie:
1956-57, 1959-62.
W
roku 1953 został zwolniony ze względu na swoją służbę w "sanacyjnym"
wojsku dyrektor Kazimierz Małecki, a na jego miejsce przyszedł Józef Jakubowski,
który w 1955 odszedł do Kobylina. Dyrektorem Albigowej w latach 1956-60
był Franciszek Mieszkowski, których odchodząc na emeryturę przekazał swoją
funkcję Adamowi Niedziałkowskiemu, który w 1966 roku "zlikwidował"
Stadninę Koni Albigowa. Wyżej wymienionym pomagałem do roku 1958. Koniuszym
po śmiecie Józefa Majchrzaka został kazimierz Sitek, który jest obecnie
brygadzistą w Instytucie Sadownictwa - zakład Albigowa.
Kilka
uzupełnień do artykułu Magdaleny Leś
"O farmie pani Patrycji Lindsay"
Roman Pankiewicz
Zaraz
po moim odejściu z Albigowej w lipcu 1958 roku, przyjechała tam patricia
Lindsay i wybrała kilka klaczy. Ponieważ w Albigowej nie było wtedy nikogo
zajmującego się hodowlą koni (robił to sam dyrektor Franciszek Mieszkowski,
doskonały rolnik i administrator, nie mający pretensji do znawstwa koni),
otrzymałem list, ze Stanisła Schuch - szef hodowli koni w ZHZZ polecił
mi napisać moją opinię na temat wybranych przez nią koni.
Napisałem,
że Celinę należy sprzedać, bo przyniesie nam ogromną reklamę z powodu
swej urody (zdobyła tytuł Championki Wielkiej Brytanii). Również poleciłem
sprzedać Cisse, bo do tej klaczy nie maiłem zaufania, zresztą Janów nieco
później w 1962 roku sprzedał ją do USA. natomiast zaklinałem na wszystkie
świętości, żaby nie sprzedawać Karramby. Niestety Cissa została, a Celina
i Karramba odeszły. Pani Lindsay Celinę odstąpiła innemu hodowcy, ale
karrambę zachowała do śmierci.
Nie
chce tutaj się chwalić znawstwem koni, chcę tylko powiedzieć, że miałem
ogromne przekonanie wewnętrzne - okazało się, że jakże słuszne, iż Karramba
będzie wybitną matką.
Hodowcy
powinni się jednak wsłuchiwać w to co im powie intuicja. chociaż czasami.
Karramba w chwili sprzedaży maiła tylko jedno źrebię i to z kiepskim ogierem
- Geyranem, więc nie można powiedzieć, że była już sprawdzoną matką. jej
dwie półsiostry, urodzone w późniejszym czasie, nie dorównały tej doskonałej
klaczy. No cóż, szczęście to, czy znawstwo pani Lindsay - chyba jedno
i drugie.
Przy
każdym z nią spotkaniu, wypowiadam, że pozbawiła polską hodowlę takiej
cennej klaczy. Ale czy uchowałaby się ona długo w polskiej hodowli w czasach
przeogromnego eksportu? Miała ona na jednym stawie zajęczaka i to by u
niej z pewnością dostrzeżono, uważając to za dyskwalifikację do hodowli.
Nie wiem czy go przekazywała, ale myślę że raczej nie. Pani Lindsay na
szczęście on nie przeszkodził. Lepiej więc, że "poszła w dobre ręce"
i że została w pełni wykorzystana w hodowli.
Spis
treści
On
te konie na prawdę kocha...
***
Kurier Arabski
Joanna Grootings - redaktor
Korfowe Arabians
Korfowe 7
05-085 Kampinos
top
|